[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bóg wie, że nawet codzienne życie trudne jest do zapamiętania.Przypomina-nie sobie snów po paru dniach, a nawet miesiącach, jest troszeczkę trudniejsze.Kiedy Mae najadła się do syta i zdrzemnęła, położyłam ją do kołyski.Wywra-cając do góry nogami szufladę biurka, wygrzebałam notatnik, który założyłam,kiedy pojawiły się pierwsze sny.Nie zanotowałam nic od naszego powrotu doAmeryki przed miesiącami, ale teraz wzięłam się do pracy, zapisując najnowszesceny z Rondui, zanim całkowicie nie umknęły mej pamięci.Im dłużej pisałam,tym więcej mi się przypominało kolor oczu wielbłąda, dzwięk, z jakim skórza-ste łapy Feliny opadały na piaszczysty grunt.Mój umysł, który od narodzin Mae zapadł w pewien rodzaj sennego odrę-twienia, przeciągnął się i zaczął budzić pozostałe swoje części.Przypominało mito Pobudkę graną w wojskowych barakach.Ktoś się podnosi, potem następnyi wkrótce całe pomieszczenie tętni gwarem, koce odrzucono na bok i wszędziesłychać tupotanie stóp po podłodze.Zapełniłam parę stron, nie martwiąc się o właściwą kolejność, chronologię czylogikę.To był pamiętnik, a pamiętniki są rozmową z samym sobą.Ja wiedziałam,co chcę powiedzieć, więc nie miało znaczenia, czy moje zapiski są sensowne, czynie.Trudno powiedzieć, żeby czas przestał dla mnie istnieć, ale udało mi się spę-dzić na tym długie popołudnie, aż dopracowałam się zmęczenia, jakiego nie do-świadczyłam już od dawna tego rodzaju zmęczenia, które pojawia się pod ko-niec ciężkiej, dobrze wykonanej, ważnej pracy.Kiedy Danek wrócił do domu, byłam bardzo ożywiona i zadowolona, że gowidzę.Nie mówiłam nic o zapiskach, ponieważ chciałam się zastanowić, dlaczego46w ogóle to robię.Czy były dla mnie jakimś oczyszczeniem, czy tylko sposobemzapełnienia czasu? A może budowałam tło książki dla dzieci, którą kiedyś pra-gnęłam napisać.Nie wiedziałam, co leżało u korzeni tej sprawy i postanowiłammilczeć, póki tego nie ustalę.Parę dni pózniej kupiłam w sklepie papierniczym bardzo elegancki, oprawnyw skórę zeszyt, i zaczęłam wszystko do niego przepisywać.Wysupłując dwadzie-ścia siedem dolarów na zeszyt, wiedziałam, że sprawa zaczyna być poważna.Niemiałam prawdziwego zeszytu od skończenia college u.Byłam zarówno poruszo-na, jak i przerażona ogromną liczbę nieprzyjaznych, białych stronic.Nie mamzbyt ładnego pisma, więc pisałam powoli i bardzo uważnie, ciesząc się samymaktem pisania.Po raz pierwszy zrozumiałam, dlaczego mnisi tak wiele czasu po-święcali na ilustrowanie manuskryptów.Pierwszą rzeczą, jakiej spróbowałam dokonać na kartach tej ślicznej książecz-ki, było zebranie wszystkich moich snów i nadanie im jakiegoś kształtu.Rozpo-częłam od pierwszego snu i pierwszych słów, jakie skierowałam do Pepsi, gdynasz samolot kołował ku Rondui. Pamiętam czasy, gdy morze pełne było ryb o tajemniczych imionach: Muło-grzebka, Ziarnoznój, Jaśmina.W ciągu dnia niewiele było do roboty.Mae spała albo leżąc w koszyku wodziła oczyma za ruchomą, różową sową,a ja pisałam.Moja matka zabrała Mae i mnie na lunch do U Amy i Joego , jednej z tychnapuszonych, prawdziwie amerykańskich restauracji, gdzie podano nam niezłechili po siedem dolarów za porcję.Było zimno i wietrznie.W drodze powrotnej mama uparła się, żeby przez całyczas pchać wózek.Mówiła o tym, jak to pewnego dnia my, dziewczyny, całą trójkąwybierzemy się na lunch.Po tych słowach jej twarz zamieniła się w jeden wielkiuśmiech.Ta myśl mnie zaintrygowała.Jak Mae będzie wyglądała, kiedy osiągnie jużtaki wiek, że zdoła usiąść przy restauracyjnym stoliku, czy jej nóżki będą wystar-czająco długie, by dotknąć podłogi, a twarz na tyle interesująca, że przyciągniespojrzenia mężczyzn? O czym myślisz, moja droga? O tym, jak rodzice oszukują swoje dzieci.Przecież ich narodziny to naszdrugi początek, a nasza śmierć to początek ich końca. To bardzo poetyczne, ale nie bądz taka ponura, kochanie.To zle wpływana cerę.Czy to twój dom? Co tam się dzieje na dole?Pięć policyjnych samochodów stało pod niepokojąco dziwnymi kątami przykrawężniku przed naszym blokiem.Kierowcy zbyt się spieszyli, by zadbać o wła-ściwe parkowanie.Dzięki Bogu wiedziałam, że Danek jest bezpieczny w pracy.Dziesięć minutwcześniej dzwoniłam do niego z ostrzeżeniem, że obiad się opózni z powodu47 lunchu z Mamą. Cullen, wygląda na to, że stało się coś złego.Chcesz pojechać do nas?Wezmiemy taksówkę i zadzwonimy ode mnie do Danka. Nie, Mamo.Chcę zobaczyć, co się stało.Może to coś związanego z naszymmieszkaniem.Może nie wyłączyłam gazu.Podeszłyśmy do barierek, którymi policja odgrodziła gapiów. Panie władzo, ja tu mieszkam.Co się dzieje? Mamy kilka morderstw, proszę pani.Jakiś wariat zabił swoją matkę i sio-strę.Coś naprawdę wstrętnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]