RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród szczęśliwców znalazła się dwójka takich młodych, Hailer i Mahoun, obaj bardzo ambitni i wcale j zdolni (znalem ich, choć przelotnie tylko); rejestro­wali oni maksima neutrinowej emisji pewnych wy-1 branych połaci nieba, szukając śladów tak zwanego j zjawiska Stoeglitza (był to niemiecki astronom starszego pokolenia).Zjawisko mające stanowić odpowiednik neutrinowyj “czerwienienia” starych; fotonów wykryć się jakoś nie j dawało, bo też, jak okazało się kilka lat później, teoria Stoeglitza była fałszywa.Lecz młodzi ludzie nie mogli o tym wiedzieć, toteż jak lwy walczyli o to, aby niej odebrano im przedwcześnie aparatury, i dzięki swej przedsiębiorczości wytrwali przy niej prawie dwa lata, aby odejść w końcu z pustymi rękami.Całe kilometry taśm rejestracyjnych poszły wówczas do obserwatoryjnego archiwum.Kilka miesięcy potem znaczna część owych taśm dostała się w ręce sprytnego, cho­ciaż niezbyt uzdolnionego fizyka, a właściwie wypędka z mało znanej uczelni, południowe j, którego usu­nięto stamtąd w związku z czynami niemoralnymi, za­niechawszy procesu, bo w sprawę wplątanych było kilka szacownych osób.Niedoszły fizyk, nazwiskiem Swanson, otrzymał taśmy w nie wyjaśnionych oko­licznościach.Później przesłuchiwano go w tej kwestii, lecz nie dowiedziano się niczego,, ponieważ nieustan­nie zmieniał zeznania.Ciekawy to był zresztą okaz.Pełnił.funkcję dostawcy materiałów, ale także.bankiera, a nawet pocieszyciela duchowego niezliczonych maniaków, którzy daw­niej budowali tylko perpetuum mobile i zajmowali się kwadraturą koła, obecnie zaś wynajdują różne ro­dzaje energii uzdrawiających, wymyślają teorie kosmogenezy i sposoby przemysłowego zastosowania zja­wisk telepatycznych.Ludziom takim nie wystarczy papier i ołówek; do budowy “orgotronów”, wykrywa­czy fluidów “supersensytywnych”, elektrycznych róż­dżek, co szukają same wody, nafty i skarbów (zwykłe wierzbowe różdżki są już anachronizmem, zupełną starocią), niezbędne są liczne,, nieraz trudno dostępne i kosztowne surowce.Swanson umiał je, za odpowiednią ilość dolarów, wydostać i spod ziemi.Biuro jego odwiedzali tedy patafizycy i orgonistycy, budowniczo­wie telepatorów i pneumatorów umożliwiających sta­łą łączność z duchami, a obracając się ,tym sposobem w dolnym regionie państwa nauki, tam gdzie ono przechodzi niepostrzeżenie w państwo psychiatrów, prze­cież przyswoił sobie sumę wiadomości wcale przydat­nych, bo zadziwiająco orientował się w tym, na co akurat największy był popyt wśród nadwichniętych, tytanów ducha.Nie gardził zresztą i zarobkiem bardziej przyziem­nym dostarczając na przykład małym laboratoriom chemicznym odczynników niejasnego pochodzenia, i nie było w jego życiu okresu, w którym nie tkwiłby w procesach sądowych, choć do więzienia się nie do-, stał balansując na samym pograniczu legalności.Psy­chologia ludzi typu Swansona zawsze była moim feblikiem.O ile się zorientowałem, nie był ani “czystym” oszustem, ani cynikiem żerującym na cudzych aber­racjach, choć dysponował chyba rozsądkiem wystar­czającym, by wiedzieć, że lwia część jego klientów nigdy swych idei nie urzeczywistni.Niektórymi opie­kował się, dostarczał im aparatów na kredyt, nawet gdy ów był już nadszarpnięty do niepewności.Widać miał taką do swych pupilów słabość, jak ja do osobników jego typu.Ambicją jego było dobrze obsłużyć klienta, toteż jeśli ktoś potrzebował koniecznie kości nosorożca, bo aparat zbudowany z innej miał zostać niemy na głos duchów, nie dostarczał wołowej ani baraniej: o tym mnie przynajmniej- zapewniano.Otrzymując - a może kupując - taśmy od nie­wiadomego człowieka, miał w tym Swanson swój in­teres.Orientował się w fizyce na tyle, aby wiedzieć, że to, co na nich utrwalono, stanowi tak zwany “czy­sty szum”, i wpadł na pomysł produkowania - za pomocą owych taśm - tak zwanych tablic losowych.Tablice takie, zwane też seriami liczb przypadkowych, potrzebne są w wielu dziedzinach badań; produkuje się je albo specjalnie programowanymi maszynami cyfrowymi, albo za pomocą wirujących tarcz, zaopa­trzonych na obrzeżu w cyfry wyławiane nieregular­nie błyskającą lampą punktową.Można je produkować też innymi sposobami, lecz ten, kto podejmie się ta­kiej pracy, często ma z nią kłopoty, ponieważ uzyski­wane serie rzadko 'kiedy są “dostatecznie” losowe, wykazując przy odpowiednio dokładnym badaniu mniej lub bardziej jawne regularności występowania poszczególnych cyfr, gdyż - zwłaszcza w seriach długich - pewne cyfry “jakoś” skłonne są pojawiać się P częściej od innych, co wystarczy, aby podobna tablica , uległa dyskwalifikacji.Wytworzyć bowiem działa­niem rozmyślnym “kompletny chaos”, i to “w stanie czystym”, jest zadaniem nie zawsze łatwym.Zarazem.stały jest popyt na owe tablice.Stąd też Swanson liczył na niezły zysk, tym bardziej że jego' szwagier praco­wał jako składacz linotypowy w pewnej drukami uniwersyteckiej; w niej to drukowano owe tablice, które Swanson sprzedawał potem, wysyłając je pocztą, a więc bez pośrednictwa księgarzy.Jeden z egzemplarzy owego wydawnictwa dostał się w ręce D.Ph.Sama Laserowitza, osoby również do­syć dwuznacznej.I on, podobnie jak Swanson, odznaczał się nieprzeciętną przedsiębiorczością, także nacechowaną odcieniem swoistego idealizmu, nie wszy­stko bowiem robił dla pieniędzy.Był członkiem, a nieraz założycielem wielu, zawsze ekscentrycznych stowarzyszeń w rodzaju Ligi Badania Talerzy La­tających, i bywał w poważnych tarapatach finanso­wych, gdyż budżety owych stowarzyszeń często wy­kazywały niepojęte uszczerbki, nadużyć jednak nigdy mu nie udowodniono.Być może był po prostu człowiekiem niedbałym.Wbrew brzmieniu nazwiska nie ukończył studiów fizycznych i nie miał prawa nazywania się doktorem fizyki, ale, ilekroć próbowano go w tej kwestii przy-I cisnąć do muru, wyjawiał, że skrót “D.Ph [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl