[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzięki starej sztuczce polegającej na tym, by uważnie obserwować ukształtowanieterenu i w miarę możliwości podążać ciągle w dół, bardzo szybko dotarłem do niewielkiegostrumienia.Drzewa rosły tu nieco rzadziej, dzięki czemu mogłem dostrzec skrawek nieba.Napodstawie tego, co zobaczyłem, doszedłem do wniosku, iż minęło już osiem albo dziewięćwacht.Wkrótce potem odnalazłem także wioskę, opierając się na słusznym założeniu, żezapewne wybudowano ją w pobliżu wody.Owinięty fuliginowym płaszczem dość długoobserwowałem ją z głębokiego cienia.Zobaczyłem mężczyznę - jego skóra była pozbawionajakichkolwiek malowideł - który przeszedł przez polanę, w chwilę pózniej zaś inny wyszedł znapowietrznej chaty, napił się nieco wody ze strumienia, po czym wrócił na drzewo.W miarę jak robiło się coraz ciemniej, wioska budziła się do życia.Dwunastumężczyzn opuściło wiszącą chatę i zaczęło gromadzić drewno na środku polany, wkrótcepotem pojawiło się jeszcze trzech, odzianych w długie szaty, z rozwidlonymi kijami wrękach, a zaraz po rozpaleniu ognia spomiędzy drzew wyłoniło się jeszcze kilkunastu, którzyzapewne do tej pory strzegli ścieżek wiodących przez dżunglę.Jeden z tych w długich szatach stanął plecami do ognia, podczas gdy dwaj pozostaliprzykucnęli u jego stóp.Było w nich-coś niezwykłego, co jednak bardziej przypominałopostawę arystokratów niż hieroduli, których widziałem w ogrodach Domu Absolutu: chybajest to świadomość odpowiedzialności związanej nierozdzielnie z władzą, która jednocześniestanowi głęboką przepaść oddzielającą przywódcę od zwykłych ludzi.Wymalowani i niewymalowani mężczyzni siedzieli na ziemi ze skrzyżowanymi nogami i obserwowali tę trójkę.Do moich uszu dotarł głos stojącego człowieka, ale choć mówił donośnym, silnym głosem,byłem za daleko, aby rozróżnić poszczególne słowa.Po pewnym czasie jego dwaj towarzyszetakże wstali; jeden z nich rozchylił szaty, spomiędzy których wyłonił się syn Becana, druginatomiast w taki sam sposób odsłonił Terminus Est.Wprawnym ruchem wyjął go z pochwy,pokazując tłumowi błyszczącą stal ostrza i czarny onyks tkwiący w rękojeści.Zaraz potemjeden z wymalowanych mężczyzn wstał z miejsca i ruszył w moją stronę.Przez kilka uderzeńserca obawiałem się, że mnie dostrzeże, choć zakryłem twarz maską, on jednak zatrzymał się,otworzył klapę zakrywającą zejście do podziemnego tunelu i zniknął w nim, by niebawemwyłonić się z innego otworu usytuowanego znacznie bliżej ogniska.Podszedł szybkimkrokiem do odzianej w powłóczyste szaty trójki i powiedział coś przyciszonym głosem.Nietrudno było domyślić się, jaką przyniósł wiadomość.Skrzyżowałem ramiona napiersi i wszedłem w krąg światła rzucanego przez ogień.- Nie ma mnie tam - powiedziałem głośno.- Jestem tutaj.Tłum zafalował, agdzieniegdzie dały się słyszeć stłumione okrzyki zdumienia.Sprawiło mi to przyjemność,choć zdawałem sobie sprawę, iż już niedługo mogę umrzeć.- Jak sam widzisz, nie jesteś w stanie od nas uciec - odezwał się ten z przyobleczonejw szaty trójki, który stał pośrodku.- Byłeś wolny, a mimo to zmusiliśmy cię do powrotu.To właśnie z nim rozmawiałem w podziemnej celi.- Jeżeli zawędrowałeś daleko Drogą, to zdajesz sobie doskonale sprawę, że masz nademną jeszcze mniejszą władzę, niż mogliby przypuszczać ci, co nic nie wiedzą - odparłem.(Wcale nie jest trudno naśladować sposób mówienia takich ludzi, gdyż oni z kolei naśladująmowę ascetów oraz różnych kapłanów i kapłanek, choćby takich jak peleryny).- Zabraliściemi syna, który jest także synem Bestii Która Mówi, o czym z pewnością zdążyliście się jużprzekonać, jeśli przesłuchiwaliście go tak samo jak mnie.Po to, by go odzyskać, pozwoliłemwaszym niewolnikom, aby zabrali mi miecz, a sam na jakiś czas podporządkowałem sięwaszej woli.Teraz jednak dość tego.Jest takie miejsce na barku, które wystarczy ucisnąć mocno palcem, aby sparaliżowaćcałe ramię.Położyłem rękę na ramieniu mężczyzny trzymającego Terminus Est, a tennatychmiast wypuścił miecz, który upadł u moich stóp.Mały Severian zachował więcejprzytomności umysłu, niż mógłbym spodziewać się po kimś w jego wieku, gdyżbłyskawicznie schylił się i podał mi miecz.- Do broni! - krzyknął człowiek stojący pośrodku i wszyscy jak jeden mąż zerwali sięna nogi.Większość miała stalowe szpony, których wygląd już opisałem, a niektórzy ściskaliw rękach noże.Pozornie nie zwracając na nich uwagi przytroczyłem Terminus Est w zwykłymmiejscu, a następnie powiedziałem:- Chyba nie przypuszczacie, że wykorzystuję ten starożytny miecz w charakterzebroni? On służy wyższym celom, o czym kto jak kto, ale wy powinniście dobrze wiedzieć.- Tak właśnie mówił Abundantius! - wymamrotał ten, pod którego szatą ukrywał sięmały Severian.Trzeci milczał, rozcierając zdrętwiałe ramię.Spojrzałem na środkowego, domyślając się, że to właśnie o nim wspomniano.Miałprzebiegłe oczy, twarde jak kamienie.- Abundantius jest mądry.- Zastanawiałem się, jak by go zabić, nie ściągając nam nagłowę zemsty pozostałych.- Z pewnością wie także o przekleństwie, jakie grozi każdemu, ktobędzie próbował skrzywdzić maga.- A więc jesteś magiem? - zapytał Abundantius.- Ja, który wyrwałem archontowi zdobycz z rąk i nie dostrzeżony Przez nikogoprzeszedłem przez sam środek jego armii? Owszem, tak Baśnie mnie nazywają.- Udowodnij, że to prawda, a wówczas uznamy cię za brata.Gdybyś jednak nieprzeszedł pomyślnie próby albo nie chciał się jej poddać.Jest nas wielu, a ty masz tylkomiecz.- Chętnie poddam się każdej uczciwej próbie, choć ani ty, ani żaden z twoichpodwładnych nie macie prawa być moimi sędziami.Okazało się, iż jest zanadto przebiegły, aby dać się wciągnąć w dyskusję.- Wszyscy, z wyjątkiem ciebie, znają zasady tej próby, wszyscy też mogą potwierdzić,że są uczciwe.Każdy z nas albo już ją przeszedł, albo ma zamiar wkrótce to uczynić.***Zabrali mnie do długiego budynku wzniesionego z ociosanych pni, którego do tej porynie zauważyłem.Był pozbawiony okien i miał tylko jedno wejście.Kiedy wniesionopochodnie, przekonałem się, że znajduje się w nim tylko jedno pomieszczenie, tak długie iwąskie, że bardziej przypominało korytarz niż salę.- Tutaj zmierzysz się z Decumanem - powiedział Abundantius, wskazując mężczyznę,któremu ucisnąłem nerw ramieniowy.Odniosłem wrażenie, iż Decuman jest cokolwiekzaskoczony tą decyzją.- Ośmieszyłeś go przy ognisku, więc teraz on musi ośmieszyć ciebie,jeżeli będzie do tego zdolny.Możesz usiąść przy drzwiach, aby mieć pewność, że nikt z nasnie pospieszy mu z pomocą.On zajmie miejsce na drugim końcu pomieszczenia.Nie wolnowam zbliżać się do siebie ani dotykać, tak jak ty dotknąłeś go przy ognisku.Będziecie rzucaćna siebie zaklęcia, a rano przekonamy się, kto był w tym lepszy.Wziąwszy małego Severiana za rękę ruszyłem w kierunku najdalszego krańcakorytarza.- Ja tam usiądę - powiedziałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]