[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakieś powiązanie.Wszystko jedno co.Pantera nachyla się i szepcze coś Akkaratowi do ucha.Anderson ma wrażenie, żerozpoznaje go z przyjęcia na barce.Jeden z ludzi Somdeta Chaoprayi.Ten grozny, o dzikiejtwarzy i martwych oczach.Szepcze dalej.Akkarat kiwa stanowczo głową. Khap.Każe swoim ludziom wepchnąć Andersona i Carlyle a do sąsiedniego pokoju. No dobrze, khun Anderson.Zobaczymy, co się da ustalić. Ciskają go na podłogę obokCarlyle a. Czujcie się jak u siebie mówi Akkarat. Dałem swoim ludziom dwanaściegodzin na dochodzenie.Módlcie się do swojego grahamickiego boga, żeby wasza wersja siępotwierdziła.Anderson czuje nową nadzieję. Dowiedz się, czego się da.Zobaczysz, że to nie my.Przekonasz się. Oblizuje rozbitąwargę. Ta nakręcanka to tylko taka japońska zabawka.Ktoś inny jest za to odpowiedzialny.Białe koszule po prostu próbują nas skłócić.Stawiam dziesięć do jednego, że to ruch białychkoszul przeciwko nam. Się okaże.Anderson pozwala głowie opaść ku ścianie, pod skórą buzuje mu adrenalina.Rękadygocze.Złamany palec zwisa bezużytecznie.Czas.Kupił trochę czasu.Teraz trzeba tylkoczekać.Znalezć coś innego, chwycić się tego, żeby przeżyć.Znowu kaszle, krzywiąc się odbólu żeber.Carlyle jęczy, ale nie odzyskuje przytomności.Anderson kaszle jeszcze raz i wbija wzrokw ścianę, zbierając siły do kolejnej rundy konfliktu z Akkaratem.Jednakże, kiedy rozważawszystkie aspekty, próbując zrozumieć, dlaczego sytuacja się tak gwałtownie zmieniła,uporczywie powraca doń jeden obraz.Widok biegnącej na balkon i wyskakującej w mroknakręcania, szybszej niż wszystko, co w życiu widział, jak zjawa sam ruch i dziki wdzięk.Szybkość i płynność.Przerażająco piękna, kiedy porusza się tak szybko.XXXIIWokół Kanyi kłębi się dym.Wykryto jeszcze cztery ofiary, oprócz tych, które wcześniejznalezli w szpitalach.Choroba mutuje szybciej niż się spodziewała.Gi Bu Sen sugerował, żeto możliwe, ale liczba trupów budzi w niej złe przeczucia.Pai idzie wzdłuż brzegu stawu rybnego.Wrzucili do niego ług i chlor, całe wory.Wokółunoszą się gryzące chmury, zmuszając wszystkich do kaszlu.Tak śmierdzi strach.Wspomina zasypywanie innych stawów, innych ludzi zbitych w gromadkę, podczas gdypo wsi wędrują białe koszule i palą, palą, palą.Zamyka oczy.Jakże wtedy ich nienawidziła.Dlatego, kiedy miejscowy jao por zobaczył, że jest bystra i ambitna, wysłał ją do stolicy zpoleceniem: zgłoś się na ochotnika do białych koszul, pracuj dla nich, wkradnij się w ichłaski.Wiejski ojciec chrzestny, pracujący ręka w rękę z wrogami białych koszul.Knującyzemstę za uzurpację swojej władzy.Dziesiątki innych dzieci też poszły na południe, żeby żebrać pod drzwiami Ministerstwa,wszystkie z takimi samymi wskazówkami.Z tych, które przyszły razem z nią, tylko onadoszła tak wysoko, ale wie, że po całej strukturze rozsiani są jeszcze inni.Inne zgorzkniałelojalne dzieci. Wybaczam ci mruczy Jaidee.Kanya kręci głową i nie zwraca na niego uwagi.Macha na Paia, dając znać, że stawy sągotowe do zasypania.Jeśli im się poszczęści, wioska przestanie istnieć.Jej ludzie pracujągorliwie, chcą szybko sobie stąd pójść.Wszyscy mają maski i kombinezony, ale wbezlitosnym upale to raczej tortura niż ochrona.Kolejne chmury gryzącego dymu.Miejscowi płaczą.Mała Mai wpatruje się w Kanyę,twarz ma bez wyrazu.To w jej życiu chwila kształtująca osobowość.Utknie w jej pamięci,jak ość w gardle; nigdy się od niej nie uwolni.Kanya całym sercem jest z nią.Gdybyś tylko rozumiała.To jednak jest niemożliwe byktoś tak mały pojął szarą brutalność życia.Gdybym tak ja mogła to wtedy zrozumieć. Pani kapitan!Odwraca się.Jakiś człowiek schodzi z wałów, potyka się w błocie pól ryżowych, człapiepomiędzy zielonymi jak klejnoty pędami.Pai unosi z zainteresowaniem głowę, ale Kanyamacha nań ręką.Posłaniec dociera zadyszany. Uśmiechy Buddy dla pani i Ministerstwa. Staje w wyczekującej pozycji. Teraz? Kanya wytrzeszcza nań oczy.Ogląda się na płonącą wioskę. Teraz mam iść?Młody chłopak rozgląda się nerwowo, zaskoczony reakcją.Kanya macha niecierpliwieręką. Powiedz jeszcze raz.Teraz? Uśmiechy Buddy dla pani i Ministerstwa.Wszystkie drogi zaczynają się w sercu KrungThep.Wszystkie drogi.Kanya krzywi się i przywołuje porucznika. Pai! Muszę iść. Teraz? Podchodząc do niej, opanowuje zdziwienie.Kanya kiwa głową. Nie da rady nie pójść. A co z miejscowymi? Niech tu siedzą kamieniem.Zciągnij dla nich żywność.Jeśli nikt więcej w tym tygodniunie zachoruje, to może będzie koniec. Myślisz, że będziemy mieć tyle szczęścia?Kanya zmusza się do uśmiechu, pomyślawszy, jakie to nienaturalne dodawać otuchykomuś o takim doświadczeniu, jak Pai. Można mieć nadzieję. Kiwa na chłopca. No to jedziemy. Ogląda się na Paia. Jakskończysz tutaj, przyjdz do mnie do Ministerstwa.Zostało jeszcze jedno miejsce do spalenia. Fabryka faranga?Kanya niemal uśmiecha się, widząc tę jego gorliwość. Nie możemy zostawić nieoczyszczonego samego zródła.Przecież na tym polega naszapraca. Jesteś nowym Tygrysem! wykrzykuje Pai.Poklepuje ją po plecach, a potemprzypomina sobie swój stopień, przepraszająco składa dłonie w wai i pędzi kończyćniszczenie wioski. Nowy Tygrys mruczy Jaidee obok niej. Niezle, Kanya. Wszystko przez ciebie.Tak ich wyszkoliłeś, że potrzebują radykała [ Pobierz całość w formacie PDF ]