[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jazda była niewygodna; Mary nie miała się czego trzymać, a stworzenie miałotwardy grzbiet.Pędzili z szybkością, która ją przerażała, ale łoskot kół na twardejnawierzchni i tupot rozpędzonych nóg napełniły ją takim ożywieniem, że nie zwracałauwagi na niewygodę.W trakcie jazdy lepiej poznała anatomię tych stworzeń.Podobnie jak trawożercy,miały szkielety w kształcie rombów.Niegdyś, w odległej przeszłości, przodkowie tychstworzeń musieli wytworzyć taką strukturę i odkryć jej użyteczność, podobnie jakgeneracje dawnych pełzających istot w świecie Mary wytworzyły kręgosłup.Bazaltowa droga stopniowo opadała i po chwili nachylenie zwiększyło się tak, żestworzenia mogły zjeżdżać swobodnie.Podwinęły boczne nogi i sterowały, przechylającsię w jedną lub drugą stronę.Pędziły na złamanie karku i Mary trochę się bała, chociażmusiała przyznać, że wiozące ją stworzenie ani razu nie dało jej powodów do strachu.Gdyby tylko miała się czego trzymać, cieszyłaby się tą jazdą.U podnóża długiego na półtora kilometra zbocza rósł zagajnik wielkich drzew, a wpobliżu rzeka meandrowała po płaskim trawiastym terenie.Trochę dalej Mary zobaczyłacoś połyskującego – to wyglądało jak rozległy akwen, ale nie traciła czasu naprzyglądanie się temu ponieważ stworzenia zmierzały do osady na brzegu rzeki którąbardzo chciała zobaczyć.Na wioskę składało się dwadzieścia czy trzydzieści chat, ustawionych z grubszakręgiem, o ścianach z – musiała osłonić oczy dłonią przed słońcem – drewnianych belekpokrytych czymś w rodzaju plecionki zmieszanej z gliną, ze strzechami zamiast dachów.Przebywające tam kołowe stworzenia pracowały: niektóre naprawiały dachy, innewyciągały sieci z rzeki, jeszcze inne zbierały chrust na opał.Więc miały swój język, znały ogień i stworzyły społeczeństwo.Wtedy właśniew umyśle Mary dokonało się przewartościowanie i słowo „stworzenia” zostałozastąpione słowem „lud”.Te istoty nie były ludźmi, ale były ludzkie; to nie „one”, to„my”.Podjechali już całkiem blisko i na ich widok kilku mieszkańców wioski zawołałoinnych, żeby zobaczyli.Grupka na drodze zatrzymała się i Mary sztywno zsiadła,wiedząc, że później będzie obolała.– Dziękuję – powiedziała do swojego.kogo? Wierzchowca? Roweru? Obaokreślenia wydawały się absurdalnie niestosowne wobec stojącego przed niąbystrookiego wcielenia uprzejmości.Wybrała słowo „przyjaciel”.Uniósł trąbę i powtórzył za nią: „Siekuję”, i znowu wybuchnęli radosnym śmiechem.Mary wzięła plecak od innego stworzenia („siekuję! siekuję!”) i zeszła za nimiz bazaltu na ubitą ziemię w wiosce.I wtedy jej asymilacja rozpoczęła się na dobre.Przez następne kilka dni nauczyła się tak wiele, że znowu poczuła się jak dzieckooszołomione pierwszymi lekcjami w szkole.Co więcej, kołowi ludzie wydawali sięrównie zdumieni i zaintrygowani jej osobą.Na przykład jej rękami.Nie mogli się ichnapatrzeć: obmacywali delikatnymi trąbami wszystkie palce i paznokcie, badali każdystaw, zginali je ostrożnie i patrzyli z zachwytem, jak podnosiła plecak, wkładała jedzeniedo ust, drapała się, myła, czesała.W zamian pozwalali jej obmacywać swoje trąby, nieskończenie giętkie, długie jak jejramię, grubsze u podstawy i dostatecznie potężne, żeby zmiażdżyć jej czaszkę, jakpodejrzewała.Dwa podobne do palców wyrostki na końcu odznaczały się wielką siłąi ogromną precyzją: stworzenia najwyraźniej mogły dowolnie zmieniać fakturę skóry nawewnętrznej stronie, czyli odpowiedniku opuszki, od aksamitnej miękkości do twardościżelaza.W rezultacie mogły używać tych „palców” zarówno do delikatnych czynności,jak dojenie trawożernych, jak i do ciężkiej roboty, na przykład łamania gałęzi.Po trochu Mary zorientowała się, że trąby odgrywają również pewną rolęw komunikacji.Ruch trąby modyfikował znaczenie dźwięku, toteż słowo brzmiące czachoznaczało „wodę”, kiedy towarzyszył mu wymach trąby z lewa na prawo, „deszcz”,kiedy koniec trąby podwijał się na zewnątrz, „smutek”, kiedy trąba zawijała się pod spód,oraz „młode źdźbła trawy” przy szybkim machnięciu w lewo.Jak tylko Mary tospostrzegła, zaczęła naśladować te ruchy, wyginając ramię w podobny sposób, a kiedystworzenia zobaczyły, że próbuje z nimi rozmawiać, okazały żywiołową radość.Jak już zaczęli rozmawiać (głównie w ich języku, chociaż Mary nauczyła ich kilkusłów po angielsku: potrafili powiedzieć „siekuję”, „trawa”, „drzewo”, „niebo”, „rzeka”i wymówić jej imię, chociaż z pewnym trudem), robili znacznie szybsze postępy.Nazywali swój lud mulefa, ale pojedynczy osobnik nazywał się zalif.Mary sądziła, żeistnieje różnica dźwięku pomiędzy nim-zalifą, nią-zalif, ale dla niej zbyt subtelna douchwycenia.Zaczęła wszystko spisywać i kompilować słownik [ Pobierz całość w formacie PDF ]