RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ByÅ‚y to posÄ…gipana Rodriguo Diaz de Vivar, zwanego Cid Campeador, jego maÅ‚-żonki doñi Jimeny, ich syna oraz piÄ™ciu innych mniej ważnych osób.Może to byÅ‚ przypadek, a może nie, ale rozpytujÄ…c o drogÄ™, dowie-dzieli siÄ™, że jeÅ›li chcÄ… siÄ™ znalezć nad rzekÄ…, najszybciej bÄ™dzieprzejść Paseo de Espolón, a potem pokonać fortyfikacjÄ™ przez Arcode.Santa Maria.W ten sposób zamknÄ…Å‚ siÄ™ krÄ…g symboli: Pablo deSanta Maria o imieniu mnogim, zarazem jednym, urodzony w Burgos,pan, małżonka i syn.StanÄ™li pod posÄ…giem Cyda i przyglÄ…dali siÄ™ mu z zaciekawieniemi uniesieniem.Rafael musnÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… rycerski miecz wyrzezbiony w kamieniu.- Cóż za dwuznaczna postać! PrzelaÅ‚ tyleż krwi chrzeÅ›cijaÅ„skiej,co muzuÅ‚maÅ„skiej.Najemnik czy wierny syn ojczyzny? Nie wiem.Najpewniej i jedno, i drugie.- ZostaÅ‚ pochowany w Burgos? - spytaÅ‚ Sarrag.- Kilka mil stÄ…d, w klasztorze benedyktyÅ„skim San Pedro deCárdena.PowiadajÄ…, że zgodnie z ostatniÄ… wolÄ… wraz z nim pogrze-bano jego konia.- Tak czy inaczej - dodaÅ‚ Ezra - mogÄ™ was zapewnić, że musiaÅ‚być z niego nie lada przechera.Kiedy z rozkazu króla Alfonsa VImusiaÅ‚ udać siÄ™ na wygnanie, pożyczyÅ‚ pieniÄ…dze od pewnego ży- dowskiego lichwiarza, zostawiajÄ…c mu w zastaw kufer rzekomo peÅ‚nyzÅ‚ota.Czy wiecie, co naprawdÄ™ byÅ‚o w kufrze? Piasek.Sam piasek!Kiedy lichwiarz to spostrzegÅ‚, byÅ‚o już za pózno.- Dobrze mu tak! - oÅ›wiadczyÅ‚ szejk.- To nauczka dla was,%7Å‚ydów, żebyÅ›cie nie pożyczali pieniÄ™dzy na procent, choć waszetarjag micwot stanowczo wam tego zakazujÄ…!- JesteÅ›, przyjacielu, w bÅ‚Ä™dzie! Nasze przepisy zakazujÄ… tylkolichwy wÅ›ród swoich.%7Å‚yd nie może pożyczyć %7Å‚ydowi na procent,może natomiast bez przeszkód pożyczać innym! Sam widzisz, znowuzle wyjaÅ›niÅ‚eÅ› nasze prawo!- Cóż za subtelność - zadrwiÅ‚ Sarrag.- Raczej jÄ™zyk wamuschnie, niż przyznacie, że rozumiecie prawo tak, jak wam ( jestnajdogodniej!- MyÅ›l sobie, co chcesz.Ja wolÄ™ zająć siÄ™ szukaniem trójkÄ…ta niżzapuszczać w jaÅ‚owe dysputy.- PodszedÅ‚ do balustrady i przyjrzaÅ‚ siÄ™brzegom, miÄ™dzy którymi pÅ‚ynęły spokojne wody Arlanzón.-Spójrzcie - powiedziaÅ‚, wyciÄ…gajÄ…c rÄ™kÄ™ w stronÄ™ najbliższego mostuw górÄ™ rzeki.- Z pewnoÅ›ciÄ… o nim wÅ‚aÅ›nie wspomniaÅ‚ Baruel. Nabrzegu miÄ™dzy dwoma ocaliÅ‚em 3.