[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wziął ją za rękę i poszli na górę.Dała się prowadzić aż do drzwi pokoju, w którym leżał uko-chany.Gdy ujął ją za rękę poczęła prosić: Senior Sternau, ja się nie odważę.112 Proszę tu poczekać, muszę go zbadać brzmiała odpowiedz.Wszedł do środka.Resedillazostała przy drzwiach z sercem przepełnionym sprzecznymi uczuciami.Po chwili Sternau otwo-rzył drzwi mówiąc półgłosem: Proszę wejść, seniorka.Wsunęła się po cichu, koło łóżka ujrzała jakąś kobietę.Była to Zilli.Jakby sztylet przeszedł jej pierś.Pielęgnowała go całkiem obca osoba, podczas gdy, ona nawetdo niego nie zaglądnęła.Spojrzała na łóżko.W oczach jej pociemniało, musiała się oprzeć nakrześle.Powoli jej wzrok zaczął się oswajać ze smutnym obrazem jaki ukazał się jej oczom.Leżał poowijany bandażami.Był bardziej podobny do mumii niż do żyjącego człowieka.Całagłowa była obwiązana białym płótnem.Tylko twarz była wolna, ale twarz ta trupioblada strasznieodbijała się od czarnego zarostu.Zapadłe policzki, oczy zamknięte, niczym się nie różnił od trupależącego kilka dni.Zimno się jej zrobiło.Tak, Sternau miał rację.Była przekonana, że widok jego nie powstrzy-ma jej i rzuci się mu na pierś z płaczem, a teraz stała, jak skamieniała; nie mogąc się poruszyć,jakby jej nogi wrosły w ziemię.Z niezmiernym wysiłkiem posunęła się z miejsca wlokąc ciężkoswe nogi i przystąpiła bliżej łóżka.Zachrypniętym od wzruszenia głosem spytała szeptem młodedziewczę: Pani była dotychczas przy nim? Tak, seniorka szepnęła Zilli. Musiałam pomóc przy bandażowaniu. Dziękuję pani.Po tych słowach usiadła na krześle koło łóżka, na tym samym miejscu gdzie siedziała przedchwilą Zilli. Chce pani przy nim zostać? spytało ją dziewczę. Tak odrzekła Resedilla. To niemożliwe. Dlaczego? Bo pani jest potrzebna na dole.Resedilla potrząsnęła głową odpowiadając: Moje miejsce jest tutaj, dopóki nie wyzdrowieje.Jeżeli mi pani chce wyświadczyć przysłu-gę, to proszę zapytać mego ojca, czy pani nie może mu pomóc. Chętnie to uczynię i oddaliła się.Sternau zdjął choremu bandaż z głowy przykładając nowy.Niby we śnie pomagała mu.Rękajej dotknęła nieco bladego policzka.Jakby przeczuł jej obecność bo wyszeptał z cicha: Resedilla! Proszę mu odpowiedzieć szepnął jej Sternau. Jak długo leży ani razy nie otworzył oczu.Pochyliła się nad nim mówiąc półgłosem: Mój drogi, kochany Gerardzie.Pomału otworzył powieki, początkowo mdły wzrok zaczął się ożywiać. O teraz nie umrę! rzekł słabo, ale wyraznie.Nie mogła wytrzymać.Nie zważając na obecność Sternaua poczęła całować jego bledziutkiewargi mówiąc z uniesieniem: Nie, nie umrzesz, nie możesz umrzeć, bez ciebie ja bym nie mogła żyć.Musisz wyzdrowiećbo mam ci coś ważnego powiedzieć.Znowu zamknął oczy.Ta nagła radość była zbyt wielka, popadł w omdlenie. Senior, senior, on umiera! wołała Resedilla z przerażeniem.Sternau uśmiechnął się i gładząc jej włosy odpowiedział:113 Proszę się nie martwić.To tylko omdlenie.Nie zaszkodzi mu, jeżeli go pani nie opuści ipielęgnować będzie, w co nie wątpię, starannie, może mieć pani nadzieję, że szybko wyzdrowie-je.114 [ Pobierz całość w formacie PDF ]