[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Napiąwszy potężne mięśnie, zaczął pchać jaw górę.Najemnicy i rebelianci rzucili się, by pomóc mu w przystawianiu drabiny do muru.Grupy żołnierzy zabrały się z wojowniczymi okrzykami, przechodzącymi stopniowo w rytmiczne skandowanie, do wpychania drabin pod górę.Conan z tuzinem mężczyzn wtoczyli platformę przez rozkruszony odcinek skarpy tarasu.Tą samą drogą na górę dostały się pozostałe.Łucznicy podbiegli bliżej murów; niektórzy padali na ziemię, trafieni przez obrońców strzałami i kamieniami.Pozostali zdołali jednak dotrzeć na odległość wystarczającą, by ich pociski dosięgły szczytu szańca.Zwolnili kroku i zaczęli rytmicznie nakładać na cięciwy i wypuszczać w stronę nieprzyjaciół śmiercionośne strzały.Łucznicy na szczycie muru skupili ogień na pchających drabiny mężczyznach, tylko częściowo osłoniętych tarczami i krzyżującymi się deskami.Zbocze było szerokie i strome.Najemnicy często gubili krok i zaprzestawali skandowania, gdy strzały trafiały ich w nogi i pachwiny.Conan z uporem pchał platformę naprzód, czując, że kosztuje go to coraz więcej wysiłku.Kolejni żołnierze padali pod ostrzałem ze szczytu murów, pozostali potykali się o ich ciała.Niewielu z przebiegających obok najemników przyłączało się do pchających drabiny towarzyszy.Była wśród nich Drusandra, o czym Conan przekonał się, usłyszawszy koło siebie jej głos.- Pomogę ci, Cymmerianinie, ale nie licz, że mam tyle sił, co ty! - Szturchnąwszy go w lędźwie, dodała: - Jesteś tak rosły, że dobrze nadajesz się na tarczę.Humor wojowniczki dodawał otuchy mimo trwającej wokół rzezi.Conan od razu poczuł, o ile łatwiej mu pchać platformę.Cymmerianin dotarł już z najemnikami niemal do podstawy muru, ze wszelkich sił starając się nie dać po sobie poznać, że przejmuje się padającym wokół gradem pocisków.Wyśliznął się w bok i wbił w ziemię podporę platformy mimo sypiących się z góry kamieni i strzał.- Podnieście ją! Szybciej, szybciej!Zrobił krok naprzód, chwycił jeden ze sterczących szczebli i dźwignął go w górę.Dwudziestka napierających wraz z nim ramion sprawiła, że szczyt drabiny zatoczył raźno łuk w powietrzu.Najemnicy stłoczyli się, wkładając w pchanie jeszcze więcej wysiłku.Drabina minęła pion i zaczęła opadać w stronę skośnego muru.Conan zaczął ciągnąć szczebel ku sobie, by się nie przełamała.Zanim zdołał zebrać się do wspięcia na drabinę, dwóch najemników wchodziło już na górę.Drusandra szykowała się, by ruszyć za nimi, lecz Conan przepchnął się przed nią i oparł stopę na grubo ciosanym drewnie.Zaczął wspinać się tak szybko, że poprzedzający go najemnicy musieli zdwoić tempo.Cymmerianin zajmował na drabinie miejsca za dwóch; czuł, jak ugina się ona pod ciężarem jego i pozostałych wojowników.Miał wrażenie, że belki drżą od uderzeń toporów Kotyjczyków.Podczas wspinaczki Cymmerianin czuł ześlizgujące się po jego zbroi strzały.Był zdziwiony, że uderzają tak lekko, dopóki nie zdał sobie sprawy, że są to odbijające się od muru pociski, wypuszczane przez najemnych łuczników.Wkrótce przekonał się, że pociski obrońców są o wiele groźniejsze: usłyszał tępy łoskot kamienia, trafiającego w hełm wspinającego się nad nim mężczyzny.Najemnik i głaz runęli na Conana i posuwających się za nim wojowników.Paru z nich runęło z krzykiem na ziemię.Gdy Cymmerianin uniósł rękę z tarczą ku kolejnemu szczeblowi, strzała wbiła mu się między kolczugę i rękaw jedwabnej koszuli, boleśnie rozorując mu skórę.Wyszarpnął ją i wspinał się dalej, miotając zjadliwe przekleństwa.Wierzchołek drabiny sterczał na wysokość kiku stóp nad szczyt muru.Gdy Conan dotarł do niego, poprzedzający go najemnik umierał z gardłem przebitym piką jednego z obrońców.Przedśmiertny skurcz mięśni sprawił jednak, że nie rozluźnił zaciśniętych na drzewcu dłoni; wraz z bronią zwalił się w dół.Dwaj kolejni obrońcy zaczęli odpychać pikami drabinę od muru.Czując, że zaczyna zataczać przyprawiający o zawrót głowy łuk, Cymmerianin wyciągnął rękę nad ostatni szczebel i zgruchotał toporem drzewce jednej z włóczni.Drugi z żołnierzy nie zdołał utrzymać w pojedynkę ciężaru i zatoczył się w tył.Drabina opadła z łoskotem.Wstrząs sprawił, że Conan stracił równowagę i runął na wierzchołek murów.Nim zdołał zerwać się na równe nogi, śmignęła nad nim jakaś postać.Była to Drusandrą; w jednej chwili przebiła mieczem obrońcę z piką, przeskoczyła przez niego i zaczęła spychać jego towarzyszy spod skraju muru.Conan wymamrotał podziękowanie i wzniósł tarczę oraz topór, by odeprzeć dwóch kolejnych obrońców.Zepchnięcie w tył Tantuzjańczyków umożliwiło wdarcie się na mury kolejnym najemnikom.Szczyt szańca był wystarczająco szeroki, by mogło się na nim mijać dwóch ludzi.Conan wraz z Drusandrą poprowadzili atak na grupę obrońców przed wieżą przy bramie, wykrzykując obelgi i wyzwania.Ich szarżę zatrzymali wreszcie dwaj szermierze z gwardii pałacowej Ivora; dwaj kolejni wspomagali ich, wysuwając w stronę atakujących długie piki.Conan nadaremnie wymachiwał toporem; mógł jedynie chronić się przed śmigającymi ku niemu śmiercionośnymi ostrzami.Wreszcie wypuszczona z dołu strzała wbiła się w pachę jednego z szermierzy w szarych pelerynach.Cymmerianin skorzystał z okazji: rąbnął go z całych sił toporem w hełm, po czym kopnął słaniającego się mężczyznę tak, że ten nadział się na pikę drugiego z obrońców.Barbarzyńca przeskoczył rannego szermierza i zadał nie mogącemu posłużyć się bronią włócznikowi cios z taką siłą, że niemal odrąbał mu głowę.Oszałamiająco zręcznie fechtująca Drusandrą zdołała tymczasem wbić ostrze w szczelinę pod napierśnikiem drugiego szermierza.Tantuzjańczyk osunął się w agonii przed wojowniczką.Kolejni strażnicy ruszyli na pomoc ostatniemu z żołnierzy, lecz w tym momencie za ich plecami do muru przystawiono drugą drabinę oblężniczą.Zdezorientowani, zawrócili.Conan i Drusandrą zepchnęli obrońców z muru wokół drugiej drabiny.Stłoczeni żołnierze nie mogli cofnąć się dalej po wąskim wierzchołku szańca.Tymczasem coraz to nowi najemnicy torowali sobie drogę na dół po schodach i rampach, spychając Tantuzjańczyków w głąb miasta.Kolejne dostawiane drabiny sprawiły, że atakujący zyskali liczebną przewagę i możliwość okrążania grup obrońców.Najemnicy wkrótce dotarli w pobliże wież strażniczych.Na ulicach w dole rozległa się wrzawa: ze stajni wybiegła grupa mieszczan z pałkami i mieczami.Na widok zielono-srebrnej tarczy walczącego na murach mężczyzny zaczęli wznosić okrzyki: „Stefany! Niech żyje baron Stefany! Precz z Ivorem!”Tłum buntowników ruszył bezładnie w stronę miejskiej bramy.Rzuciwszy okiem w dół, Conan dojrzał na dziedzińcu przed wierzejami błysk słońca na ostrzach mieczy.Mimo bitewnego zgiełku dobiegał stamtąd szczęk broni.- Buntownicy są uzbrojeni! - zawołał Cymmerianin do Drusandry.Wojowniczka właśnie zmusiła do cofnięcia się wymachującego siekierą przeciwnika.Barbarzyńca zawrócił, umożliwiając Ariel i jej towarzyszkom dołączenie do dowódczyni.Rozejrzał się, po czym pobiegł z powrotem po szczycie muru, mijając wspinających się nań napastników.Dopadł Bilhoata, schodzącego właśnie z najwyższego szczebla drabiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]