[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widocznie nie umiał sobie dać rady z jednostką w dwóch egzemplarzach.Zapew-niłyśmy go, że przemyślimy, i znów zostałyśmy same. No? spytała Kryśka niecierpliwie. Coś znalazłaś, widziałam.Co tobyło? Okropność zupełna odparłam, wyciągając kartkę, ukrytą w częściowymspisie książek. Pyskowałaś na Antosię Kacperskich, coś mi się widzi, że nie-słusznie.Chyba się wiąże. Z czym się wiąże? Pokaż!Dałam jej do poczytania list, znów częściowy, tym razem zawierający począ-tek bez dalszego ciągu.Przynajmniej wiadomo było, do kogo został skierowany. Kochany Bracie Marcinku pisała osoba. Na wstępie zawiadamiam cię,że wszyscy zdrowi i dobrze się mają, możemy tym sobie dalej nie zawracać gło-wy.Coś mi się wydaje, a nie tylko mnie, że wpadłeś.Panna Antoinette niezlezalazła ci za skórę, taki wniosek z Twojego listu wyciągamy zgodnym chórem.Poezja wyszła mi przypadkiem.Matka milczała przez cały jeden dzień, po czymoświadczyła z rezygnacją, że w razie potrzeby udzieli błogosławieństwa, maszwięc przed sobą otwartą drogę i możesz robić, co zechcesz.Zapewne ma jakieśprzeczucia, bo z góry określa młodą damę imieniem Antosi.Jak widzisz, fran-cuski język wszyscy umiemy tłumaczyć doskonale.Byłoby chyba dobrze, gdybyFlorek.Na tym list się urywał, bo skończyła się strona.74 Nie mogła pisać trochę mniejszymi literami? zirytowała się Krystyna. Zmieściłoby się jej więcej! Widzę tu Florka, kto to był Marcinek? Ty te rzeczywiesz? Wiem.Mówiłam ci przecież.Zamiast bajek, słuchałam wspomnień babciLudwiki i prawie wszystko pamiętam.Marcinek to był brat Florka, Kacperski,plenipotent rodzinny czy coś w tym rodzaju.Zginał w czasie wojny, a mieszkałw tym samym domu co dziadek Zbyszek, dlatego babcia wyszła za dziadka. Dlatego, że Marcinek zginął, czy dlatego, że mieszkał w tym samym domu? To drugie raczej.Jak im się chałupa rozleciała, przenieśli się do nas.Babciasię w nim zakochała, moim zdaniem, od pierwszego kopa, chociaż twierdzi, żenieco pózniej, po jego bohaterskich wyczynach wojennych. I z tej przyczyny została w Polsce i za skarby świata nie chciała wracaćdo Francji uzupełniła Krystyna. O tym chyba coś słyszałam, zostało miw pamięci.Z idiotycznego powodu zresztą.Babcia rozesłała nas po mieście przedświętami Bożego Narodzenia po zakupy, stałam w ogonku za śledziami, bo ze wsiprzyszły karpie, a śledzi nie mieli.Tyś mnie potem zmieniła, ale zdążyłam sobiepomyśleć, jakie piękne życie wiodłabym we Francji, gdyby nie wygłup babci,i bardzo mnie to zdenerwowało.Miałyśmy wtedy piętnaście lat. Pamiętam to.Niecałe.Prawie piętnaście.Dali nam do wyboru, śledzie alborobotę w kuchni.Wybrałyśmy śledzie.Co za kretyńskie czasy to były i co zakretyński ustrój. Owszem.Babcia do dziś serdecznie życzy Leninowi, żeby z piekła niewyjrzał. Marksa też nie kocha, a co do Stalina, twierdzi, że jej się w głowie niemieści.Uważa, że musiał być obłąkany. Epoka szaleńców, Hitler, Stalin, Dzierżyński, on chyba też był niezły, Mus-solini, Franco, ta brodata małpa na Kubie, kto tam jeszcze.? zreflektowałasię nagle. A co mnie to w tej chwili obchodzi, wracajmy do tematu! List doMarcinka, niewątpliwie od siostry.On tu był? Parę lat siedział, razem z Piórkiem służyli prababci Klementynie. I zetknął się jakimś cudem z panną Antoinette z Calais.Zaczyna mnie taAntosia coraz bardziej interesować.Czy ten Marcin się z nią w końcu ożenił? Majaczy mi się, że chyba tak, ale głowy nie dam.No nic, dowiemy sięw Perzanowie, oni tam przechowują stare papiery.W każdym razie już widać.Na litość boską, skończmy z tą biblioteką! Potem sobie spokojnie przeszukamycałą resztę i może jeszcze co znajdziemy.75* * *Skończyłyśmy porządkować katalogi.Były ich trzy, jeden ogólny, utrzymanyna ile się dało w porządku alfabetycznym, drugi, też ogólny, spisany w kolejno-ści, w jakiej książki stały, w dużym stopniu tematyczny, i trzeci, w kawałkach,opiewający zawartość każdej szafy i każdego segmentu półek.Ponadto na każdejpółce przyczepiony był spis tego, co na niej stało, a na wszystkich grzbietach uda-ło nam się umieścić numery, przylepione taśmą klejącą, nieszkodliwą dla dzieła.Było tego razem dwadzieścia osiem tysięcy trzysta jedenaście sztuk.Odwaliłyśmyolbrzymią pracę i byłyśmy dumne z siebie do szaleństwa.Pan Heaston nie pojawił się więcej, ale nie zależało nam na nim, bo do pracyumysłowej nie był potrzebny.Odmowa sprzedaży wszystkiego musiała go znie-chęcić, a uczuciowość zapewne miał w zaniku, skoro nie poleciał na piękną i mło-dą kobietę w dwóch egzemplarzach.Być może, wolał pieniądze, kwestia gustu. Pan Terpillon przyjeżdża jutro w godzinach popołudniowych, tak? po-wiedziała Krystyna, kiedy wieczorem czciłyśmy zakończenie roboty [ Pobierz całość w formacie PDF ]