RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kolejne trzaski i wreszcie materac puścił, zapadł się,odrywając z jednej strony od ramy.Stoczyła się pod łóżko, pasy zostały na górze, przytrzymu-jąc niepotrzebny już koc.Chropawy beton podłogi pod policzkiem.Głęboko odetchnęła kilkarazy.132 A zatem pierwsza przeszkoda usunięta.Teraz pojawiają się kolejne problemy.Dłonie i kostkinóg ma ciasno skute kajdankami, jest naga, zamknięta na cztery spusty i nic nie widzi.Zmusiłasię do płaczu.Prawe oko będzie jej odrastać przez parę dni, ale lewe zostało tylko draśnięte powierzchu.Może wystarczy kilka, kilkanaście godzin? Na razie musi płakać, wypłukać związkisrebra z rany.Kajdanki.Całe szczęście z sex shopu, skrajnie prymitywna konstrukcja.Monika wygryzław materacu dziurę wsunęła ręce do środka.Wyszarpnęła jedną sprężynę, złamała o krawędzłóżka.Nawet nic nie widząc zdołała się rozkuć w kilka minut.Teraz nogi.Wraz z kąpiącymi łzami ból odrobinę jej ustępował.Położyła się na zarwanym posłaniui zawinęła w koc.Dotknęła czoła.Palce musnęły brzeg rany.Srebro w międzyczasie wżarło siębardzo głęboko, ale bąbel zaczynał już klęsnąć.Ciało miała rozpalone.Gwałtowny dreszczprzebiegł jej plecy.Nie miała termometru, ale policzyła sobie puls.Nie wyglądało to dobrze,czterdzieści stopni gorączki jak nic&Kolana jej drżały.Pewnie z nerwów.Trzeba się uspokoić.A zatem spać.Skoro do jutra posta-nowili dać jej spokój, musi zregenerować siły& Nakryła się kocem razem z głową, usiłującwłasnym oddechem nagrzać przestrzeń pod pledem.Chwyciły ją jeszcze mocniejsze dreszcze.Ale powolutku zaczęła się odprężać.Kilka godzin odpoczynku powinno dobrze jej zrobić.Wro-gowie nie zdołają zaskoczyć jej we śnie.Usłyszy huk zasuw i obudzi się.A wtedy& No cóż,w Kodeksie niejakiego Hammurabiego napisano: oko za oko.Wprawdzie im nie odrosną, alenie pożyją wystarczająco długo, by się tym przejąć&* * * W Krakowie mieszka czterdziestu siedmiu różnych Dymitrów.Z tego dwie trzeciew blokach.Tych, jak sądzę, możemy skreślić. Dlaczego?  nie zrozumiała Stasia. To bardzo proste.Porwanie to dość skomplikowana sprawa.Więznia trzeba gdzieś trzy-mać.Z tego co znam Monikę, będzie usiłowała się uwolnić, może krzyczeć, kopać w ścianę&Sąsiedzi mogliby usłyszeć. A jeśli będzie ją trzymał zakneblowaną? Kłopotliwe.Poza tym jest jeszcze jeden problem.Setki okien.W starym bloku tkwiąw nich staruszki, dla których obserwowanie okolicy to jedyne zajęcie urozmaicające szare dniemerytury.Trudno wnieść związaną dziewczynę do domu tak, aby nikt tego nie zauważył.Zwłasz-cza, że jest to ranek, ludzie wychodzą do roboty, dzieci do szkoły.Musiałby podjechać bliskoklatki.Sądzę, że ma willę z garażem, a z garażu bezpośrednie przejście do piwnicy&  stukałapospiesznie w klawisze. A jeśli zamknął ją nie w pobliżu domu tylko, na przykład, w wynajętym lokalu?133  Miejmy nadzieję, że nie.%7ładen z samochodów nie został zarejestrowany na człowiekanoszącego to imię  mruknęła. Zobaczmy jednak, czy ich właściciele nie mieszkają gdzieś wpobliżu któregoś z czterdziestu siedmiu wytypowanych adresów.Po Monikę mógł się wybraćwozem kumpla&To też nic nie dało. Teraz przydałaby się lista willi i domów z garażami.Kaszana, nie mamy czegoś takiego.Zatem tylko wille. Jak odróżniasz bloki i wille?  zdziwiła się alchemiczka. Tu są tylko gołe adresy, a nieznasz Krakowa na tyle dobrze, by wiedzieć, co się mieści przy której ulicy. Oj, to proste, jeśli mamy adres w rodzaju osiedle Kazimierzowskie 23 mieszkania 56, tooznacza, że jest to blok.W willach nie ma kilkunastu mieszkań. Sprytnie  oceniła kuzynka.Kuzynka wypisała dwanaście adresów. To potencjalnie pasujące miejsca.Musimy zawęzić listę poszukiwań.Zciągnęła dane na temat właścicieli posesji. W jakim wieku jest Dymitr? Sądzę, że ma około 430 lat& Cholera.Inaczej, na jaki wiek wygląda? Gdzieś między trzydziestką a czterdziestką.Parę minut grzebała w danych. Pasują trzy adresy  powiedziała wreszcie. Wszyscy trzej nie byli dotąd notowani.Postukała długopisem w zęby. Musiał przybyć niedawno i załatwić sobie fałszywą tożsamość.Kurczę, jakie te dane sąniekompletne&  warknęła. Ale zobaczmy hipotekę.Jest częściowo skomputeryzowana&Dobra, mamy go  wskazała jeden z adresów. Ta willa zmieniła właściciela trzy lata temu. Jesteś pewna? Nie do końca.Ale ten mężczyzna ma samochód odpowiadający opisowi, mieszka sami jest w odpowiednim wieku.Trzeba zobaczyć na miejscu&Z pawlacza ściągnęła sporą walizkę i ruszyła do wyjścia.Kuzynka zarzuciła na siebie kurtkę,po czym poszła za nią.* * *Alchemik lubi od czasu do czasu przejrzeć prasę.Z reguły kupuje sobie po jednym egzem-plarzu każdego z dzienników i czytając porównuje wersje.Przeglądając polskie gazety czujewzbierającą złość.Zdrada, afery, korupcja& Krajem rządzi najgorsza możliwa hołota.Nigdydotąd nie było tak zle.Najgrubszy dziennik, pełen ogłoszeń, wziął do ręki po raz pierwszyi ostatni w życiu.Kto to, do diabła, wydaje? I dla kogo? Czy jest aż tylu zdrajców ojczyzny, byopłacało się utrzymywanie tego tytułu na rynku?134 Rzucił gazetę z obrzydzeniem do kosza i odruchowo umył ręce.Informator kulturalny.Kultura też upiornie zeszła na psy, ale może znajdzie się coś ciekawe-go& Kartkował w zadumie i nagle& Zobaczył to kątem oka.Nieczęsto widuje swoje nazwiskona papierze. Sesja naukowa w czterechsetną rocznicę opublikowania  Traktatu o rtęci mistrza Mi-chała Sędziwoja z Sanoka  jego głos odbił się echem w rozległym mieszkaniu. Wstępwolny.Przez dłuższą chwilę siedział w fotelu i wreszcie, nie mogąc się powstrzymać, parsknął ser-decznym śmiechem.To może być ciekawe doświadczenie, do tej pory nigdy nie brał udziałuw sesji naukowej poświęconej własnym badaniom& Godzinka czasu, akurat trochę się prze-spaceruje.W drogę!Naraz zaświtał mu do głowy jeszcze jeden szalony pomysł.Otworzył szafę z ubraniami.Natę okazję trzeba jakoś wyglądać& A zatem szeroki, skórzany kapelusz ze strusim piórem, białakryza pod brodą, koszula z koronkami, skórzany pas, rapier u boku, obszerny płaszcz.Spojrzałna siebie w lustrze.I nagle poczuł jakby czas się cofnął.Znowu jest w Krakowie, znowu ubra-ny z cudzoziemska, jak przystało na uczonego męża& Położył dłoń na rękojeści rapiera, a potem zlekkim uśmiechem wsunął za pas nabitą krócicę.Zawsze chodził po mieście uzbrojony&Wyszedł z kamienicy.Zapadał już wczesny, jesienny zmrok, ale było dość ciepło.Wicherstrącał z drzew liście.Alchemik przeszedł na drugą stronę i ruszył Plantami.Dlaczego sesja naukowa odbywać się miała w siedzibie Polskiego Towarzystwa MiłośnikówAstronomii? Trudno powiedzieć.Wszedł na salę.Impreza zgromadziła niewielu słuchaczy.Kilku luminarzy nauki w garnitu-rach, kilkunastu emerytów, w których wiek nie zabił jeszcze ciekawości.Sporo studentów, za-pewne przyszli na polecenie swojego promotora& Obrzucili wchodzącego spojrzeniami i kilkuuśmiechnęło się serdecznie, sądząc widać, że człowiek przebrany za alchemika jest dekoracjązamówioną przez organizatorów.Na sali było też trzech mnichów z zakonu dominikanów, podwodzą przeora.Przyszli ubrani  po cywilnemu , ale rozpoznał ich.Wymienili ukłony.Na twa-rzach duchownych odmalowało się rozbawienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl