[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A przy okazji, moja panno,twoi hałaśliwi przyjaciele uciekli.- Tak, wiem.- Czy to nie przykre? A przecież uczciwie obiecali straży, że zostaną.- PaniProust najwyraźniej chciała zachować reputację osoby złośliwej.- No tak.Rob Rozbój powiedziałby pewnie, że są sytuacje, kiedy obietnicewinny być dotrzymywane, i sytuacje, kiedy obietnice należy łamać, i potrzebnyjest Feegle, żeby je odróżnić.Pani Proust uśmiechnęła się szeroko.- Mogłabyś prawie być z miasta, panno Tiffany Obolała.Jeśli trzeba pilnować czegoś, co nie potrzebuje pilnowania, ponieważ niktprzy zdrowych zmysłach nie spróbowałby tego ukraść, to kapral Nobbs zeStraży Miejskiej jest - z braku lepszych sposobów opisania go i braku twardychdowodów biologicznych świadczących o czymś innym - odpowiednimczłowiekiem.W tej chwili stał w ciemnych, chrzęszczących ruinachKrólewskiej Głowy.Palił okropnego papierosa, zrobionego metodą skręceniaw świeżej bibułce cuchnących niedopałków wcześniej wypalonychpapierosów, a potem ssanie tej potwornej mieszaniny, aż ukaże się jakiś dym.Nie zauważył ręki, która uniosła jego hełm, prawie w ogóle nie poczułchirurgicznego uderzenia w głowę, a już na pewno nie poczuł stwardniałychmałych dłoni, które umieściły mu hełm z powrotem na głowie, a jego samegodelikatnie opuściły na ziemię.- Dobra! - rzucił chrapliwym szeptem Rob Rozbój.- Ni ma duzo cosu, wicie,no to.- No, no.Wiedziałem, ze wrócicie tutaj, chłystki, jak ino dość długo pocekam- dał się słyszeć głos z ciemności.- Jak pies wraca do tego, co nazygał, a głupiecdo swojej głupoty, tak psestępca wraca na miejsce zbrodni.Strażnik znany jako Ciut Szalony Artur zapalił zapałkę, która dla Feeglastanowiła całkiem dobrą pochodnię.Brzdęknęło, kiedy coś, co dla Feegla miałorozmiar tarczy, ale dla ludzkiego policjanta byłoby odznaką, wylądowało przednim na podłodze.- To zeby wam pokazać, ciut durnie, że nie jestem na słuzbie.Jasne? Niemozna być policjantem bez łodznaki.Zgadza sie? Bo zem chciał sprawdzić,cemu wy, łosusty jedne, gadacie jak nalezy, jak ja normalnie.Bo wicie, ja niejestem Feeglem.Feeglowie spojrzeli na Roba Rozbója, który wzruszył ramionami.- No a myślis, ze cym jesteś, do licha?Ciut Szalony Artur przeczesał palcami włosy i nic z nich nie wypadło.- No, mój tatko mi mówił, zem jest gnomem, jak on.Przerwał, ponieważ Feeglowie pohukiwali i klepali się po udach z uciechy, ato zwykłe trwa przez dłuższy czas.Ciut Szalony Artur przyglądał im się przezchwilę.- Nie uważam tego za śmiesne! - krzyknął.- To sam se siebie posłuchaj! - poradził Rob Rozbój, ocierając łzy z oczu.-Mówis feeglowym, to jasne! Cy twoja mama i tatko ci nie mówili? My,Feeglowie, rodzimy sie juz z wiedzą o mówieniu, tak samo jako pies wie, jakma scekać.Nie psekonas mie, ześ jest gnomem! Następnym razem powies, ześjest sksatem!Ciut Szalony Artur popatrzył na swoje buty.- Mój tata zrobił mi te buty.Nijak zem nie mógł sie zmusić, coby mu pedzieć,ze nie lubie butów na stopeckach.Łod setek lat, wicie, cała rodzina syła inaprawiała buty, a ja zem nie był dobry w sewstwie.Az pewnego dnia starsiplemienia wezwali mnie syćkie i pedzieli, zem jest znajd.Psenosili sie donowego łobozowiska i mnie nasli, zaraz łobok krogulca, którego zem zadusiłna śmierć, kiedy łon porwał mnie z kołyski.Uważali, że kciał mie zabrać dodomu i nakarmić mną pisklaki.I te stare gnomy skupiły razem swoje kapelusei pedziały, ze chociaż byliby scęśliwi, jakbym tak sie łostał, bo psecie umiemlisy na śmierć zagryzać i w ogóle, to może jednak psysed cas, cobym rusył wświat i posukał mojego ludu.- No to, chłopecku, właśnie ześ go naseł! - zawołał Rob Rozbój i z rozmachemklepnął go w ramię.- Dobze ześ zrobił, jak ześ posłuchał tych starych sewców.Cystą mądrość ci mówili, ni ma co!Zawahał się, ale zaraz podjął.- Jednak to jest taka ciut troskę trudna sytuacja, bo ześ jest.ino bez urazy.policjantem.- Odskoczył w tył, na wszelki wypadek.- Istowo - zgodził się z satysfakcją Ciut Szalony Artur.- A wy za to jesteściebandą złodziejskich pijanych nikcemników i łoprysków, bez zadnego zupełniesacunku dla prawa.Feeglowie z satysfakcją kiwali głowami, chociaż Rob Rozbój wtrącił:- A nie pseskadzałoby ci, coby do słowa „pijani” dodać „agresywni”? Niechcielibyśmy, coby sie za tanio spsedać.- A co z kradzeniem ślimaków, Rob? - podpowiedział Tępak Wullie.- No wis.tak po faktycnej prawdzie to kradzenie ślimaków jest na razie nawcesnych etapach rozwoju.- Cy nie macie jakichś zalet? - zapytał zrozpaczony Artur.Rob Rozbój się zdziwił.- My ześmy tak jakby to właśnie uważali za nase zalety.Ale jak juz kceswybzydzać, to nigdy nie łokradamy tych, co nie mają piniędzy, mamy złoteserca, choć możliwe.no dobra, na ogół [ Pobierz całość w formacie PDF ]