[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znieg zaś zalegał drogę tym upo-rczywiej, im niższa była temperatura; motory pracowały na mrozie gorzej, a stąd ilo-czyn z odległości miejsca wypadku od centrum i czasu między dwoma wypadkami na-leży pomnożyć przez różnicę temperatury, aby otrzymać wielkość stałą.W miarę pogar-szania się warunków podróży dyspozytor Mailera wyznacza szoferom jazdy w rosną-cych odstępach czasu.Choć zatem w ciągu dwu godzin jazdy we mgle szofer przejeż-dżał za każdym kolejnym wyjazdem przestrzeń coraz mniejszą, drugi mnożnik czas,liczony w dniach, między dwoma wyjazdami proporcjonalnie rósł i dlatego iloczynpozostawał z grubsza nie zmieniony. A więc to znaczy.więc jakiś szofer paranoik, tak? Jezdził nocą, zatrzymywałauto, kradł zwłoki i co z nimi robił? Nad ranem, gdy wyjeżdżał ze strefy mgły, wracała mu przytomność, powra-cał do zwykłego świata, usiłował wtedy, jak mógł, pozbyć się tego śladu szalonej nocy.Przejeżdżał przez tak wielki szmat terenu, pełen wzgórz, płytkich wąwozów, zarośli,rzek, krzaków.Ogarniał go strach, nie mógł uwierzyć w to, co się stało, postanawiał so-bie, że będzie się leczył, ale bał się stracić miejsce, więc gdy dyspozytor wyznaczał mudatę następnego wyjazdu, bez słowa siadał za kierownicą.%7łe zaś musiał na pamięć znaćtopografię terenu, wszystkie drogi, osiedla, skrzyżowania, budynki, wiedział dobrze,gdzie znajdują się cmentarze.Wzrok Gregory ego zsunął się z twarzy Inspektora na rozpostartą gazetę. To on? powiedział. Obłęd musiał narastać odparł powoli Sheppard. Pamięć o popełnionychuczynkach, obawa przed odkryciem, rosnąca podejrzliwość wobec otoczenia, choro-bliwa interpretacja niewinnych uwag i słów kolegów wszystko to musiało pogarszaćjego stan, powiększać napięcie, w jakim żył.Można sądzić, że coraz trudniej powracał125do przytomności, że coraz gorzej, z malejącą uwagą, prowadził auto, łatwo mógł ulecwypadkowi.Na przykład takiemu.Gregory odszedł nagle od biurka, usiadł na stojącym pod półką krześle i przeciągnąłręką po twarzy. To tak? powiedział. Tak.A imitacja cudu.cha cha.I to jest prawda? Nie spokojnie odparł Sheppard ale może być.Albo, mówiąc ściślej: takamoże być prawda. Co pan mówi? Inspektorze, dość tej zabawy! Nie ja ją wymyśliłem.Niech pan ostygnie, Gregory.Na sześć wypadków uwa-ża pan? na sześć wypadków ten szofer stuknął w gazetę był trzy razy na pewnona odpowiadającej im trasie.To znaczy: trzy razy przejeżdżał w drugiej połowie nocyobok miejsca, z którego znikły zwłoki. A w tamtych.? powiedział Gregory.Działo się z nim coś dziwnego.Niespodziany przypływ ulgi, nadziei rozprężał mu pierś, zdawało mu się, że lżej oddy-cha. W tamtych? Więc.o jednym wypadku.Lewes.nie wiemy nic.W drugim nato-miast szofer ma.alibi. Alibi? Tak.Nie tylko nie miał wtedy służby, ale przebywał przez trzy dni w Szkocji.Topewne. A zatem to nie on! Gregory wstał, musiał wstać; od wstrząśnienia, wywołanegotym ruchem, gazeta zsunęła się ze skraju biurka i spłynęła na podłogę. Nie, to nie on.Zapewne nie on, chyba że zaklasyfikujemy ten wypadek oddziel-nie.Inspektor spokojnie patrzał na Gregory ego, którego twarz wykrzywił gniewny gry-mas. Ale jeśli tego nie zrobimy, jeśli to nie był Mailer szofer Mailera są jeszczeinne cyrkulujące nocą pojazdy, są wozy pocztowe, są ambulanse, auta pogotowia, wozytechniczne, podmiejskie pociągi, autobusy.jest mnóstwo zjawisk, dających przez na-kładanie się poszukiwaną prawidłowość. Pan drwi sobie ze mnie? Ależ nie, ja staram się panu pomóc! Dziękuję.Gregory pochylił się i podniósł z podłogi gazetę. Ten szofer był więc, to znaczy miał być poprawił się paranoikiem, cho-rym działającym na zasadzie równania: mgła razy mróz razy obłęd. spojrzał naShepparda z dziwnym uśmiechem. A gdyby on miał w pozostałych razach inną marszrutę przez przypadek, przezczysty przypadek zostałby kozłem ofiarnym.126Uśmiechnął się szyderczo chodząc po pokoju. Muszę wiedzieć powiedział. Naturalnie.zaraz!Ponownie chwycił gazetę, rozprostował ją. Tam brak pierwszej strony, z datą zauważył Sheppard ale mogę ją panu po-dać.Gazeta jest wczorajsza. A! Nie, nie wymyśliłem tego wszystkiego na poczekaniu.To, o czym mówiłem, zo-stało sprawdzone wczoraj, w ciągu całego dnia.Miejscowa policja i Farquart, który po-leciał do Szkocji, jeśli to pana interesuje. Nie, nie, ale.chciałbym wiedzieć, dlaczego pan to zrobił? Ostatecznie.ja także pracuję w Scotland Yardzie powiedział Sheppard.Gregory zdawał się nie słyszeć tej odpowiedzi, poruszony, chodził po pokoju i pa-trzał na fotografię. Pan nie wie, co mam na myśli.? To byłoby rzeczywiście poręczne, bardzo, bar-dzo poręczne.nadzwyczaj wygodne! Sprawca jest, a nie żyje.Więc nawet przesłuchaćgo ani zbadać nie można.i bardzo humanitarne rozwiązanie, pomyłka sprawiedliwo-ści wykluczona, nikt nie będzie cierpiał.Czy pan go podejrzewał? Czy też pan.czypan chciał tylko dopasować elementy, które stały do dyspozycji, które zmuszały nas dodziałania, żeby ten bezład z pozorami ładu przekształcić, aby zamknąć tę otwartą spra-wę z prostego poczucia porządku? O to chodzi. Nie widzę alternatywy powiedział niechętnie Sheppard.Zdawał się mieć dośćrozmowy.Nie patrzał już na Gregory ego, który przystanął, tknięty nową myślą. A, można i tak powiedział. Oczywiście.Wiem, wierzę, że pan chciał mi po-móc.Nie można było już nic zrobić, w ogóle nic, a teraz znowu można.Można pod-ważyć alibi [ Pobierz całość w formacie PDF ]