RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Trrreotrralwe! - wyszeptała Janeczka z na­ciskiem.- Trrreotrralwe, trrreotrralwe.- Trrreotrralwe! - poparł ją ogniście Pawełek.- Ojej, fu! - powiedziała niewymownie zgorszona Mizia i cofnęła się ku różom, gdzie wciąż przechadzały się jej matka ze swoją przyjaciółką.Łysy patrzył tylko przez chwilę.Nie zatrzymał się, szedł dalej, ale po kilkunastu krokach zmienił kierunek.Przemierzył jezdnię w poprzek, skręcił i zaczął się zbliżać do portu.- Widział nas - mruknął Pawełek.- I żadna ludzka siła w niego nie wmówi, że oglądaliśmy go dla przyjemności - dodała sucho Janeczka.- Toteż dlatego wraca.Już nie pójdzie tego ja­kiegoś zawiadamiać.Żeby ona pękła!Janeczka obejrzała się na Mizię.Obie z matką pożegnały już tamtą panią i szływ kierunku domu, oddalając się od szosy.Gęsto stojące samochody stanowiły dostateczną osłonę.Janeczka nie miałaby nic przeciwko pęknięciu Mizi, nawet gdyby sama nie mogła tego widzieć.- Zróbmy coś! - powiedziała.- Udawajmy przynajmniej, że przyglądamy się wszystkim!- Dużo to pomoże - skrzywił się Pawełek.- Ale możemy poszukać jego samochodu.Tu go nie widzę, może tam dalej.Łysy szedł wzdłuż portu.Od strony osiedla, dro­gą do sklepu, nadleciał z rykiem silnika pan Jona­tan, zahamował w porcie i rozmawiał z rybakami.Łysy przeszedł tuż obok niego, nie dał mu żadnego znaku, wzajemnie nie poświęcili sobie najmniejszej uwagi.Janeczka i Pawełek wycofali się już aż za pętlę autobusową, gdzie obok drogi do sklepu parko­wały liczne samochody.Przebiegając między nimi, starali się nie odrywać oczu ani od łysego, ani od pana Jonatana.Pan Jonatan przerwał rozmowę, ryknął gazem i odjechał z powrotem w kierunku sklepu, łysy wkroczył na jezdnię i przeciął ją zbliża­jąc się do samochodów.- Lepiej nawiewajmy - poradził Pawełek.- On idzie tutaj.- Chyba widzę jego samochód - oznajmiła Janeczka.- Na samym końcu, za tym dużym, żół­tym.- Lećmy, po drodze zobaczymy numer.Utrzymując bezpieczny dystans między sobą a przeciwnikiem, odsuwali się coraz bardziej od pęt­li autobusowej w kierunku sklepu.Łysy bez pośpie­chu dotarł do swojego samochodu, zaparkowanego za żółtym volkswagenem combi, wsiadł i od razu odjechał.Patrzyli za nim, wyszedłszy na środek jezdni.- Ja mu nie wierzę - rzekł stanowczo Pawe­łek po chwili milczenia.- Zaczął iść na piechotę.Zatrzyma się kawałek dalej, wysiądzie i zrobi swoje.Ja bym poszedł za nim.- Za późno - odparła ponuro Janeczka.- On już tam gdzieś jest.Zanim Chaber go znajdzie w całym lesie, dawno odwali to zawiadomienie.I też nie dowiemy się, z kim gadał, bo jeżelima ro­zum w głowie, zabierze go do samochodu i odje­dzie.Musieli usunąć się ze środka drogi, bo dwóch rybaków niosło dużą skrzynkę.Za nimi szedł trzeci.- To ten - powiedzieli Janeczka i Pawełek równocześnie, kiedy ich minął, po czym, spojrza­wszy na siebie, znów równocześnie spytali.- Co ten?- Nie mów tego samego co ja, bo się do końca życia nie dogadamy - powiedziała Janeczka z nie­zadowoleniem.- To ty mówisz to samo co ja! - zaprotesto­wał Pawełek.- Co ten?- To z tym Rudy Sprężynowiec gadał w po­rcie.Przez Mizię nie usłyszałam, co mówili.On ma na imię Bronek.- Zgadza się.To znaczy, co do imienia, to nie wiem, ale tutaj, w tym porcie, też z nim gadał.Wte­dy, kiedy zaraz potem przyleciał ten z uszami.- Może to jego zawiadomił?- A kto go tam wie.To jak? Idziemy za nim? - Janeczka odwróciła głowę w stronę sklepu, po­tem znów popatrzyła na bliski port i zawahała się.- Teraz już tym bardziej za późno - stwier­dziła.- A tutaj musimy pilnować pana Jonatana.Ja nie rozumiem, co on robi.- Jak to nie rozumiesz? Bo co?- Bo obejrzyj się i zobacz.Z miejsca gdzie stali, widzieli długą pętlę przed sklepem.Tam również parkowały samochody.Pan Jonatan objeżdżał pętlę, nie wiadomo który raz do­okoła, ciągle zatrzymując się w tym samym miejscu, przed maską dużego granatowego fiata.Przyglądali mu się z daleka.Pan Jonatan zsiadł z motoru, po­stawił go na podnóżku, podszedł do fiata i rozpo­czął jakieś machinacje.Zajrzał do środka, spróbo­wał wszystkich drzwiczek po kolei, obszedł samo­chód wkoło i zastygł bez ruchu przed jego maską.- Nic nie rozumiem - powiedział Pawełek.- Toteż właśnie - powiedziała Janeczka.Nie mówiąc nic więcej, jak na komendę ruszyli w tamtym kierunku.- Granatowy fiat, taki sam - zauważył Pawe­łek półgłosem, chociaż z tej odległościpan Jonatan z pewnością nie mógł go usłyszeć.- Nie pamięta numeru, czy co?- Może on w ogóle szuka całkiem innego sa­mochodu i całkiem innej osoby?- zaniepokoiła się Janeczka.- Samochód, wygląda na to, że już znalazł.A co do osoby, to nie wiem.Pan Jonatan zaniechał nagle kontemplacji ma­ski fiata, rozejrzał się i zrobił coś jeszcze dziwniej­szego.Zepchnął motor z podnóżka, przecisnął się z nim pomiędzy samochodami i wbił go w wielką kępę wikliny, rosnącą o metr za tylnym zderzakiem fiata.Sam przykląkł oboki znieruchomiał.Janeczka i Pawełek zatrzymali się równocześ­nie.- Żadne takie - rzekł pośpiesznie Pawełek.- Tam dalej jest rzadki las, zobaczy,że skręcamy.Trzeba obejść od tyłu.Za pawilonem handlowym, akurat po tej stro­nie, gdzie czaił się pan Jonatan, znajdował się mały, wyasfaltowany placyk, przeznaczony dla samocho­dów dostawczych.Pół placyku zajmowały piramidy zasobników na butelki, zakamarki pomiędzy nimi mogły stanowić doskonałą kryjówkę.Proponowa­na przez Pawełka droga od tyłu prowadziła przez straszliwe wądoły na zapleczu pawilonu handlowe­go.Kiedy przez śmietnik, bajoro, skład starych opakowań, stromą skarpę i dziurę w ogrodzeniu dotarli na placyk i ukryli się wśród zasobników, pan Jona­tan najwyraźniej zaczynał tracić cierpliwość.Nie siedział już nieruchomo, kręcił się i zmieniał pozycję.Raz i drugi wyjrzał ze swojej kępy, poroz­glądał się, wrócił, znów wyjrzał, wreszcie podjął wi­docznie jakąś decyzję, bo wybiegł i energicznym krokiem poszedł do góry przez las, wciąż rozgląda­jąc się dookoła.- Zostawił motor, więc chyba wróci - sze­pnęła Janeczka.- Warto by sprawdzić numer tego samochodu - odszepnął Pawełek.- Tak na wszelki wypadek.Ja bym skoczył, póki go nie ma.- To skocz.Pawełek rozejrzał się, upewnił, że pana Jonata­na nie widać, wyskoczył z ukryciai popędził na pęt­lę.Janeczka czujnym wzrokiem penetrowała las.Pawełek wrócił po chwiliz dziwnym wyrazem twa­rzy.- Słuchaj no, to jest ten sam - zakomuniko­wał, nieco strapiony.- Co ten sam?- Numer.Ten sam.- Fioła masz, czy co?- No to idź sama i zobacz.Idź, bo może ja mam jakie halucynacje albo co.Janeczka wyskoczyła zza zasobników i popędzi­ła na pętlę.- Ten sam - stwierdziła, nieopisanie zasko­czona.- Słuchaj, teraz to już naprawdę nic nie ro­zumiem.Przecież łysy odjechał.?- Owszem, odjechał.Miał ten zagraniczny nu­mer.A ten tutaj ma nasz, krajowy, który jest po drugiej stronie zagranicznego.Nic nie rozumiem.Milczeli przez chwilę, patrząc na siebie i usiłując pojąć zjawisko.Nawet zapomnielisię ukryć.- Może źle zapisałeś.? - powiedziała Jane­czka niepewnie.Pawełek pokręcił głową.- Mowy nie ma.Żeby ten zagraniczny to jesz­cze, ale naszego nauczyłem się na pamięćw trakcie zapisywania.Co ty myślisz, że bez tego bym odczy­tał te gryzmoły na ziemi?! Zapisałem dobrze, mur-beton!- W takim razie są dwa samochody - zawy­rokowała Janeczka po dalszej chwili namysłu.- Chciałabym tylko wiedzieć, czy oba mają obracane numery, czy jeden, a jeżeli, to który.Obasą podej­rzane.- Trzeba sprawdzić szczegóły.Może one się czymś różnią.Czekaj, skoczę jeszcze razi popa­trzę.Słońce zaszło i zaczynało się zmierzchać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl