RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy jej spoczęły na rzece. Czemu się pytałaś  zapytał. Mój łaskawy panie. Nie mów tak, Estero, nie mów tak! Zwij mnie przyjacielem, bratem, jeśli chcesz, ale nienazywaj mnie panem, bo nim ani jestem, ani być chcę.Zwij mnie bratem.W cieniu nocy nie mógł ujrzeć jej zarumienienia, ani blasku oczu, co w dal na rzekę pa-trzyły. Nie mogę pojąć  rzekła  jak można wybierać życie. Walki z przemocą i przelew krwi  dokończył zdanie za nią. Tak  potwierdziła i dodała: Zamiast spokojnego życia w pięknej willi. Jesteś w błędzie Estero.jeśli sądzisz, że czynię to z upodobania.Wierzaj mi, że nie mamwyboru: zostanę tu, czeka mnie śmierć niechybna; pójdę tam, może mnie spotkać koniec tensam.Cóż łatwiej, jak podać zatruty kielich, namówić śmiałka, co pchnie sztyletem, alboświadka, co fałszywie przysięgnie.Messala i Gratus wzbogacili się mieniem mego ojca, adziś utrzymanie w rękach grabieży jest dla nich ważniejsze, niż było w chwili zaboru.Niemożna przypuszczać, aby ta sprawa dała się godnie załatwić, bo musieliby się przyznać doswej zbrodni.Zresztą  zresztą, Estero, gdyby mi przyszło od nich kupić tę zgodę, nie wiem,czy chciałbym.Nie wierzę, abym kiedy znalazł spokój, tym mniej mogę go znalezć w roz-152 kosznych gajach i czarującym powietrzu, pod marmurowymi portykami starej willi.Nie zna-lazłbym go nawet, gdybym tam miał istotę, co cierpliwą miłością słodziłaby ciężar dni moich,dzwigając wespół mą dolę.Nie ma dla mnie spokoju, póki nie odnajdę moich! Muszę więcmieć się na baczności, a gdy i jeśli je znajdę, i one opowiedzą swe cierpienia, mógłbymznieść, aby winny nie był ukarany? Jeśli je zabito, czy mogę pozwolić, aby morderca uszedł?O nie! Sumienie nie pozwoliłoby mi zasnąć, najczystsza miłość z całym czarem nie zdołałabymi przywrócić spokoju. A więc nieszczęścia nie da się uniknąć?  spytała drżącym od wzruszenia głosem  i niczgoła nie można w tej sprawie odmienić?Ben-Hur wziął jej rękę. Więc także troszczysz się bardzo o mnie? O bardzo  odparła po prostu.Ręka jej była gorąca i ginęła w jego dłoni, tak że czuł jej drżenie.Stanęła mu w myśliEgipcjanka, tak zupełnie różna od tej małej, taka słuszna, śmiała, zalotnie pochlebiająca i peł-na dowcipu.Jej piękność tak urocza, zamajaczyła na tle nocy, a młodzieniec podniósłszy doust rękę Estery, spuścił ją, mówiąc: Będziesz dla mnie Tirzą, Estero. Któż to jest Tirza? Takie imię nosi moja mała siostrzyczka, porwali ją Rzymianie; zanim ją znajdę, nie mo-gę spocząć, ani być szczęśliwym.W tej chwili padł na nich promień światła od strony tarasu, odwrócili się i ujrzeli Simoni-desa, którego z krzesłem właśnie wtaczano.Zbliżali się ku niemu, a w dalszej rozmowie onjuż główne zajmował miejsce.Tymczasem na wybrzeżu odcięto liny galery, która jak ptak popłynęła ku morzu przy bla-sku pochodni i wśród radosnych okrzyków wioślarzy.A Ben-Hur?.Został. On i jego losyzwiązane nieodwołalnie ze sprawą króla, którego przyjścia oczekiwano.153 ROZDZIAA XXVIPo południu w przeddzień wyścigów przeprowadzono konie i wóz Ilderima do miasta iumieszczono je w pobliżu cyrku pod baczną strażą ludzi szejka.Korzystając ze sposobności,zwinął Ilderim tabor i wysłał go ze wszystkim, co do niego należało: ludzmi, końmi, wielbłą-dami, z wszelkimi sprzętami, w głąb pustyni.Cała ta karawana wyglądała niby wędrówkapokoleń; ludzie wzdłuż drogi śmiali się patrząc na ten różnobarwny pochód, a Ilderim.zwykledrażliwy, tym razem dziwny zachowywał spokój.Jeśli więc.jak mógł słusznie mniemać, śle-dzą go szpiedzy Messali, to szydercze śmiechy tłumu nie mogły go ziębić ani parzyć.Jutrojuż będzie od nich daleko.Dopóki człowiek jest przedmiotem szyderstwa, nigdy pewnymsiebie być nie może.Wiedział o tym dobrze ostrożny Arab.W tej chwili nie ma szejk domu,namioty zwinięte, gaj palmowy opustoszały, a za dwanaście godzin nikt, najszybszy koń aniwielbłąd, nie dogoni tego, który jest panem pustyni i mieni się swą własnością.Tak Ben-Hur, jak Ilderim wiedzieli dobrze, że Messala jest wrogiem groznym, nie lekce-ważyli go sobie, na razie jednak byli pewni, że do wyścigów nic się nie zmieni.Jeśli, czegosię spodziewali, Ben-Hur odniesie zwycięstwo, wtedy biada im, użyje on wszelkiego wpływu,aby im szkodzić, choćby na własną rękę, bez pomocy Gratusa.Jako ludzie roztropni i prze-biegli, zwrócili na wroga baczną uwagę, ułożyli plan postępowania i pewni byli.że uniknąniebezpieczeństwa.Mimo to, lub właśnie dlatego, jechali w dobrym usposobieniu i pewnijutrzejszego powodzenia.W drodze spotkali Mallucha, który ich oczekiwał.Wierny sługa Simonidesa niczym niezdradził, iż wie cokolwiek o stosunku Ben-Hura z kupcem, a tym bardziej, że wie lub się do-myśla ich związku z Ilderimem.Po zwykłych powitaniach wyjął kartkę pergaminu i podał jąszejkowi, mówiąc:  Oto ogłoszenie dotyczące porządku wyścigów i igrzysk; są tam wymie-nione twoje konie oraz porządek, w jakim po sobie występować będą ścigający się.Nie pozo-staje nic, jak życzyć ci zwycięstwa.Po czym zwrócił się do Ben-Hura i rzekł: I tobie, synu Ariusza, składam życzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl