RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A więc, zrobisz to?Drizzt znowu się uśmiechnął, lecz tym razem bez drwiny.Pa­miętał swoją własną walkę z yeti, prawie pięć lat temu.Tamtego dnia Bruenor uratował mu życie i nie był to pierwszy, i prawdo­podobnie nie ostatni raz, gdy będzie miał dług wobec krasnoluda.- Bogowie wiedzą, że jestem ci winien coś więcej, niż tylko to, przyjacielu.Oczywiście, będę go trenował.Bruenor chrząknął i wziął się za następnego zająca.* * * * *Dźwięk kucia Wulfgara niósł się po jaskiniach krasnoludów.Rozzłoszczony rewelacjami, na jakie musiał zwrócić uwagę w czasie dyskusji z Catti-brie, wrócił z zapałem do pracy.- Przestań kuć, chłopcze - rozległ się za nim ochrypły głos.Wulfgar odwrócił się na pięcie.Tak był pochłonięty swoją pracą, że nie usłyszał wejścia Bruenora.Bezwiedny uśmiech ulgi wid­niał na jego twarzy.Szybko pokrył ten objaw słabości, przybiera­jąc znów maskę powagi.Bruenor przyglądał się wysokiej, potężnej postaci młodego bar­barzyńcy i rzadkim zaczątkom blond brody na złotawej skórze jego twarzy.- Już nie mogę nazywać cię chłopcem - przyznał krasnolud.- Masz prawo nazywać mnie jak tylko chcesz - odparł Wul­fgar.- Jestem twoim niewolnikiem.- Masz ducha tak dzikiego, jak tundra - powiedział Bruenor z uśmiechem.- Nigdy nie byłeś i nie będziesz niewolnikiem żad­nego krasnoluda, czy człowieka!Wulfgar był zaskoczony niezwykłym u krasnoluda komplemen­tem.Usiłował odpowiedzieć, ale nie umiał znaleźć słów.- Nigdy nie uważałem cię za niewolnika, chłopcze - konty­nuował Bruenor.- Służyłeś mi, aby zadośćuczynić za zbrodnie twego ludu, a ja cię w zamian wiele nauczyłem.Teraz odłóż młot - przerwał na chwilę, aby przyjrzeć się doskonałej robocie Wul­fgara.- Jesteś dobrym kowalem, masz dobre wyczucie kamie­nia, lecz nie należysz do jaskiń krasnoludów.Nadszedł czas, że­byś znów poczuł słońce na twarzy.- Wolność? - wyszeptał Wulfgar.- Wybij to sobie z głowy! - warknął Bruenor.Wyciągnął sę­katy palec w stronę barbarzyńcy i burknął groźnie.- Dopóki nie minie ostatni dzień, należysz do mnie, nie zapominaj o tymiWulfgar zacisnął wargi, aby nie wybuchnąć śmiechem.Nie­zdarne u krasnoluda połączenie współczucia i pogranicza gnie­wu, jak zawsze powodowało u niego zmieszanie i wytrącało go z równowagi.Jednak nie stanowiło to już szoku.Cztery lata u bo­ku Bruenora nauczyło go spodziewać się - i nie zwracać na nie uwagi - nagłych wybuchów opryskliwości.- Skończ to, co robiłeś - polecił Bruenor.- Jutro rano zabio­rę cię stąd na spotkanie z twym nauczycielem i według swej przy­sięgi będziesz go słuchał tak, jak mnie!Wulfgar skrzywił się na myśl o służeniu komuś innemu, lecz zaakceptował obustronną umowę z Bruenorem bezwarunkowo na okres pięciu lat i jednego dnia i nie chciał okazać się niehono­rowym, wycofując się z przysięgi.Pokiwał głową zgadzając się.- Nie muszę ci przypominać - kontynuował Bruenor, - że przysięgałeś mi nigdy ponownie nie podnosić broni przeciwko mieszkańcom Dekapolis.Wulfgar nachmurzył się.- Nie musisz - odparł zuchwale.- Gdy wypełnię warunki, jakie nałożyłeś na mnie, odejdę stąd jako człowiek wolny!- To uczciwe - zgodził się Bruenor, uparta duma Wulfgara wzmagała u krasnoluda szacunek dla niego.Przerwał na chwilę, aby spojrzeć na młodego wojownika i stwierdził, że jest zadowo­lony ze swego udziału w wychowaniu Wulfgara.- Złamałeś przed laty swój śmierdzący kij na mojej głowie - zaczął na próbę Bruenor.Koniec sprawił, że twardy krasnolud po­czuł się nieswojo.Nie był pewien jak miał przez to przebrnąć, aby nie okazać się sentymentalnym i głupim.- Poza tym, gdy zakoń­czysz u mnie służbę, szybko nadejdzie zima.Nie mogę cię wysłać w głuszę bez broni.- Sięgnął za siebie i chwycił miot bojowy.- Aegis-fang - powiedział ochryple, podając broń Wulfgaro­wi.- Nie nakładam na ciebie żadnych zobowiązań, ale mam twoją przysięgę, która w zupełności mi wystarcza, że nigdy nie podniesiesz tej broni przeciwko ludności Dekapolis!Gdy tylko dłonie Wulfgara zacisnęły się na adamantytowej rę­kojeści, poczuł wartość magicznego młota bojowego.Wypełnione diamentowym pyłem runy pochwyciły żar kuziennego ogniska, wysyłając miriady odbić tańczących w pomieszczeniu.Barbarzyń­cy ze szczepu Wulfgara zawsze byli dumni z dobrej broni, nawet mierzono wartość mężczyzny jakością jego włóczni czy miecza, ale Wulfgar nigdy nie widział niczego podobnego do Aegis-fanga.Doskonale wyważony w jego rękach, z wysokością i wagą pasują­cą do niego tak doskonale, że czuł się, jakby się urodził tylko po to, aby władać tą bronią.Natychmiast pomyślał, że przez wiele nocy modlił się do bogów losu, aby nagrodzili go właśnie w ten sposób.Najwidoczniej wysłuchali jego próśb.To samo myślał Bruenor.- Masz moje słowo - wyjąkał Wulfgar, tak przejęty wspania­łym darem, że z trudem mógł mówić.Opanował się, aby powie­dzieć coś więcej, lecz zanim zdołał oderwać wzrok od wspaniałe­go młota, Bruenora już nie było.Krasnolud szedł długimi korytarzami w kierunku swych pry­watnych pokoi, przeklinając swą słabość i mając nadzieję, że nie natknie się na nikogo ze swej rasy.Rozejrzawszy się uważnie, czy nikt nie patrzy, otarł łzy ze swych szarych oczu.13Na rozkaz władcy- Zbierz swoich ludzi i ruszaj, Biggrinie - powiedział mag do mroźnego olbrzyma, który stał przed nim w sali tronowej Cry­shal-Tirith.- Pamiętaj, że reprezentujesz armię Akara Kessella.Twoja grupa jest pierwszą, która wyrusza w pole, a tajemnica jest kluczem do naszego zwycięstwa! Nie zawiedź mnie! Będę śledził każdy twój ruch.- Nie zawiedziemy cię, panie - odparł olbrzym.- Zostanie przygotowane leże na twoje przybycie!- Wierzę ci - zapewnił Kessell olbrzymiego dowódcę.- Te­raz już odejdź.Śnieżny olbrzym podniósł owinięte w koc lustro, które dał mu Kessell, skłonił się po raz ostatni swemu panu i wyszedł z sali.- Nie powinieneś ich wysyłać - syknął Errtu, stojący w cza­sie rozmowy w cieniu obok tronu.- Verbeegi i śnieżne olbrzymy będą łatwe do zauważenia dla wspólnot ludzi i krasnoludów.- Biggrin jest mądrym przywódcą - krzyknął Kessell, wście­kły na impertynenckiego demona.- Olbrzym jest wystarczająco sprytny, aby trzymać oddział w ukryciu l- Jednak ludzie lepiej pasowaliby do tej misji, tak, jak pokazał ci to Crenshinibon.- Ja jestem wodzem! - wrzasnął Kessell.- Wyciągnął krysz­tałowy relikt spod szaty i machnął nim z groźbą w stronę Errtu, pochylając się w przód, aby jeszcze bardziej podkreślić groźbę.- Crenshinibon doradza, ale decyduję ja! Nie zapominaj o swoim miejscu, potężny demonie.Ja władam tą skorupą i nie będę tole­rował kwestionowania przez ciebie każdego mojego ruchu.Krwawoczerwone oczy Errtu zwęziły się niebezpiecznie i Kes­sell cofnął się na swym tronie, stwierdziwszy nagle, że głupotą jest grozić demonowi.Ale Errtu uspokoił się natychmiast, godząc się z mniejszymi niewygodami, jakie sprawiały wybuchy głupoty Kessella; przecież miał w perspektywie dalekosiężne zyski.- Crenshinibon istnieje od zarania świata - zachrypiał de­mon [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl