[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Mitrofanowej kończy się żeglowność Amuru, który w swoim górnym biegu przekształca się właściwie w dwie rzeki: Szyłkę i Ar-gun.Od Nikołąjewska przyjaciele przebyli wodą nieomal trzy tysiące kilometrów.Potem przez Nerczyńsk i Czitę udali się konno do Wierch-nieudinska, swojego następnego celu, gdzie doszło do dziwnego spotkania z Karpalą.* * *Zaledwie Karpalą wprowadziła Sama Hawkensa i jego przyjaciół do namiotu rodziców, do obozu wpadł z impetem jej narzeczony w asyście porucznika.Zeskoczyli z koni i weszli do jurty.Kiedy rotmistrz zobaczył trapera, zapomniał o pozdrowieniu obecnych, tylko wrzasnął- To on! To ten człowiek! Jesteś moim więźniem!- Albo ty moim! - odparł Sam, śmiejąc się, swoją łamaną ru-szczyzną.- Ja twoim więźniem?- Tak, boja mam ciebie, a ty masz mnie.Albo raczej, żaden z nas nie ma jeszcze drugiego, jeśli się nie mylę.- Nie ścierpię takiego zuchwalstwa! Jestem komendantem tutejszych oddziałów!- A ja dowodzę tymi dwoma korpusami - odpowiedział mu Sam wskazując przy tym na Dicka i Willa, stojących obok niego.- Ten człowiek oszalał1- Ty też nie jesteś nazbyt bystry! Znajduję się tu pod ochroną bu-riackiego księcia!- Ale na rosyjskiej ziemi! Dlatego musi cię nam wydać1 Karpala wykonała szybki ruch ręką i powiedziała stanowczo:- Ten mężczyzna jest moim gościem i nie zostanie wydany!- Wobec tego idę po moich kozaków!- A, proszę bardzo! Z nami jest pięć razy więcej Buriatów.Nie pozwolą na to, żebyś znieważał cześć córki ich księcia, lżył i aresztował jej obrońcę.- W takim razie dojdzie do walki!- Jeżeli tego chcesz, będziemy walczyć!- Zastanów się, co robisz! Jesteś moją narzeczoną i masz mi być posłuszną! - wrzeszczał rozwścieczony.Książę i księżna siedzieli na swoich poduszkach.Znajdowali się w bardzo nieprzyjemnej sytuacji i uznali, że najlepsze, co mogą zrobić, to nie brać strony ani córki ani oficera.Z natury kochali spokój i takie właśnie zachowanie odpowiadało ich powolnemu usposobieniu.Sam Hawkens zauważył to od razu.Nie znał wprawdzie panująj cych tam stosunków, ale jego bystre spojrzenie pozwoliło mu wiele zrozumieć, a ponieważ wcale nie bał się kozaków i przy tym nie zal! mierzał stać się przyczyną kłopotów dzielnego księcia, szerokim gestem powstrzymał kłócących się.- Nie spierajcie się, dzieci! Dobrowolnie udamy się z nim do naczelnika!- Dobrowolnie? - drwił rotmistrz.- To przymus! Jesteście moimi więźniami! Każę was związać i wrzucić do lochu!- Nie, - zaśmiał się Sam Hawkens - tego, synku, nie zrobisz! l Zastrzelimy każdego, kto tylko odważy się nas tknąć.Dosiądziemy teraz naszych koni i z wolnej woli złożymy wizytę isprawnikowi, twojemu ojcu.- To przecież śmieszne!- Rzeczywiście, można się pośmiać.Zostaw nas w spokoju, bo dojdzie do czegoś poważnego.Spójrz tylko!Sam Hawkens wyciągnął dwa rewolwery i trzymając je groźnie przed sobą, zbliżał się do wyjścia namiotu, a za nim Dick i Will również z rewolwerami w dłoniach.Oficerowie cofnęli się w osłupieniu.- Nie opuszczę was.Jadę z wami - powiedzała Karpala zdecydowanie sadowiąc się w siodle.Popędzili galopem do miasta.Przed budynkiem, gdzie urzędował isprawnik, rotmistrz szepnął kilka słów do porucznika.Ten pośpieszył zaraz, żeby wszystkie drzwi budynku obstawić kozakami.Karpala i jej podopieczni czekali w przedpokoju.Rotmistrz udał się sam do ojca, żeby mu zdać sprawozdanie, ale wkrótce ponownie pojawił się w drzwiach, wzywając ich do kancelarii.- Zostanę tutaj - oświadczyła Karpala.- Nie chcę się mieszać do waszego sporu, ale chcę wiedzieć, co zrobicie z tymi ludźmi.- Zostaną przymknięci i odesłani do Irkucka.Tam im już pokażą, co to znaczy, strzelać do oficera - szczeknął rotmistrz.- To się okaże, mój drogi! - śmiał się Sam.Odsunął rotmistrza na bok i wkroczył dumnie do kancelarii.Naczelnik powiatu, który sprawował równocześnie funkcję sędziego powiatowego, obrzucił złoczyńców ponurym spojrzeniem.- To ty strzelałeś do tego oficera? - rzucił władczym tonem pytanie.- Nie.- Nie zaprzeczaj!- Mówię prawdę.- On twiedzi coś zupełnie innego!- W takim razie kłamie.- Człowieku, panuj nad swoim językiem, bo każę ci? wychłostać!Sam wsparł się pod boki i kołysał się lekko, uśmiechając się przy tym przebiegłe.- Ty? Ty każesz mnie wychłostać? Tylko na to cię stać? Wiem dobrze, co oznacza carski mundur i nigdy nie targnąłbym się na prawdziwego oficera Ale czy można uznać za oficera człowieka, który kryje się za krzakami, żeby podglądać dziewczynę w kąpieli? To gbur, bezwstydny prostak, jeśli się nie mylę, hihihihi!- Masz milczeć!- Stul gębę! - wrzasnął Sam jeszcze głośniej.- Terazja mówię! Jak skończę, przyjdzie kolej na ciebie! Wydaje mi się, że nie wiesz, iż najpierw wypada się dowiedzieć, kogo masz przed sobą.Car w Petersburgu ucieszy się, gdy mu przekażę, jakie tu siedzą wszy zamiast urzędników.Oto mój paszport.Obejrzyj go sobie dobrze, a jak nie umiesz czytać, wypiszę ci alfabet na krześle.Gdy na nim usiądziesz, przylepi ci się do spodni, hihihihi! - co powiedziawszy wyjął z sakiewki paszport i położył przed isprawnikiem.Sam gadał tak szybko i tak niezrozumiale, że urzędnik zrozumiał zaledwie połowę skierowanych pod jego adresem uprzejmości.Zdumiony naczelnik otworzył paszport, czytał go powoli, po czym przetarł oczy i zaczął czytać jeszcze raz od początku, a jego twarz stopniowo wydłużała się coraz bardziej.Na dany przez Sama znak również Dick i Will okazali swoje papiery, które wprawiły urzędnika w nie mniejsze zdumienie.Naczelnik spocił się.Syn podszedł do niego zaskoczony i również zajrzał do paszportów.Ojcie złożył starannie dokumenty i zwrócił je właścicielom.- I co teraz? - spytał Sam wyzywająco.- Jesteście wolni!- Wolni? Zawsze byliśmy wolni.Miałem nadzieję, że otrzymam inną odpowiedź [ Pobierz całość w formacie PDF ]