[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zboże dojrzewaw polu, jednakże dzieciarnia, która powinna odstraszaćptaki, leży bądz chora, bądz nieżywa.Z łąki nikt niezebrał siana.Wieś sprawia wrażenie wymarłej.Większość okien jest zabita na głucho, a przy co drugichdrzwiach wisi wiązka słomy.Siedziba mego zmarłegosyna wydaje się opuszczona.Jane dogląda wciąż ta samakobiecina, a domem i majątkiem nie ma komuzarządzać. Nie musisz, pani matko, tym się zajmować.przypomina mi Montague, kiedy wkraczamzdecydowanie do wielkiej sali i zaczynam wydawaćrozkazy służbie.Wszystko wskazuje na to, że odkądArtur i Jane zachorowali, służący pokładali sięw niezmienianej słomie i żywili tym, co znalezliw spiżarni. Mówimy o majątku twojego brata ucinam ostro. Nie układałam jego małżeństwa po to, żeby terazwszystko poszło na zmarnowanie.W końcu todziedzictwo jego syna Henryka.Nie pozwolę, żebyprzepadło.Jeśli jego dzieci nie dostaną swojej częścifortuny, równie dobrze mógł się z nią nigdy nie żenić.Jeśli nie pozostawi po sobie spuścizny, jego życie niemiało sensu.Montague potakuje w milczeniu.Idzie do stajnii rozkazuje wyprowadzić nasze konie na pastwisko,po czym znajduje rządcę i zapowiada mu, że pracew polu muszą ruszyć od jutra, gdyż w przeciwnym raziezabraknie paszy dla żywiny i wszyscy pomrą zimąz głodu zamiast teraz, latem, na angielskie poty.Wspólnymi siłami udaje nam się na powrótzaprowadzić w Broadhurst porządek, co trwa jednakkilka tygodni, w czasie których docierają do nasz Londynu wieści o tym, że zaraza minęła.Nawet jegoeminencja kardynał Wolsey wywinął się po raz drugikostusze.Zaiste, niezbadane są wyroki Boże. %7ładna plaga się go nie ima komentujęzgryzliwie. %7ładna trucizna nie jest dość silna,by poradzić sobie z jego tuszą.A co słychać w Hever? Jaśniepani też przeżyła odpowiada Montague,podobnie jak ja niechętny, by wspominać imię AnnyBoleyn.Wymieniamy zranione spojrzenia, że zarazaoszczędziła tę uprzykrzoną ladacznicę, a jednak zabrałanaszego Artura. Sir Artura poprawiam się na głos. Niech Bóg czuwa nad jego duszą. dodajeMontague i zaraz pyta: Dlaczego wezwał do siebiewłaśnie jego, a zostawił na ziemi tylu innych? Pan Bóg w swej nieskończonej mądrości musiałmieć powód mówię, choć wcale w to nie wierzę.Jane jest świadoma naszej obecności, mimo że nieodwiedzamy jej z obawy przed zarażeniem, wszelakoani nie posyła nam żadnej wiadomości, ani nie pytao zdrowie męża. Miałabym o niej lepsze zdanie, gdyby zapytała stwierdzam poirytowana. Nic jej nie świta? Być może sama walczy o życie stara się mnieuspokoić Montague.Po chwili milczenia podejmuje: Jak może pamiętasz, pani matko, w umowie małżeńskiejArtura znalazł się zapis na wypadek jego przedwczesnejśmierci.Ziemie, które wniosła w posagu, mają do niejwrócić, spadek po jej ojcu zaś przypadnie wyłącznie jej.Nam nic się nie dostanie.Zupełnie mi to umknęło.Pojmuję, że dom i ziemie,o które zadbałam w ostatnich tygodniach, przeszły namwłaśnie koło nosa.Małżeństwo, o które tak zabiegałamdla mego syna, przyniosło mu wyłącznie zmartwienia,a nam na dłuższą metę nic nie dało. Artur był dobrym gospodarzem oburzam się.Zamierzał odciążyć teścia, przejąć jego obowiązki lennewobec Korony, stanąć na czele oddziałów składającychsię z dzierżawców.Był gotów gospodarzyć tutaj całągębą.Ale ojciec Jane, ten stary głupiec, stał muna drodze.Ona zaś popierała ojca przeciwko własnemumężowi.Montague zwiesza głowę. Wszystko na marne podsumowuje. Cała naszapraca tutaj była nadaremna. Nieprawda kontruję. Wyświadczyliśmyprzysługę Henrykowi, synowi Artura.Bogu niech będądzięki, że przetrwał zarazę.Może wrócić do domu,który z biegiem czasu przejdzie na jego własność.Montague kręci głową. Wcale nie.Dziedziczką jest jego matka.W przyszłości będzie mogła zapisać majątek, komuzechce.Myśl, że matka mogłaby wydziedziczyć rodzonegosyna, jest mi tak obca, aż doznaję szoku. Niemożliwe, aby pominęła Henryka! Nawet jeśli wyjdzie znowu za mąż? sugerujeMontague. Wówczas wszystko przejmie jej kolejnymałżonek.Podchodzę do okna, żeby wyjrzeć na pola, któreuważałam za własność Artura i co do których miałampewność, że kiedyś przypadną w udziale jego synowiHenrykowi, pozostając na wieki w naszej rodzinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]