- To caÅ‚kiem możliwe - przyznaÅ‚ franciszkanin.- W tekÅ›cie po-dano:  Od pana, jego małżonki i syna w górze rzeki.JeÅ›li zatemstaniemy tak, jakbyÅ›my mieli udać siÄ™ w górÄ™ rzeki, szukany przed-miot musi znajdować siÄ™ tutaj.- wskazaÅ‚ palcem najpierw na brzegprawy, potem na lewy -.albo tutaj.WinniÅ›my.ZaturkotaÅ‚ gÅ‚ucho wózek zaÅ‚adowany drewnem.Rafael odczekaÅ‚,aż wózek siÄ™ oddali, a potem ciÄ…gnÄ…Å‚:- WinniÅ›my siÄ™ rozdzielić i zbadać brzegi.- To odpowiedni moment - poparÅ‚ go Ezra.- Ty i Sarrag zaj-miecie siÄ™ prawym brzegiem, ja zaÅ› lewym.ChwilÄ™ pózniej zakonnik i szejk szli jednym brzegiem, a rabindrugim.I to rabin natknÄ…Å‚ siÄ™ na wierzbÄ™ pÅ‚aczÄ…cÄ….Jej zielone gaÅ‚Ä™zie nurzaÅ‚y siÄ™ w wodzie, a zwisie liÅ›cie przeglÄ…- daÅ‚y w pÅ‚ynnym zwierciadle, czekajÄ…c na nie wiadomo jakiegopocieszyciela. U stóp bursztynowych Å‚ez.Wierzba pÅ‚aczÄ…ca.Tym razem - pomyÅ›laÅ‚ Ezra - Baruel okazaÅ‚ osobliwe poczuciehumoru.PrzyjrzaÅ‚ siÄ™ uważnie ziemi, lecz nie wypatrzyÅ‚ niczego szcze-gólnego.WstaÅ‚, podszedÅ‚ powoli bliżej, przyjrzaÅ‚ siÄ™ pniowi.Na korzewidać byÅ‚o niezdarnie wyryte litery J.H.W.H.I tuż pod nimi wy-brzuszenie ziemi, które nie wyglÄ…daÅ‚o na dzieÅ‚o natury.PrzyklÄ™knÄ…Å‚ izaczÄ…Å‚ gorÄ…czkowo rozgrzebywać palcami ziemiÄ™.NatychmiastdoszÅ‚y go przez wodÄ™ gÅ‚osy Rafaela i Sarraga.- Hej tam, rabbi! ZnalazÅ‚eÅ› coÅ›?Ezra, zajÄ™ty pracÄ…, nie uznaÅ‚ za stosowne odpowiedzieć.OdrzucaÅ‚dÅ‚oÅ„mi kolejne grudy ziemi.Towarzysze z drugiego brzegu przestÄ™-powali niecierpliwie z nogi na nogÄ™.- I co?Minęła chwila.Ezra wyprostowaÅ‚ siÄ™ wreszcie.W rÄ™ku trzymaÅ‚czwarty trójkÄ…t z brÄ…zu.Póznym popoÅ‚udniem nad stolicÄ… królestwa rozszalaÅ‚a siÄ™ burza,jakiej nigdy nie widziano o tej porze roku.Niebo zasnuÅ‚o siÄ™ chmu-rami w momencie, gdy sÅ‚oÅ„ce zaczęło zachodzić za wzgórza.Kiedyzniknęło, poÅ‚kniÄ™te przez liniÄ™ horyzontu miasto wstrzymaÅ‚o dech.Najpierw daÅ‚y siÄ™ sÅ‚yszeć odlegÅ‚e pomruki, które zbliżaÅ‚y siÄ™ bardzoszybko, nabierajÄ…c ogÅ‚uszajÄ…cej mocy.W ciÄ…gu kilku sekund ci, którzy zamarudzili na ulicach, wróciliczym prÄ™dzej do domów.Plac katedralny, na którym zwykle byÅ‚oczarno od ludzi, teraz caÅ‚kowicie opustoszaÅ‚.Nosiciele wody, ulicznisprzedawcy rozpierzchli siÄ™ po mieÅ›cie i rychÅ‚o poza paroma kotamizuchwalcami na ulicy nie byÅ‚o nikogo.BÅ‚yskawica przemknęłazygzakiem przez niebo dokÅ‚adnie nad klasztorem Las Huelgas,wypeÅ‚niajÄ…c żółtawym Å›wiatÅ‚em refektarz, w którym schroniÅ‚a siÄ™ czwórka wÄ™drowców.SiedzÄ…ca na koÅ„cu stoÅ‚u, z szalem zarzuconym na ramiona, Ma-nuela z trudem zapanowaÅ‚a nad dreszczem.- Zimno ci? - zapytaÅ‚ Rafael.- Nie, nie.Nic mi nie jest - odparÅ‚a, starajÄ…c siÄ™, żeby jej gÅ‚oszabrzmiaÅ‚ niedbale.- To przez tÄ™ burzÄ™ - powiedziaÅ‚ Sarrag.- W jej pomrukach jestcoÅ› z SÄ…du Ostatecznego.DzieÅ„, którego muszÄ… siÄ™ lÄ™kać wszystkieniewiasty.RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™, ale ten Å›miech zabrzmiaÅ‚ faÅ‚szywie.We wszystkim,co robiÅ‚, widać byÅ‚o zmÄ™czenie.To samo czuli zresztÄ… wszyscy.BÅ‚ysnęło mocniej niż poprzednio i zaczęło padać.- I tak mamy szczęście, że zakonnice zechciaÅ‚y nas przyjąć -zauważyÅ‚ Ezra.- ZawdziÄ™czamy to tobie, braciszku Rafaelu.Deszcz bÄ™bniÅ‚ teraz miarowo i tylko od czasu do czasu rozlegaÅ‚ siÄ™pomruk grzmotu, zakłócajÄ…c na chwilÄ™ ten rytm.Ezra zastukaÅ‚ palcami w blat i spytaÅ‚:- Aha, czy przed chwilÄ…, opowiadajÄ…c o tej ksieni, która rzÄ…dziÅ‚aklasztorem dwa stulecia temu i którÄ… nazwaÅ‚eÅ› señora de horca ycuchillo, mówiÅ‚eÅ› zupeÅ‚nie poważnie? DecydowaÅ‚a o życiu i Å›miercipięćdziesiÄ™ciu szlacheckich dworów?- WÅ‚adczyni szubienicy i noża.O tak, rabbi.TÅ‚umaczyÅ‚em już,że do Las Huelgas przyjmowano jako zakonnice wyÅ‚Ä…cznie damy znajwyższych sfer, nic wiÄ™c dziwnego, iż korzystaÅ‚y ze szczególnychprzywilejów.A to wymagaÅ‚o przyznania rozlegÅ‚ej wÅ‚adzy ksieni.- Czyste szaleÅ„stwo.Nie chcÄ™, byÅ› pomyÅ›laÅ‚, że chcÄ™ ciÄ™ znie-ważyć albo siÄ™ z tobÄ… spierać, wyjaw mi jednak, gdzie w tymwszystkim jest jeszcze miejsca dla Boga?Franciszkanin zignorowaÅ‚ to pytanie.SpostrzegÅ‚ rozÅ‚ożone na stoledwie karty z caÅ‚oÅ›ciÄ… piÄ…tego PaÅ‚acu i zaczÄ…Å‚ studiować tekst.NiewkÅ‚adaÅ‚ w to jednak serca.Tym razem piorun strzeliÅ‚ tak blisko, że zadygotaÅ‚y mury refek-tarza. - I jakże nie pomyÅ›leć, że może w istocie nadeszÅ‚a godzina SÄ…duOstatecznego - mruknÄ…Å‚ pod nosem Ezra.- Dobre chociaż to, żeumrzemy wÅ›ród modłów i zanurzeni w Å›wiÄ™tość.MiaÅ‚ to być żart, który jednak nikogo nie rozbawiÅ‚.Rabin walnÄ…Å‚pięściÄ… w stół.- Co siÄ™ dzieje? Przed nami tylko dwa etapy.ZnalezliÅ›myczwarty trójkÄ…t, lecz oto zamiast siÄ™ cieszyć, siedzimy tu z pogrze-bowymi minami.Rafael patrzyÅ‚ obojÄ™tnie na tekst piÄ…tego PaÅ‚acu [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl