RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zato sypali doskonałymi dowcipami, widocznie tekst pisał im dobry komediopis.Od cza-su do czasu żarty dochodziły nawet do pochłoniętych jedzeniem i piciem arystokratów,rozlegały się oklaski.Wodewil był o Domu i Władcy, niezadowolonym z przepychu Miraculous, który za-ćmił sam Wersal.Władca zastanawia się, czy nie przenieść się z całym dworem na Capri,czego bardzo nie chcieliby dworacy.Fabuła była na granicy zdrady.Aktorów ratowało jedynie to, że Władca był poraża-jąco mądry, piękny i dzielny i nikomu nie przyszłoby do głowy nazwać wodewil kpi-ną z niego.Za to otaczających go dworaków przedstawiono jako przygłupich, drob-nych intrygantów.Długo nie mogłem pojąć, dlaczego publiczność to znosi  prze-cież wielu z tu obecnych na pewno przyjmowano na dworze.Potem zrozumiałem.W kpinach rzeczywiście była doza prawdy, ale nikt nie brał tego do siebie, tylko śmiałsię z innych.Cóż, wodewil był ryzykowny, za to kiepska trupa dostawała duże brawa.Leniwie obserwowałem akcję, rozmyślając, ile w niej prawdy, a ile farsy, kto był auto-rem.Najprawdopodobniej ktoś wystarczająco wysoko urodzony, by pozwolić sobie napodobne żarty.Potem ze sceny padło imię Markusa i zacząłem słuchać uważniej. Młodszy książę nam pomoże!  oznajmił jeden z intrygantów. Nauczę go,jak zakraść się do gabinetu Władcy, by wziąć ze stołu edykt i razem z nim się skryć.Zniknie edykt, a ojca gniew natychmiast spadnie na Markusa.Aadne rzeczy! Albo całkiem nowa sztuka, albo na bieżąco ją zmieniają, uwzględnia-jąc wszelkie intrygi i plotki Domu.Podjudzania Markusa nie pokazano, skupiono się na szalonym planie, żeby nie dopu-ścić do przeprowadzki na Capri i kradzieży podpisanego przez Władcę edyktu.Potemlampy na scenie przygaszono, robotnicy w czarnych kombinezonach szybko zmieni-li dekoracje.Wywołało to burzę oklasków, widocznie jakieś szczegóły gabinetu Władcyoddano bardzo wiernie.Pokazano również samego Władcę, wokół którego podskakiwałbłazen, proponujący nie tylko przenieść się do Miraculous, ale jeszcze umieścić dwora-ków na diabelskim kole, żeby każdy był raz na górze, raz na dole.Przy takim rozkładzie,mówił błazen, nikt nie będzie miał powodów do uraz.Sala śmiała się z całej duszy.Na minutę przestałem śledzić akcję, a gdy znowu zerknąłem na scenę  skradał siępo niej Mark!214 Zakrztusiłem się koniakiem i wytrzeszczonymi oczami patrzyłem, jak chłopak krad-nie edykt i ucieka ile sił w nogach.Na śmiech widzów, których poinformowano, że za-miast edyktu głupi książę ukradł namiętny list chińskiej imperatorowej, potajemnie za-kochanej we Władcy, nie zwracałem już uwagi.Czy to naprawdę Markus?Do sceny było dość daleko, ale dałbym sobie rękę uciąć, że to był on.Co za genialneposunięcie! Ukrywał się przed Strażą, grając samego siebie na oczach setki arystokra-tów i strażników! Co pijesz?. Helen usiadła obok i popatrzyła na mnie zdumiona. Wyglądasz,jakbyś zobaczył ducha. Mark. Gdzie?  Helen drgnęła. Na scenie.Gra w sztuce samego siebie. Idziemy!Jej energia wyrwała mnie z osłupienia.Rzuciłem na stolik monetę, gestem dając dozrozumienia, że możemy jeszcze wrócić.Poszliśmy na tyły sceny.Przybudówki dla ak-torów i dekoracji okazały się na głucho zamknięte od wewnątrz.Helen już miała zastu-kać. Poczekaj. pochyliłem się nad zamkiem.No tak, wszystko jasne. Masz szpil-kę? Srebrną. Pięknie, właśnie miękka jest potrzebna.Helen wyjęła z włosów szpilkę, dwoma ruchami nadałem jej właściwy kształt i otwo-rzyłem prościutki zamek.Równie dobrze mógłbym użyć noża, a nawet giętkiej gałązki.Zrobiło to na niej wrażenie. Jak ty.?  patrzyła zdumiona na otwarte drzwi. Nigdy więcej nie zaufam zam-kom.Chodz!Pomieszczenia teatru były zawalone różną tandetą.Nawet Kraina Cudów ma swo-ją drugą stronę.Wyszliśmy na wąski korytarza, po którym snuli się aktorzy i robotni-cy.Słychać były jakieś żarty, śmieszne tylko dla autorów, odpowiedzi niezrozumiałez powodu aktorskiego żargonu.Na nas nikt nie zwracał uwagi.Wszyscy albo byli zajęcitrwającym spektaklem, albo przywykli do nieoczekiwanych gości.Pomyślałem, że mu-simy działać szybko, i akurat w tym momencie pojawił się jeden z lordów, który, zgod-nie z fabułą wyjechał z tajną misją do Rosji.Pomyślałem, że w związku z tym nie będziew najbliższym czasie wychodził na scenę i chwyciłem go za rękę. Czego pan sobie życzył  oburzył się lord z teatralnym patosem. Pozwoli pan,że spytam o imię.215 Patrzenie na niego z bliska było śmieszne i trochę nawet nieprzyjemne.Teatralnymakijaż upodabniał jego twarz do wymalowanej maski.Pod pudrem i różem błyszczałykrople potu.Kostium, tak wspaniały z daleka, okazał się uszyty ze zgrzebnego, ufarbo-wanego płótna; koronki były porwane i pocerowane, miecz przy boku  chyba drew-niany. Nie jesteś na scenie, nie dyryguj  uciąłem. Gdzie chłopiec grający na sceniemłodszego księcia? Szybko!Aktor przyglądał mi się przez chwilę, jakby zastanawiając się, czy warto posłuchać.Nieoczekiwanie się uśmiechnął. A.proszę bardzo, drodzy państwo, bardzo proszę.Poszliśmy za nim do jednych z drzwi.Komediant skłonił się drwiąco i otworzyłdrzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl