[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mag (tytuł związany z posiadaniem Crenshinibona, nawet gdyby Kessell nigdy nie był zdolny zapracować sobie na to swymi własnymi czynami) pozwolił nieszczęsnemu stworzeniu czekać przez chwilę, wzmagając tym tylko jego przerażenie.Potem, otworzywszy tajemne, lustrzane drzwi, ukazał się na szczycie schodów.Spojrzał na biedne stworzenie i zachichotał wesoło.Goblin w widoczny sposób zadrżał, gdy zobaczył Kessella.Poczuł, pokonującą jego własną, wolę maga zwalającą stworzenie na kolana.- Kim jestem? - zapytał Kessell.Goblin czołgał się i jęczał.Odpowiedź została wydarta z niego siłą, której nie mógł się oprzeć.- Panem.5Pewnego dniaBruenor szedł po skalistej pochyłości, wolno odmierzając swe kroki.Buty odnajdowały to samo co zwykle oparcie, gdy wspinały się na najwyższy punkt południowego końca doliny krasnoludów.Ludności Dekapolis, która często widywała krasnoluda stojącego w zamyśleniu na grani, ta wysoka kolumna na skalnym grzbiecie okalającym dolinę znana była jako Wzniesienie Bruenora.Na zachód, przed oczyma krasnoluda lśniły światła Termalaine, a zaraz za nimi ciemne wody Maer Dualdon, znaczone od czasu do czasu przesuwającymi się światłami kutrów, których załogi uparcie odmawiały przybicia do brzegu, zanim nie złowią pstrąga.Krasnolud czuł się doskonale, stojąc na podłodze tundry pod sufitem z gwiazd migoczących nocą.Kopuła niebios wydawała się być wypolerowana przez zimny wiatr wiejący po zachodzie słońca i Bruenor czuł się tak, jakby wyzwolił się z ziemskich więzów.W tym miejscu znalazł swoje marzenia, przenoszące go do jego prastarego domu Mithril Hall.Domu jego ojca, dziadów i pradziadów, gdzie rzeki lśniącego metalu płynęły szeroko i głęboko, a młoty krasnoludzkich kowali, dzwoniły na chwałę Moradina i Dumathiona.Bruenor był zaledwie gołowąsem, gdy jego lud wrył się zbyt głęboko w trzewia ziemi i został stamtąd wyrzucony przez ciemne moce w ciemnych dniach.Był teraz najstarszym członkiem swego małego klanu i jedynym z tych, którzy na własne oczy widzieli skarby Mithril Hall.Stworzyli sobie dom w skalistej dolinie, między dwoma najbardziej na północ wysuniętymi jeziorami, na długo przed przybyciem pierwszych ludzi - nie licząc barbarzyńców - do Doliny Lodowego Wichru.Byli tylko biednymi resztkami kwitnącego niegdyś społeczeństwa krasnoludów, grupą uciekinierów, pobitych i złamanych stratą swej ojczyzny i dziedzictwa.Ich liczebność zmniejszała się; ich starcy umierali zarówno z powodu podeszłego wieku, jak i ze smutku.Mimo że kopanie pod polami tego regionu przynosiło korzyści, krasnoludy wydawały się być skazane na pogrążenie się w niepamięci.Gdy jednak powstało Dekapolis, szczęście znów uśmiechnęło się do nich.Dolina krasnoludów położona była tuż na północ od Bryn Shander, była bliższą głównemu miastu, niż którekolwiek z rybackich miasteczek, zaś ludzie, często wojujący ze sobą, jak i odpierający najazdy innych, byli szczęśliwymi mogąc nabywać cudowne zbroje i broń wykonaną przez krasnoludzkich rzemieślników.Lecz mimo polepszenia się warunków życia tęsknili, a szczególnie Bruenor, za odzyskaniem prastarej chwały swych przodków.On uważał przybycie do Dekapolis za czasowe odsunięcie problemu, który nie może być rozwiązany dopóty, dopóki nie zostanie odzyskany Mithril Hall.- Zimna noc, jak na stanie na tak wysokiej grani, dobry przyjacielu - dobiegło go wołanie z dołu.Bruenor odwrócił się, aby spojrzeć na Drizzta Do'Urdena, uzmysławiając sobie, że w czarnym cieniu, rzucanym przez Kelvin's Cairn, drow powinien być niewidoczny.Z tego miejsca obserwacyjnego góra była tylko sylwetką łamiącą jednostajną Unię północnego horyzontu.Nazwa wzięła się od tego, że przypominała rozmyślnie ułożony kopiec z kamieni; legendy barbarzyńców głosiły, że niegdyś naprawdę służyła jako grobowiec.Z całą pewnością dolina, którą krasnoludy wybrały teraz na swój dom, nie przypominała żadnego innego naturalnego punktu orientacyjnego.W każdym kierunku rozciągała się tundra, płaska i ziemista, doliny były tylko rozrzuconymi spłachetkami kurzu wśród pokruszonych kamieni i ścian z solidnych skał.Dolina i góry na jej północnym krańcu, były nieledwie rysą w całej Dolinie Lodowego Wichru, zbiorowiskiem kamieni, jak gdyby zostały umieszczone w niewłaściwym miejscu przez jakiegoś boga w najwcześniejszych dniach stworzenia.Drizzt zauważył szklisty wyraz oczu swego przyjaciela.- Szukasz obrazów, które widzi tylko twoja pamięć - powiedział, doskonale świadom obsesji krasnoluda na punkcie jego prastarej ojczyzny.- Obrazów, które zobaczę znowu - powiedział Bruenor.- Dostaniemy się tam, elfie.- Nawet nie znamy drogi.- Drogę zawsze można znaleźć - powiedział Bruenor.- Ale nie znajdziemy jej nigdy, jeśli nie będziemy szukać.- Pewnego dnia, mój przyjacielu - zażartował Drizzt.W ciągu tych kilku lat, w których on i Bruenor stali się przyjaciółmi, krasnolud nieustannie namawiał go do tego, aby towarzyszył mu w wyprawie, mającej na celu odnalezienie Mithril Hali.Drizzt uważał ten pomysł za niedorzeczny; wszyscy, z którymi dotychczas rozmawiał, nie mieli najmniejszego pojęcia o tym, gdzie może leżeć prastara ojczyzna krasnoludów, zaś Bruenor mógł sobie przypomnieć jedynie postrzępione obrazki srebrnych sal.Jednak drow rozumiał to najgłębsze pragnienie swego przyjaciela i zawsze odpowiadał na propozycje Bruenora obietnicą „pewnego dnia”.- W tej chwili mamy naglącą rzecz do załatwienia - przypomniał Bruenorowi.Wcześniej tego dnia, na spotkaniu w sali obrad, drow podzielił się z obecnymi swymi spostrzeżeniami.- Jesteś więc pewien, że nadejdą? - zapytał Bruenor.- Ich atak wstrząśnie kamieniami Kelvin's Cairn - odpowiedział Drizzt, opuszczając cień sylwetki góry i dołączając do swego przyjaciela.- A jeśli Dekapolis nie zjednoczy się przeciwko nim, jego mieszkańcy będą skazani.Bruenor przykucnął i zwrócił swe oczy na południe, w kierunku odległych świateł Bryn Shander.- Nie zrobią tego, uparci głupcy - mruknął.- Mogą to zrobić, jeśli twój lud dołączy do nich.- Nie - mruknął Bruenor [ Pobierz całość w formacie PDF ]