[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie przychodzi mi do głowy żaden segment rynku, który byłby odpowiedni dla DsD, bo wszystko, od Quake po Softimage, działa lepiej z OpenGL.Po tym e-mailu rozpętała się w Sieci burza, ale Microsoft zachowywał milczenie.Miesiąc później pojawił się u nas ich przedstawiciel, aby odebrać kopię OpenGL.Bili & Co.postanowili włączyć ten pakiet do swojego repertuaru.Nie zrezygnowali jednak z Directs3D, a nawet wzmogli wysiłki nad jego usprawnieniem.Dopiero w grudniu 1997 roku częściowo ulegli presji i obiecali poparcie dla projektu Fahrenheit, który zakładał jeszcze wyższy szczebel uniwersalizmu OpenGL.Projekt ten został oparty na OpenGL Optimizer - zbiorze narzędzi umożliwiających wstępną analizę wyświetlanej sceny.Możliwa dzięki temu stała się wczesna eliminacja niewidocznych płaszczyzn, dekompozycja obiektów i rozdział zadań między procesory (jeśli w komputerze jest ich więcej niż jeden), co znacznie przyspieszyło obróbkę złożonych obrazów.***Pierwszą rzeczą, którą musieliśmy zrobić przed rozpoczęciem nowego projektu, był zakup licencji na NT.Nie ma sprawy - kupujemy, choć cena jest zaporowa: milion dolarów.Nie mogę się doczekać przyjścia pakietu z kodem źródłowym (pozwalającym zajrzeć do wnętrza programu).Dręczy mnie pytanie, do jakiego stopnia sławni microsoftowi hakerzy potrafili zoptymalizować nasze stare pomysły.Sprzedaliśmy licencję na OpenGL, więc stała się ona częścią systemu operacyjnego NT i mieli prawo wszystko pozmieniać.Kiedy dostaję dyskietkę, najpierw sprawdzam, co zmieniono, żeby dostosować bibliotekę do Windowsów.To musieli napisać sami, bo my używamy innego mechanizmu zarządzania okienkami.Elegancki kod, wspaniała profesjonalna robota.W samej bibliotece nie zmodyfikowali jednak niczego.Może nie mieli czasu, żeby wnikać w niuanse kodu.Na co zatem poszła niebagatelna kwota 2,5 miliarda dolarów, które Microsoft wydaje jakoby rocznie na prace badawczo-rozwojowe?Z rozrzewnieniem przeglądam nietknięte linie programu, które pisałem przed pięciu laty.Dostrzegam parę literówek w komentarzach, ale nie wolno mi ich poprawić.Każdy program ma generowaną automatycznie preambułę: „Jakiekolwiek zmiany w poniższym programie wymagają pisemnej akceptacji właściwego menedżera firmy Microsoft”.Zostawmy to, przecież nie będę występował do jakiegoś biurokraty w Redmond o zgodę na poprawianie własnych klawiaturowych przekłamań.Marketing znów nas ogranicza.Czujemy niechęć do tych przystojnych, gładko ogolonych facetów, którzy sprzedają nasze dokonania.Są przesadnie nadęci po spotkaniach z prezesami firm i głowami państw.Śpią w pięciogwiazdkowych hotelach.Latają w business class i nabijają sobie konta przelotów, dzięki czemu mogą zabrać całą rodzinę na wakacje za darmo.I oni właśnie mają czelność spychać nas do podziemia.Tak jest - zostaliśmy utajnieni.Nasze numery wewnętrzne usunięto z książki telefonicznej.Jesteśmy teraz enigmatyczną „Consumer Product Division”, która oficjalnie nie istnieje.To wszystko z obawy, iż przejście na NT może odstraszyć klientów od kupowania naszych maszyn.Silicon Graphics była przecież tradycyjnym bastionem Uniksa.A tu nagle przymierze z Windowsami.Racja była po ich stronie, o czym przekonałem się później w terenie.Wtedy jednak mocno nam to doskwierało.***Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do SGI, firma urzędowała w trzech budynkach.Teraz jest ich dwadzieścia, ja zaś ciągle siedzę w budynku numer jeden.Ale obecnie jesteśmy zakonspirowani i mamy najsurowszą recepcjonistkę.Jej fotograficzna pamięć identyfikuje błyskawicznie twarze wszystkich uprawnionych do wejścia, łącznie z ich żonami i dziećmi.Gdy Silicon Graphics postanowiła utworzyć swój warszawski oddział, jego dyrektorem został dotychczasowy szef dystrybucji silikonów w ATM-ie.Znałem Pawła od lat, bywał w centrali i wiedział, gdzie urzęduję [ Pobierz całość w formacie PDF ]