[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po każdym z nich nad doliną przetaczał się grom i złowieszczo dudnił, odchodząc na północ.Mieszkańcy Yale obawiali się, że masy wody, które spłyną ze wzgórz, zagrożą ich wątłym domostwom i nie osłoniętym poletkom.Gromadzili się codziennie w karczmie Ohmsforda i nad kuflem piwa rozprawiali z niepokojem o pogodzie.Co chwila któryś z gości spoglądał nienawistnie na strugi deszczu za oknami.Flick i Shea przyglądali się temu w milczeniu i obserwowali zaniepokojone twarze.Początkowo wszyscy mieli nadzieję, że nawałnica szybko się skończy, ale gdy trzeciego dnia wciąż nie było widać oznak poprawy pogody, na twarzach ludzi, zbitych w niewielkie grupki, zagościł strach.Dopiero czwartego dnia około południa ulewa osłabła, a jej miejsce zajęła dokuczliwa mżawka.Było parno i mglisto.Rozdrażnieni ludzie utyskiwali na każdym kroku.Tłum w karczmie zaczął rzednąć.Mieszkańcy osady powoli wracali do przerwanych prac.Flick i Shea także mieli co robić.Nawałnica uszkodziła okiennice i zerwała kilkanaście dachówek.Pojawiły się duże przecieki w dachu nad bocznymi skrzydłami karczmy.Wyrwany z korzeniami wiąz zniszczył szopę na tyłach domostwa.Dopiero po kilku dniach wyczerpującej pracy bracia uporali się z uszkodzeniami.Po dziesięciu dniach deszcz ustał.Wielkie chmury rozeszły się, odsłaniając błękitne niebo, po którym spokojnie wędrowały białe obłoczki.Powódź, której tak bardzo obawiali się mieszkańcy Yale, nie nadeszła.Gdy ziemia podeschła, mogli powrócić do prac w polu.Tu i ówdzie kałuże mętnej wody przypominały o niedawnej ulewie, ale i te w końcu wchłonęła wiecznie spragniona ziemia.Chłopcy naprawili drobne uszkodzenia i zajęli się szopą.W czasie pracy dochodziły ich strzępy rozmów z karczmy.Mieszkańcy osady zgodnie twierdzili, że jeszcze nigdy o tej porze roku nie było tak wielkiej nawałnicy.Jej siłę i skutki porównywano do zimowych burz w górach na północy, podczas których wichura mogła zmieść ze skał nierozważnego wędrowca i zrzucić go w przepaść.Nieoczekiwana burza sprawiła, że mieszkańcy Yale znowu zwrócili uwagę na pogłoski o dziwnych zdarzeniach na dalekiej Północy.Bracia wsłuchiwali się w każdą rozmowę, ale nie dowiedzieli się niczego ciekawego.Kiedy byli sami, często wspominali Allanona i jego dziwną historię o królewskim rodowodzie Shei.Rzeczowy i praktyczny Flick uznał, że to albo czysta fantazja, albo kiepski żart.Shea wykazywał więcej tolerancji.Mimo wątpliwości nie chciał odrzucić tej historii, ale równocześnie nie był w stanie zaakceptować jej do końca.Nie chciał też zbyć jej wzruszeniem ramion.Przeczuwał, że jest jeszcze wiele spraw, o których nie wiedział.Sam Allanon wciąż pozostawał tajemnicą.Ponieważ jednak nie znał wszystkich faktów, musiał się zadowolić tym, co miał.Stale nosił przy sobie Kamienie Elfów.Flick przynajmniej kilka razy dziennie mruczał coś na ich temat oraz na temat opowieści Allanona.Shea nie przejmował się uwagami brata.Bacznie obserwował wszystkich wędrujących przez Yale, wypatrując znaku Czaszki na ich ubraniach i rzeczach osobistych.Nie zauważył niczego niepokojącego, niebawem więc, znudzony bezowocną obserwacją, uznał, że tę próbę łatwowierności przegrał z kretesem.Przez ponad trzy tygodnie od zniknięcia Allanona nie wydarzyło się nic godnego uwagi.Aż do pewnego popołudnia.Tego dnia bracia wyszli poza teren osady, by przysposobić brakujące dachówki.Kiedy wrócili, był prawie wieczór.Ojciec siedział w kuchni na swoim ulubionym miejscu z głową pochyloną nad talerzem parującej strawy.Machnął im ręką na powitanie i powiedział:- Jest list do ciebie, Sheo.Od kogoś nazwiskiem Leah.Podał chłopcu długi, biały arkusz złożony na pół.Shea wydał okrzyk zdziwienia i wziął list.- Wiedziałem, wiedziałem - mruczał niezadowolony Flick.- To zbyt piękne, żeby było prawdziwe.Największy rozrabiaka z Sudlandii uznał, że za długo żyło nam się w spokoju.Lepiej podrzyj ten papier, bracie.Shea tymczasem otworzył zapieczętowany arkusz i czytał, nie zwracając uwagi na Flicka.Ten tylko wzruszył ramionami z niesmakiem i usiadł na taborecie obok ojca, który wrócił do przerwanego posiłku.Leah pyta, gdzieśmy się podziewali, i chce, żebyśmy go odwiedzili jak najprędzej - powiedział Shea ze śmiechem.- No pewnie - burknął Flick.- Znowu kombinuje, kogo by tu wpędzić w kłopoty.Równie dobrze moglibyśmy dobrowolnie rzucić się z jakiejś skały.Już zapomniałeś, jak nas ugościł Menion Leah ostatnim razem? Zgubiliśmy się w Borze Czarnych Dębów i omal nie pożarły nas wilki! Niezwykła przygoda.Do końca życia mu tego nie zapomnę.Prędzej dostaną mnie Cienie, niż skorzystam z tego zaproszenia!Rozbawiony Shea objął brata ramieniem.- Zazdrościsz Menionowi, bo jest królewskim synem i może robić, co mu się podoba.- Też mam czego zazdrościć! - prychnął Flick [ Pobierz całość w formacie PDF ]