RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czekał długą chwilę najpierw u odźwiernego, potem w wartowni, która służyła za poczekalnię.Koadiutor prowadził królewski tryb życia i w jego domu panował ruch do późnej nocy.Messer Tolomei był cierpliwy, kilkakrotnie przypominał o swej obecności, podkreślając, że musi koniecznie porozmawiać osobiście z koadiutorem.- Chodźcie, messer - rzekł wreszcie jeden z sekretarzy.Tolomei minął trzy olbrzymie sale i znalazł się na wprostEnguerranda de Marigny, który samotnie w swoim gabine­cie kończył jeść wieczerzę, nie przerywając pracy.- Cóż za niespodziewana wizyta - rzekł chłodno Marig­ny.- Jaką macie sprawę?Tolomei odparł równie chłodnym tonem:- Sprawę dotyczącą królestwa, Wasza Dostojność.Marigny wskazał mu krzesło.- Proszę mi wyjaśnić - rzekł.- Od kilku dni, Dostojny Panie, krąży pogłoska o pew­nym zarządzeniu, które omawia się na Królewskiej Radzie, a mającym jakoby dotyczyć przywilejów kompanii lombardzkich.Pogłoska się szerzy, niepokoi nas i wielce utrudnia handel.Brak do nas zaufania, nabywcy zjawiają się coraz rzadziej, dostawcy żądają natychmiastowej za­płaty, a dłużnicy odraczają spłaty.- To nie są sprawy królestwa - rzekł Marigny.- To się okaże, Wasza Dostojność, to się okaże.Wiele osób niepokoi się i tu, i gdzie indziej.Mówi się o tym nawet poza granicami Francji.Marigny potarł ręką podbródek i policzek.- Mówi się za dużo.Jesteście rozumnym człowiekiem, messer Tolomei, i nie powinniście wierzyć tym pogłoskom - rzekł, patrząc spokojnie na jednego z tych ludzi, których zamierzał zmiażdżyć.- Skoro tak twierdzicie, Dostojny Panie.Ale wojna flamandzka bardzo drogo kosztowała i Skarb może po­trzebować dopływu świeżego złota.Otóż przygotowaliśmy projekt.- Wasz handel, powtarzam, w niczym mnie nie dotyczy.Tolomei podniósł rękę, jakby zamierzał powiedzieć:„Cierpliwości, nie wiecie o wszystkim." i ciągnął dalej:- Chociaż nie zabieraliśmy głosu na obradach Zgroma­dzenia, pragniemy przecież dopomóc naszemu umiłowa­nemu królowi.Jesteśmy gotowi udzielić znacznej po­życzki, nieograniczonej w czasie i minimalnie oprocen­towanej.Złożyłyby się na nią wszystkie kompanie lombardzkie.Przyszedłem tu, aby was o tym powiadomić.Następnie Tolomei nachylił się i szepnął cyfrę.Marigny drgnął, ale natychmiast pomyślał: „Jeżeli gotowi okroić sobie taką sumę, to znaczy można zabrać dwadzieścia razy tyle".Ponieważ dużo czytał i miał zwyczaj do późna czuwać, miał zmęczone oczy i zaczerwienione powieki.- Zacna to myśl i godna pochwały intencja, wdzięczny wam jestem za nie - rzekł po chwili milczenia.- Muszę wszakże wyrazić wam moje zdziwienie.Dotarło do moich uszu, jakoby niektóre kompanie lombardzkie skierowały do Italii konwoje ze złotem.To złoto nie może znajdować się i tu, i tam.Tolomei zamknął całkiem lewe oko.- Jesteście rozumnym człowiekiem, Dostojny Panie, i nie powinniście wierzyć tym pogłoskom - rzekł, po­wtarzając własne słowa koadiutora.- Czyż nasza oferta nie świadczy o zaufaniu?- Chciałbym uwierzyć w to, o czym mnie zapewniacie Gdyby jednak było inaczej, król nie ścierpiałby tego uszczerbku mienia Francji i musiałby położyć kres.Tolomei nie drgnął.Ucieczka kapitałów lombardzkich rozpoczęła się na skutek groźby rabunku, a ten upływ złota miał posłużyć Marigny'emu jako usprawiedliwienie zarządzenia.Było to błędne koło.- Widzę, że przynajmniej z tego punktu widzenia uwa­żacie nasz handel za sprawę interesującą królestwo - od­parł bankier.- Sądzę, że powiedzieliśmy sobie wszystko, co należało, messer Tolomei - zakończył Marigny.- Z pewnością.Wasza Dostojność.Tolomei wstał, zrobił jeden krok.Później nagle jakby coś sobie przypomniał:- Czy Jego Wielebność arcybiskup z Sens znajduje się w mieście? - spytał.- Tak, jest tutaj.Tolomei kiwnął głowa w zamyśleniu.- Macie więcej okazji niż ja, aby go zobaczyć.Czy Wasza Dostojność raczy go powiadomić, iż pragnąłbym w najbliższych dniach porozmawiać z nim, o jakiejkolwiek bądź godzinie, w wiadomej mu sprawie.Będzie mu zale­żało na mojej opinii.- Co macie mu powiedzieć? Nie wiedziałem, że łączy go z wami jakaś sprawa!- Dostojny Panie - rzekł z ukłonem Tolomei - pierwszą cnotą bankiera jest milczenie.Ponieważ jednak jesteście bratem Monsignora z Sens, mogę się wam zwierzyć, że chodzi o jego dobro, nasze.i naszej Świętej Matki Kościoła.Następnie, wychodząc, sucho powtórzył:- Już jutro, jeśli jemu to odpowiada.VITolomei wygrywaTolomei tej nocy prawie nie zmrużył oka.„Czy Marigny zawiadomił brata? - pytał sam siebie.- Czy arcybiskup wyznał mu, co pozostawił w moim ręku? Czy nie pospieszą się i w nocy nie uzyskają podpisu króla, aby mnie ubiec? Czy nie zmówią się, by mnie zamordować?".Tolomei, nie mogąc zasnąć, wiercił się na łożu i rozmyślał z goryczą o swej drugiej ojczyźnie, której we własnym mniemaniu tak dobrze służył i pracą, i pieniędzmi.Ponie­waż tu się wzbogacił, zależało mu na Francji bardziej niż na rodzinnej Toskanii i rzeczywiście na swój sposób ją kochał.Czy już więcej nie poczuje pod podeszwą bruku ulicy Lombardów, czy nie usłyszy w południe dzwonu z Notre Dame, nie będzie oddychał wonią Sekwany, nie uda się już więcej na zebranie w Ratuszu?32 Groźba wyrzeczenia się tego wszystkiego rozdzierała mu serce.„.Czyż w moim wieku miałbym od nowa rozpoczynać gdzie indziej.o ile jeszcze pozostawią mnie przy życiu, abym mógł rozpocząć?".Dopiero nad ranem zapadł w sen, lecz wkrótce obudziły go uderzenia kołatki i odgłos kroków w podwórzu.Sądził, że przyszli go aresztować, i pospiesznie narzucił odzież.Pojawił się wystraszony pachołek.- Dostojny Panie, arcybiskup jest na dole - rzekł.- Kto mu towarzyszy?- Czterej słudzy w habitach, ale bardziej podobni do sierżantów z policji jak do kleryków z kapituły.Tolomei skrzywił się.- Zdejm okiennice w moim gabinecie - powiedział.Wielebny Jan de Marigny już wchodził na schodyTolomei oczekiwał go, stojąc na podeście.Arcybiskup szczupły, z krzyżem kołyszącym się na piersi, natychmiast zaatakował bankiera.- Co ma oznaczać, messer, ta dziwna wiadomość, którą brat przekazał mi wieczorem?Tolomei uspokajającym ruchem wzniósł w górę tłuste i spiczaste dłonie.- Nic takiego, co by mogło was zaniepokoić, Monsignore, ani też nic takiego, co zasługiwałoby na wasz pośpiech.Udałbym się za waszym przyzwoleniem do pałacu biskupiego.Raczcie wejść do mego gabinetu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl