[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.jej mąż, więc nie bardzo słyszałem, o czym rozmawiała pani Stawka z Wokulskim.A musiało tobyć interesujące, gdyż mówili półgłosem:"Ja panią widziałem w roku zeszłym u Karmelitów przy grobach.""A ja pana najlepiej zapamiętałam, kiedy pan w lecie był w tej kamienicy, gdzie mieszkałyśmy.I niewiem dlaczego, zdawało mi się."- A co to był za kłopot z tymi paszportami!.Bóg wie, kto brał, komu oddawał, czyje wpisywałnazwisko.- opowiadała pani Misiewiczowa.".Owszem, ile tylko razy pan zechce." - mówiła rumieniąc się pani Stawska.".I nie będę natrętny?.- Piękna para! - rzekłem półgłosem do pani Misiewiczowej.Spojrzała na nich i wzdychając odparła:- Cóż z tego, choćby nieszczęśliwy Ludwik już nawet nie żył?- Miejmy w Bogu ufność.- %7łe żyje?.- spytała staruszka, wcale nie zdradzając zachwytu.- Nie, nie o tym mówię.: Ale.- Mamo, ja już spać chcę - odezwała się Helunia.Wokulski wstał z kanapki i pożegnaliśmy damy."Kto wie - pomyślałem - czy ten jesiotr nie połknął już haczyka?."Na dworze wciąż sypał śnieg; Stach odwiózł mnie do domu i nie wiem, z jakiej racji czekał w sankach,aż wejdę w bramę.Wszedłem, ale zatrzymałem się w sieni.I dopiero, kiedy stróż zamknął bramę, usłyszałem na ulicydzwonki odjeżdżających sanek."Takiś to ty? - pomyślałem.- Zobaczymy, dokąd teraz pójdziesz."Wstąpiłem do siebie, włożyłem mój stary płaszcz, cylinder i tak przebrany, w pół godziny wyszedłem naulicę.W mieszkaniu Stacha było ciemno, zatem nie siedzi w domu.Więc gdzież jest?.Kiwnąłem na przejeżdżające sanki i w parę minut wysiadłem niedaleko domu, w którym mieszkaksiążę.Na ulicy stało kilka karet, inne jeszcze zajeżdżały; ale już pierwsze piętro było oświetlone, muzykagrała, a w oknach od czasu do czasu migały cienie tańczących."Tam jest panna Aęcka" - pomyślałem i czegoś serce mi się ścisnęło.Rozejrzałem się po ulicy.Uf! jakie tumany śniegu.Ledwie można dojrzeć targane przez wiatr płomykigazowe.Trzeba iść spać.Chcąc złapać sanki przeszedłem na drugi chodnik i.prawie otarłem się o Wokulskiego.stał poddrzewem zasypany śniegiem, zapatrzony w okna."Więc to tak?.O, żebyś zdechł, mój kochanku, musisz ożenić się z panią Stawską.:"Wobec takiego niebezpieczeństwa postanowiłem działać energicznie.Więc zaraz na drugi dzieńwybrałem się do Szumana i mówię:- A wiesz, doktór, co się stało ze Stachem?- Cóż, złamał nogę?- Gorzej.Bo jakkolwiek, pomimo dwukrotnych zaproszeń, nie był na balu u księcia, lecz około północywymknął się pod jego dom i stojąc na śnieżycy patrzył w okna.Rozumiesz pan?- Rozumiem.Na to nie trzeba być psychiatrą.- Zatem - mówię dalej - nieodwołalnie postanowiłem ożenić Stacha w tym jeszcze roku, nawet przedświętym Janem.- Z panną Aęcką? - pochwycił doktór.- Radzę nie mieszać się do tego.- Nie z panną Aęcką, ale z panią Stawską.Szuman zaczął bić się po głowie.- Szpital wariatów! - mruczał.- Nie brak ani jednego.Pan, oczywiście, masz wodę w głowie, panieRzecki - dodał po chwili.- Pan mnie obrażasz! - krzyknąłem zniecierpliwiony.Stanął przede mną i schwyciwszy mnie za klapy surduta mówił zirytowanym głosem :- Słuchaj pan.Użyję porównania, które powinieneś zrozumieć Jeżeli masz pełną szufladę, na przykład,portmonetek, czy możesz w tę samą szufladę nakłaść, na przykład, krawatów?.Nie możesz.Więcjeżeli Wokulski ma pełne serce panny Aęckiej, czy możesz mu tam wpakować panią Stawską?.Odczepiłem mu ręce od moich klap i odparłem:- Wyjmę portmonetki i włożę krawaty, rozumiesz pan, panie uczony?:.I zaraz wyszedłem, bo już mnie jego arogancja rozdrażniła.Myśli, że wszystkie rozumy pozjadał.Od doktora pojechałem do pani Misiewiczowej.Stawska była w swoim sklepie, Helunię wyprawiłem dodrugiego pokoju, do zabawek, a sam przysiadłem się do staruszki i bez żadnych wstępów zaczynam :- Pani dobrodziejko!.Czy sądzi pani, że Wokulski jest godnym człowiekiem?.- Ach, dobry panie Rzecki, jak możesz o to pytać?.W swoim domu zniżył nam komorne, wydobyłHelenkę z takiej hańby, dał jej posadę na siedemdziesiąt pięć rubli, Heluni przysłał tyle zabawek.- Za pozwoleniem - przerywam.- Jeżeli więc zgadza się pani, że to człowiek zacny, to muszę panidodać, pod największym sekretem, że jest bardzo nieszczęśliwy.- W imię Ojca i Syna!.- przeżegnała się staruszka.- On nieszczęśliwy, on, który ma taki sklep,spółkę, taki straszny majątek?.On, który niedawno sprzedał kamienicę? [ Pobierz całość w formacie PDF ]