RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aniołek nie omieszkała wtrącić swego zdania:- Ja zawszę myję ręce, czasami po kilka razy, kiedy wracam z miasta.Człowiek na każdym kroku dotyka tylu rzeczy, wita się z różnymi ludźmi, a wiadomo czym kto pachnie? Ludzie na ogół są roznosicielami wielu zarazków.Po „toalecie" Niuniek, jako gospodarz, poprosił przy­jezdnych w głąb mieszkania.Kiedy weszli do stołowego i każdy upatrzył sobie miejsce przy stole, inżynier jako budowlaniec rozejrzał się dookoła, zerknął na wybrankę, potem na Niuńka i nie ukrywając zawiści, powiedział:- Szczerze zazdroszczę państwu tego mieszkania.Ta­kie mieszkanie, w takim punkcie, na dwoje bezdzietnych ludzi, to prawdziwy skarb.- Proszę, siadajcie - Niuniek gestem wskazał krzesła.Młodym nie trzeba było dwa razy powtarzać, starzy natomiast zajmowali swoje miejsca ostrożnie, jakby były one podłączone do sieci wysokiego napięcia lub też stano­wiły swego rodzaju zapadnię.Kiedy już wszyscy zajęli miejsca, Niuniek z uśmie­chem wyciągnął rękę na środek stołu, gdzie między półmi­skami zjedzeniem górowała butelka po koniaku „Matador".Chwycił ją u spodu lewą ręką, prawą zaś z niemałym wy­siłkiem zaczął odkręcać metalową zakrętkę.- Tego jeszcze chyba żeście nie pili - powiedział.-Oryginalny „Matador"!Niuniek, niczym czarodziej, błysnął przed oczami sie­dzących etykietą na butelce.- Co to za wódka? - spytał Gańko.- To koniak, tato - wyjaśnił inżynier.- To się nazywa trunek! Niebo w gębie!Niuniek zachwalał „łącką" takim głosem, jakby chciał powiedzieć: „Trzymajcie się, ludziska."- Ja tego nie piję - z przerażeniem powiedziała Gan­kowa i pulchną dłonią zakryła kieliszek.- Co, mama zwariowała? - zwrócił się do niej inżynier.- Tego dużo się nie pije, kochana - zapewniał Niu­niek.- To za drogi trunek, żeby się nim upijać.Tym czło­wiek się delektuje.Niechże pani weźmie tę rękę z kieliszka.Po tym przemówieniu Gankowa pozwoliła nalać sobie trochę bimbru na dno kieliszka, a po minucie, kiedy wznie­siono toast za zdrowie przyjezdnych i gospodarzy, na twarzy Gankowej wystąpił rumieniec koloni źle wypalonej cegły.- No i jak? - zwrócił się do niej Niuniek.- Ja nie zwyczajna, panie Bało.Jak raz na rok wypiję kieliszeczek, to wszystko.Mój stary, to co innego.Aniołek zachęcała do jedzenia.- Proszę się częstować.Niech każdy bierze to, na co ma ochotę.Wszystko trzeba zjeść, nic tu nie może się zmar­nować.Świń nic mamy.I do Gankowej:- Niechże pani je, pani zmęczona podróżą.Po wykończeniu „Matadora", Niuniek pobiegł do kuch­ni po posiłki.Przyniósł karafkę winiaku.- Teraz spróbujemy polskiej wódeczki - oznajmił roz­ochocony Niuniek.- Co jak co, ale wódeczkę mamy do­skonałą, i nie tylko wódeczkę.W świecie słyniemy z trzech rzeczy: polskiego żołnierza, polskiej wódki i polskich dziewczyn.Polki zawsze miały i mają powodzenie, nawet u cudzoziemców.Kiedyś wyczytałem w gazecie, że pod­czas najazdu tureckiego najlepsze w miłości były polskie branki.Do dziś podobno zachowały się sułtańskie kroniki, w których jest mowa, że nasze białogłowy nie miały w tych rzeczach sobie równych.- Co ty za głupstwa wygadujesz, Niuniek! - odezwała się zgorszona Aniołek.- Stary chłop, a tak bredzi.Nie dzi­wiłabym się młodym.Wstydziłbyś się.Nie jesteś sam, są kobiety.- Jesteśmy dorośli, dzieci tu nie ma - odparł Niuniek.- No, tego by jeszcze brakowało: dzieci, wódka i ga­danie o głupstwach.- Wolę gadać o tych rzeczach niż o polityce.- Te sprawy nie są takie głupie, jakby się mogło wyda­wać- poparł Niuńka inżynier.- Ja na przykład nigdy nie słyszałem, że o Polkach pisano w tureckich kronikach.Zga­dzam się z panem Bało, że Polki mają powodzenie.U mnie na roku było kilka dziewczyn, zresztą bardzo ładnych, któ­re nie chciały mieć kontaktu z Polakami, a uganiały się za Murzynami, Arabami i turystami.Aniołek spojrzała z nieukrywaną nienawiścią na inży­niera.- Jest pan jeszcze młody - powiedziała, siląc się na spokój - pożyje pan, zmieni pan zdanie na wiele rzeczy.- Jestem człowiekiem już ukształtowanym.-I co z tego? Ile pan ma lat?Inżynier nie od razu odpowiedział.Odczekał chwilę, jak przed podjęciem życiowej decyzji.Niuniek ponownie nalał w kieliszki wzniósł toast:- Niech żyją nasze białogłowy!Mężczyźni opróżnili swoje kieliszki, kobiety wypiły tylko do połowy.- Ty, Niuniek, przyhamuj z tym piciem - upomniała go Aniołek.- Ubzdryngolisz się i będzie po herbacie.A pro­pos, kto z państwa napije się kawy, kto herbaty? Ręka do góry, kto kawę?Jedna tylko Gankowa poprosiła o herbatę.Siedziała milcząca przy stole, z wypiekami na twarzy.Aniołek kilka razy na próżno usiłowała nawiązać z nią rozmowę, wresz­cie dala za wygraną.Kobieta od lat przyzwyczajona do wczesnego kładzenia się i rannego wstawania, zmęczona podróżą, najedzona do syta, ledwie siedziała na krześle, resztkami sił usiłując dotrzymać towarzystwa.Jednak zmę­czenie było silniejsze, bo ani się spostrzegła, kiedy oczy same jej się zamknęły.Zdrzemnęła się na minutę, co nic uszło uwagi Aniołka.Podniesiony głos Niuńka obudził ją.Gankowa poruszyła się, pociągnęła nawet łyk herbaty, żeby się rozbudzić, ale na niewiele to się zdało.Co chwila zapa­dała w drzemkę, a Aniołkowi, która to wszystko widziała, nie wypadało powiedzieć, żeby położyła się w drugim po­koju, bo byłoby to równoznaczne ze stwierdzeniem, że jest już późno i należy kłaść się spać.Aniołek przestała obserwować Gankową i wdała się w rozmowę z Krychą.- Dawno jesteście po ślubie? - spytała Aniołek, jakby to miało dla niej jakiekolwiek znaczenie.- Już sześć miesięcy - odparła z dumą Krycha.- Za dwa miesiące powinnam rodzić.A w ogóle, to przed ślu­bem kolegowaliśmy się z Heniem przez trzy miesiące.- Jak na sześć miesięcy ciąży, to pani wygląda bardzo, ale to bardzo ładnie - stwierdziła Aniołek ku zadowoleniu Krychy.- Wcale po pani nie widać, że jest pani ciężarna.- A państwo macie dzieci? - spytała Krycha.Aniołek spojrzała na nią zaskoczona pytaniem.Kry­cha szybko zorientowała się, że popełniła nietakt.Myślała już, jak naprawić błąd, kiedy Aniołek widząc jej zakłopo­tanie, przyszła z pomocą:- Urodzić jakiegoś bękarta? A po co nam to? Dzieci są dobre u sąsiadów.Dziś, w moim wieku, nie zniosłabym krzyku małego dziecka.- Ja się z panią nie zgadzam - zaoponował inżynier, który nagle wtrącił się do rozmowy.- Uważam, że dziecko zawsze pozostanie dzieckiem.- Racja - powiedziała Aniołek - tylko sądzę, że u wielu ludzi okres dojrzewania przedłuża się do samej starości.Ile pan ma lat? -powtórzyła pytanie.- Dwadzieścia dziewięć.- A nieprawda, bo dwadzieścia siedem - sprostowała Krycha [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl