RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O wszystko się troszczył, starał się usuwać wszelkie naj-drobniejsze przeszkody.Nie chcieli długo zwlekać z chrzcinami.Stary duchowny, jedną nogąjuż w grobie, miał swoim błogosławieństwem związać przeszłość z przyszłością.Chłopiecmiał się nazywać Otto, jak ojciec i przyjaciel.Trzeba było uporczywości tego człowieka, żeby usuwać i rozpraszać tysiąc wątpliwości,sprzeciwów, wahań, opinii tych, co to wszystko lepiej wiedzą, co zawsze inne mają zdanie,aby orientować się wśród tylu niepewności, zamiarów, mniemań; zazwyczaj rodzą się w ta-kich okolicznościach ze zbytniego namysłu przeróżne skrupuły; gdy się chce brać pod uwagęwszelkie warunki i o wszystkich myśleć, bywa czasem, że się niektórych ludzi obrazi.98 Wszelkie zawiadomienia i zaproszenia na chrzciny wziął na siebie Mittler.Spieszył z tymbardzo, chciał o szczęściu, jakie wedle niego spotkało tę rodzinę, donieść całemu światu, azwłaszcza nieżyczliwym, co ostrzyli sobie dotąd na jej temat języki.W samej rzeczy nie uszłyuwagi publicznej dotychczasowe perypetie sercowe tych trojga ludzi, bowiem niezależnie odwszystkiego publiczność żywi przekonanie, że wszystko, co się dzieje, dzieje się jedynie wtym celu, ażeby ona miała o czym mówić.Ceremonia chrztu miała być uroczysta, lecz krótka.Ustalono, że Otylia z Mittlerem mielitrzymać dziecko do chrztu.Powolnym krokiem wszedł stary duchowny wsparty o ramię ko-ścielnego.Odprawiono modły, Otylia ułożyła dziecię na ramieniu i kiedy z czułością spoj-rzała na nie, przeraziła się niemal jego otwartych szeroko oczu, gdyż zdawało się jej, że za-gląda w swoje własne.Każdego zdziwiłoby takie podobieństwo.Mittler, który z kolei otrzy-mał dziecko, zdumiał się również, gdyż w twarzyczce niemowlęcia ujrzał tak uderzające po-dobieństwo z kapitanem, że było to wprost nie do wiary.Tylko osłabienie powstrzymało poczciwego, starego duchownego od celebrowania ob-rządku chrztu uroczyściej, niż to się zazwyczaj praktykowało.Tymczasem Mittler, bardzoprzejęty, wspomniał na swe dawne obowiązki urzędowe, a że w ogóle zwykł był w każdymwypadku od razu widzieć siebie, myśleć o tym, jak by to on przemawiał, jakich by użył wyra-żeń, więc i tym razem nie mógł się od tego powstrzymać, zwłaszcza że otaczało go gronosamych starych przyjaciół.Pod koniec obrzędu z zadowoleniem przejął na siebie rolę du-chownego i w wesołym przemówieniu prawił o obowiązkach i nadziejach kuma, tym dłużejnad tym się rozwodząc, że, jak mu się zdawało, wyczytał uznanie z rozpromienionej minySzarlotty.To, że dobry starzec powinien by już usiąść, uszło uwagi dzielnego mówcy.Tym bardziejnie mogło mu przyjść do głowy, że stanie się wkrótce przyczyną prawdziwego nieszczęścia.Gdy tak bowiem kolejno omawiał z naciskiem stosunek każdego z obecnych do nowo naro-dzonego, wystawiając trochę na próbę opanowanie Otylii, zwrócił się w końcu do starca zesłowami: Nasz wielebny ojczulek może teraz powiedzieć za Symeonem: ,,Panie, pozwól swemusłudze oddalić się w pokoju, albowiem oczy moje widziały zbawiciela tego domu.Już był w toku wspaniałego zakończenia swej mowy, gdy wtem spostrzegł, że stary ka-płan, któremu podtrzymywał dziecię, naprzód pochylił się nad niemowlęciem, a zaraz potemzachwiał się i jął się słaniać.Ledwie go podtrzymali, żeby nie upadł, i posadzili w fotelu, leczmimo natychmiastowej pomocy, starzec zmarł.Widzieć bezpośrednio obok siebie narodziny i śmierć, trumnę i kołyskę, nie tylko w ima-ginacji, lecz własnymi oczami patrzeć na te dwa ogromne przeciwieństwa, było to zbyt ciężkodla wszystkich obecnych, zwłaszcza, że śmierć nastąpiła tak nieoczekiwanie.Jedynie Otyliaprzypatrywała się z uczuciem, podobnym zazdrości, pogrążonemu jakby we śnie starcowi,którego twarz jeszcze i teraz zachowała łagodny, ujmujący wyraz.%7łycie jej duszy zabito, pocóż więc jeszcze zachowywać ciało?Jeśli za dnia nierzadko pobudzały ją te nieradosne wydarzenia do rozważań o przemijalno-ści, rozstaniu, utracie, noce stały się dla niej za to prawdziwą pociechą; cudowne nocne zwi-dzenia mówiły jej o tym, że ukochany żyje, krzepiły i odradzały na nowo jej własne życie.Kiedy wieczorem układała się na spoczynek i trwała jeszcze w słodkim stanie półjawy, pół-snu, wydawało jej się, że patrzy w jakąś przejasną, łagodnie oświetloną przestrzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl