[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alerowie i wały ziemne? Nie.Nato-miast obecność zwierząt jucznych oceniał jako żołnierz w jeden sposób: wypra-wa miała potrwać dłużej niż zwykle.Bez względu na jej cel.Wojownicy zawsze nosiliżywność przy sobie, każdy miał ją tylko dla siebie.Wyprawy nie trwały długo, zresztąw razie potrzeby zgraja uzupełniała zapasy w zdobytej wiosce przecież plądrowaniebyło celem napadów.Nigdy nie prowadzono jucznych wehfetów, tym bardziej (i znowuta zagadka!) że wierzchowców brakowało nawet dla zbrojnej jazdy. Ile tych jucznych? Kilkaset.Kot był naprawdę znużony i Rawat nie męczył go dłużej.Zresztą Dorlot zrobiło wiele więcej, niż odeń żądano.Nie dość, że przyniósł wieści, to jeszcze zadał sobietrud wyciągania wniosków i snucia różnych domniemań.To już było zadaniem dowód-cy.ale nie tylko o to chodziło.Koty nie znosiły rozważań typu z jednej strony.z drugiej strony..Dorlot wciąż czuł się winny temu, że niedbale dokonał rozpozna-104nia przed bitwą i próbował teraz pomóc dowódcy tak dalece, jak tylko potrafił.Zmuszałsię więc do tego, czego szczerze nie cierpiał i czego na ogół nie robił.Wróciwszy myślami do alerskich narzędzi, świetnego uzbrojenia i liczebności zgrai,Rawat sposępniał do reszty.Tkwił w samym środku jakiejś tajemniczej, bardzo niezwy-kłej sprawy.A wszystko czym dysponował to paru rannych i zmęczonych żołnierzy.4Gońcy garnizonów nie należeli do żadnej formacji; choć dosiadali koni, nie mielinic wspólnego z armektańską lekką jazdą.Nie używali uzbrojenia ochronnego, zaczep-ne zaś mogli dobierać według swoich własnych upodobań; przeważnie składało się tylkoz łuku, paru strzał i lekkiego miecza.Z reguły gońcami byli niscy, bardzo drobni męż-czyzni, ale często (o wiele częściej, niż w oddziałach bojowych) zdarzały się też kobiety,z natury mniejsze a więc i lżejsze od mężczyzn.Od gońców wymagano jezdzieckichumiejętności na najwyższym poziomie, a także wybornej pamięci, bo wiele wiadomo-ści przekazywali ustnie; poza tym mogli nie umieć zliczyć do trzech.Używali zwykle106rumaków ze Złotych Wzgórz w środkowym Dartanie były to konie większe i szybszeniż armektańskie odmiany stepowe, ale też bardziej wybredne i wymagające.Spienio-ny deresz niosący maleńkiego jezdzca, był właśnie pełnokrwistym dartańczykiem.Gdyotwarto bramę stanicy, żołnierz zsunął się z kulbaki i pędem pognał do komendantu-ry.Powiadomiony o przybyciu posłańca Ambegen kazał niezwłocznie wpuścić go dosiebie.Na majdanie poczęli gromadzić się żołnierze.Poznano jednego z gońców Alka-wy i teraz w małych i większych grupkach snuto domniemania i domysły.Dwajjezdzcy Terezy, którym tego dnia wypadła służba stajennych, zajęli się dereszem.Niedano mu pić, zwilżono tylko pysk, wytarto sianem grzbiet i boki, okryto pledami i opro-wadzano po majdanie.Piękne, szlachetne zwierzę, warte fortunę, było prawie zajeżdżo-ne na śmierć.Po pewnym czasie drzwi komendantury otworzyły się z trzaskiem i przed budynekwyszedł Ambegen w towarzystwie posłańca.Odprawiwszy żołnierza, który natychmiastpobiegł do swojego konia, komendant głośno wymienił imię.Nie trzeba było powtarzać.Jeden z gońców Erwy w mgnieniu oka pojawił się przed nim.Otrzymawszy zapieczę-107towane pismo, wysłuchał kilku niegłośnych wskazówek, powiedział tak, panie! i po-pędził do stajni.%7łołnierzom na majdanie udzielił się nerwowy nastrój.Usłyszawszy z ust Ambege-na: Odprawa oficerów! , służbowy legionista ruszył szukać podsetników.Komendantwrócił do swojej kwatery.Wszyscy widzieli, że był mocno wzburzony.Podsetnicy stawili się migiem.Ambegen kazał im siadać, po czym przez krótkąchwilę patrzył nic nie mówiąc.Następnie wziął do ręki wymięte, wyraznie przesy-cone potem pismo.Tereza i dowódca łuczników wymienili krótkie spojrzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]