[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Wiem, że nie pasuje do twojej sukni – mówinieśmiało.– I pewnie spodziewałaś się róż.To sąmeksykańskie astry.Chciałem, żeby ci o mnieprzypominały za każdym razem, gdy na niespojrzysz.– Są id-d-dealne – mówię i podnoszę biało-fioletowy bukiecik do nosa, żeby poczuć słodkizapach.Na stole leży kwiat do butonierki, który dlaniego kupiłam.Prosta biała róża otoczonazielonymi listkami.Biorę ją i pokazujęCarlosowi.– Mam ci to p-p-rzypiąć do klapy.Podchodzi bliżej.Ręce mi drżą, kiedy biorędużą szpilkę i próbuję przypiąć kwiat.– Ja to zrobię – mówi, patrząc, jak nieudolnie próbuję przebić szpilką zieloną taśmę u dołuróży.Nasze palce się stykają i brakuje mi tchu.Znowu musimy odcierpieć kilka zdjęć zrodzicami.Niebo zaciąga się chmurami.– Wieczorem ma padać – mówi mama i każemiwziąćbrązowoszarypłaszczprzeciwdeszczowy, który zupełnie nie pasuje dosukienki, ale może się przydać.Carlos jestpodekscytowany, że zabiera mnie samochodemAleksa.Wiedział, że mi się spodoba, bo jest w stylu mojego auta.Po dziesięciu minutach wjeżdżamy na szkolnyparking, zapełniony już autami.Gdy idziemy dodrzwi, nagle wyskakuje przed nami Nick Glass i dwóch dużych chłopaków.To oczywiste, że nieprzyszli tutaj potańczyć… tylko narobić komuśkłopotów.Chwytam Carlosa za ramię, bo się boję, żeznowu wda się w bójkę.– W porządku – uspokaja mnie cicho.– Zaufajmi, chica.– To mój teren – mówi Nick i robi krok wnaszą stronę.– Nie wpuszczam tu nikogo.– Wcale tego nie chcę – mówi do niego Carlos.– W czym problem? – mówi Ram, którypodchodzi do nas z nieznaną mi dziewczyną.Ram i Carlos są przyjaciółmi i dobrze wiedzieć, że ktoś ma ochotę nadstawić karku za Carlosa,nawet w dniu balu.– Wszystko gra, tak, Nick? – pyta Carlos.Nick przenosi wzrok z Carlosa na Rama i z powrotem.Jego koledzy nie są z liceum Flatiron.Aż się rwą do bójki, ale Nick w końcu cofa się i pozwala nam przejść.Carlos bierze mnie za rękę i mija ich bezstrachu.– Jeśli będziesz mnie potrzebował, Carlos,możesz na mnie liczyć – mówi Ram, gdydocieramy do frontowych drzwi szkoły.– Ty na mnie też – odpowiada Carlos i ściska mnie za rękę.– Jeśli chcesz iść gdzieś indziej, Kiara, to nie ma sprawy.Kręcę głową.– Umowa to umowa.Chcę, żeby fotograf zrobiłnam zdjęcie.Przypnę je do tablicy korkowej nadbiurkiem i będę miała pamiątkę z pierwszejszkolnej zabawy.Tylko obiecaj, żadnych bójek.– Okej, chica.Ale jak już zrobimy zdjęcie, powiedz mi, jeśli będziesz chciała iść w innemiejsce.– Na przykład jakie? – pytam.Patrzy na plakaty i serpentyny, na tańczących uczniów, którzy przekrzykują głośną muzykę.Przyciąga mnie do siebie.– Ciche, gdzie będziemy sami.Nie mam dziśochoty dzielić się tobą.Rzecz w tym, że ja też nie mam ochoty dzielićsię z nikim Carlosem.Fotograf każe nam się ustawić do zdjęcia,zanim wejdziemy do auli.A właściwie sam nasprzestawia jak manekiny w sklepie.– Chcesz się czegoś napić? – pyta Carlos,otaczając mnie ręką w talii i przyciągając dosiebie, żeby przekrzyczeć głośną, dudniącąmuzykę.Kręcę głową i omiatam wzrokiem salę.Większość dziewczyn ma bardzo krótkiesukienki z rozkloszowanymi spódniczkami,które unoszą się przy tanecznych obrotach.Wyglądam nie na miejscu w długiej, czarnej iobcisłej sukience.– Zjesz coś? – pyta.– Jest pizza.– Może później.Obserwuję,jakinniuczniowietańczą.Większość wygina się w grupkach.Nie ma wśródnich Madison.Nie ma też Lacey.Odprężam się,wiedząc, że nie stanę się obiektem icharoganckich docinek [ Pobierz całość w formacie PDF ]