[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.630LALKA- Cóżeś stanął? Nakryj głowę.- rzekł Wokulski.- Przepraszam pana.może ja co złego powiedziałem?.Aleu nas, panie, to tacy panowie nie bywają.Podobno bywali dawnymiczasy.Nawet ojciec nieboszczyk gadał, że sam widział takiego pana,co wziął z Zasławia sierotę i zrobił z niej wielką panią, a jegomościzostawił tyle pieniędzy, że z nich wybudowali nową dzwonnicę.Wokulski uśmiechał się patrząc na zakłopotaną minę chłopaka iz dziwnym uczuciem myślał, że za swój jednoroczny dochód mógł-by uszczęśliwić stu ki:kudziesięciu takich jak ten oto. Pieniądz naprawdę jest wielką potęgą, tylko trzeba go umiećużyć. Byli już pod górą zamkową, kiedy z sąsiedniej odezwał sięgłos panny Felicji:- Panie Wokulski, my tu jesteśmy!.Wokulski podniósł oczy i zobaczył między dębami wesołyogień, dokoła którego siedziało zasławskie towarzystwo.O kilka-naście kroków z boku chłopak kredensowy i pokojówka nastawialisamowar.- Niech pan zaczeka, idę do pana! - zawołała panna Izabela pod-nosząc się z dywanu.Starski podskoczył do niej.- Sprowadzę kuzynkę - rzekł.- O, dziękuję, sama zejdę -odpowiedziała panna Izabela cofającsię.Potem zaczęła iść ze stromej ściany z taką swobodą i wdziękiem,jakby to była ulica w parku. Podły jestem z moimi posądzeniami - szepnął Wokulski.W tej chwili przywidziało mu się, że jakiś tajemniczy głos każe murobić wybór między tysiącami takich jak Węgiełek, którzy potrze-bują pomocy, i jedną kobietą, która schodziła tam z góry. Już zrobiłem wybór!. - pomyślał Wokulski.- Ale do zamku nie wejdę sama, musi mi pan podać rękę - rzekłapanna Izabela stanąwszy przy Wokulskim.- Może państwo pozwolą lżejszą drogą - odezwał się Węgiełek.631Bolesław Prus- Prowadz!Okrążyli górę i poczęli wspinać się na jej szczyt łożyskiem wy-schłego potoku.- Jaki dziwny kolor tych kamieni - odezwała się panna Izabelapatrząc na kawały wapienia poplamionego brunatnymi piętnami.- Ruda żelazna - odparł Wokulski.- O nie - wtrącił Węgiełek - to nie ruda, to krew.Panna Izabela cofnęła się.- Krew?.- powtórzyła.Stanęli na szczycie wzgórza, zasłonięci od reszty towarzystwawalącym się murem.Z tego miejsca widać było dziedziniec zamko-wy zarośnięty cierniem i berberysem.Pod jedną z wież stał opartyo jej ścianę olbrzymi granit.- Oto jest kamień - rzekł Wokulski.- Ach, ten., Ciekawam, jak go tu wnieśli?.Mój człowieku, comówiliście o krwi? - spytała panna Izabela Węgiełka.- To dawna historia - odparł Węgiełek - jeszcze mi ją dziaduśopowiadał.Wreszcie tu wszyscy o niej wiedzą.- Opowiedzcie ją - nalegała panna Izabela.- Między ruinamibardzo lubię słuchać legend.Nad Renem pełno tego.Weszła na dziedziniec, ostrożnie wymijając cierniste krzaki,i usiadła na kamieniu.- Opowiedzcie historię o tej krwi.Węgiełek wcale nie zmieszał się tą propozycją; owszem, uśmiech-nął się i zaczął:- W dawnych czasach, kiedy jeszcze mój dziaduś łapał ptaki mię-dzy dębami, po tych kamieniach, cośmy nimi szli, płynęła woda.Teraz ona pokazuje się tylko na wiosnę albo po wielkim deszczu,ale za małości dziadusia szła przez cały rok.I był strumień w tymmiejscu.Na dnie potoku, jeszcze za małości dziadusia, leżał jeden spo-ry kamień, jakby nim kto dziurę zatykał.W rzeczy samej była tam632LALKAdziura, właśnie nawet okno do podziemiów, gdzie są zachowanewielkie skarby, jakich by na całym świecie nie znalazł.A międzytymi majątkami, na szczerozłotym łóżku, śpi panna, może nawetjaka hrabini, bardzo śliczności i bogato odziana.Mówią, że za tosamo, co ona ma we włosach, kupiłby wszystkie dobra od Zasławiado Otrocza.Ta zaś panna śpi przez taki interes, że jej ktoś wbił złotą szpilkęw głowę, może ze zbytków, a może i z nienawiści; Bóg ich tam wie.Tak śpi i nie ocknie się, dopóki jej kto szpilki z głowy nie wyciągniei potem się z nią nie ożeni.Ale to rzecz ciężka i nawet niebezpiecz-na, bo tam w podziemiach pilnują skarbów i samej panny różnestraszydła.A jakie one są, to wiem dobrze, bo póki mi się dom niespalił, chowałem taki jeden ząb jak pięść, który ząb dziaduś znalazłw tym miejscu (sprawiedliwie mówię i nic nie kłamię).A jeżeli je-den ząb był jak pięść (widziałem go przecie i miałem w rękach przezdługie czasy), to już łeb musiał być jak piec, a cała osoba chyba jakstodoła.Więc borykać się z takim było trudno i jeszcze nie z jed-nym, ale z wieloma.Dlatego najśmielszy człowiek, choćby mu się ijak spodobała panna, a jeszcze lepiej jej majętności, wejść do pod-ziemiów nie miał odwagi, ażeby go co nie ujadło.O tej pannie i o tych majątkach - prawił dalej Węgiełek - wie-dzieli ludzie od dawna; takim sposobem, że dwa razy do roku, naWielkanoc i na święty Jan, usuwał się kamień, co leżał na dniepotoku i jeżeli kto stał wtedy nad wodą, mógł zajrzeć do otchłanii widzieć tamtejsze dziwy.Jednej Wielkanocy (dziadusia jeszcze wtedy nie było na świecie)przyszedł tu do zamku młody kowal z Zasławia.Stanął nad potokiemi myśli: Nie mogłyby się to mnie pokazać skarby?.Zaraz bym wlazłdo nich, choćby przez najciaśniejszą dziurę, naładowałbym kieszeniei już nie potrzebowałbym dymać miechem. Ledwie tak pomyślał, ażnaraz - usuwa się kamień, a mój ci kowal widzi wory pieniędzy, misyze szczerego złota i tyle drogiej odzieży jak na jarmarku.633Bolesław PrusAle najpierwej wpadła mu przed oczy śpiąca panna, taka, mó-wił dziaduś, śliczna, że kowal stanął słupem.Spała se i tylko jej łzypłynęły, a co która upadła, czy na jej koszulę, czy na łóżko, czy napodłogę, zaraz zamieniała się w klejnot.Spała i wzdychała z bólu odszpilki; a co westchnęła, to na drzewach nad potokiem zaszelepałyliście z żalu nad jej strapieniem.Już kowal chciał wejść do podziemiów; ale że czas przeszedł,więc znowu kamień zamknął się, aż zabulgotało w potoku.Od tegodnia mój kowal nie mógł sobie miejsca znalezć na świecie.Robotaleciała mu z ręki.Gdzie nie spojrzał, widział ino potok jak szybę,a za nią pannę, której łzy płynęły.Aż pomizerniał, bo go coś ciągletrzymało za serce rozpalonymi obcęgami.Zwyczajnie zamroczyło go.Kiedy już całkiem nie mógł wytrzymać z tęskności, poszedł do jednejbaby, co znała się na ziołach, dał jej srebrnego rubla i spytał o radę.- Ano - mówi baba - nie ma tu inszej rady, tylo musisz docze-kać świętego Jana i kiedy się kamień odłoży, musisz lezć w otchłań.Byleś pannie wyjął szpilkę z głowy, obudzi się, ożenisz się z niąi będziesz wielki pan, jakiego świat nie widział.Tylko wtedy o mnienie zapomnij, że ci dobrze poradziłam.I to se spamiętaj: kiedy cięstrachy otoczą, a zaczniesz się bać, zaraz przeżegnaj się i umykaj wimię boskie.Cała sztuka w tym, żebyś się nie zląkł; złe nie ima sięniebojącego człowieka.- A powiedzcież mi - mówi kowal - jak poznać, że człowiekastrach zdejmuje?.- Takiś ty?.- mówiła baba.- No, to już idz do otchłani, a jakwrócisz, o mnie pamiętaj.Dwa miesiące chodził kowal do potoku, a na tydzień przedświętym Janem wcale się stąd nie ruszył, tylko czekał.I doczekał [ Pobierz całość w formacie PDF ]