[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szyi córki gubernatora pyszniła się kolia z brylantówzrobiona tak zmyślnie, że prawie w ogóle nie było widać ichzłotej oprawy.Do tego stanowiące z nią komplet kolczykii pojedyncze kamienie wplecione we włosy, ujarzmione w tymdniu kunsztowną fryzurą.Wszystko strojne i eleganckie, lecznie przeładowane ozdobami.Strumień gości wciąż napływał, choć w oddali zaczęło sięnieco przerzedzać.Agent pomyślał z ulgą, że chyba zaraz będziemożna rozpocząć.Rzucił Zaifowi porozumiewawcze spojrzeniei powoli, by nie zwracać na siebie uwagi, zaczął się przesuwaćw jego kierunku.– Wszystko gotowe? – zapytał niespokojnie doktor, gdy tylkoprzyjaciel stanął obok.– Oczywiście – opanowany głos agenta nie pozostawiałwątpliwości, że był dobrze przygotowany na każdą okoliczność.– Trochę się martwię, bo przyszło tyle nieznanych mi osób!– A co dopiero ja mam powiedzieć! – uśmiechnął się Jezierski.– Ale są też i znane postacie.Prezydent miasta z żoną, wszyscyrajcowie, doktor Wilczewski, asesor Majewski, rodzinaSzczepankiewiczów w komplecie… O, tam jest bratnieboszczyka Garszyńskiego – Jezierski dyskretnie wskazał nastojącą nieopodal w kręgu grupę osób.– Przyprowadził chybacałą rodzinę, bo widziałem z nim nawet tego wyblakłegoForstera.– No, dziś nie jest taki wyblakły – zauważył doktor, rzuciwszyokiem we wskazanym kierunku.– Wystroił się jak dandys!– Może uderza w konkury do którejś z córek Garszyńskiego,skoro los sprzątnął mu sprzed nosa łakome kąski poprzedniegogospodarza.Drugi z braci Garszyńskich nie jest już tylkobiedniejszym bratem, ma teraz w garści cały mająteknieboszczyka! Jego córki są niepełnoletnie i zanim coś będziemusiał im wypłacić, dużo wody w Prośnie upłynie, a kto wie, comoże się do tego czasu wydarzyć.– Nie bądź złośliwy, Walery – mitygował go medyk.– Śmierćbrata i jego żony na pewno nim wstrząsnęła!– Jeśli tak, to dobrze to ukrywa – Jezierski był bezlitosny.– Zobacz tylko, jak się puszy i spogląda z góry na biednegoSzczepankiewicza.Co teraz znaczy dla niego byle sklepikarz?Chyba podejdę do nieboraka i powitam go z wszelkimirewerencjami, a tej prawniczej gnidzie skinę tylko chłodnogłową.Patrz i podziwiaj, bo spotkamy się dopiero na tarasie.Muszę jeszcze sprawdzić moich gimnazjalistów…I agent, któremu znudziło się już długie stanie w miejscui obserwowanie bliźnich, natychmiast wprowadził w czyn swojesłowa.Zaif chciał go zatrzymać, ale nie zdążył, więc terazz zażenowaniem przyglądał się jak nieprzejednany radca stanuskłada głęboki ukłon księgarzowi otoczonemu wianuszkiemrodziny i wdaje sięz nim w grzecznąpogawędkę.Do rozanielonego takim wyróżnieniem kupca natychmiastdołączyło kilka osób, także spragnionych pochwalenia siękonfidencją z szefem policji.I z nimi agent przywitał się równiegrzecznie.Potem ruszył spacerkiem w stronę tarasu,zatrzymując się na chwilę przy różnych grupach.Tylko osobomniemal mu nieznanym posyłał z dala ukłon i taki właśnieprzypadł w darze napuszonemu Garszyńskiemu, który musiałsię zadowolić jedynie krótkim skinieniem głowy drugiej pogubernatorze persony.Zaifowi w końcu żal się zrobiło prawnika, a zwłaszcza jegorodziny.Może i „młody Garszyński” był snobem, może i niezbytgrzecznie traktował bliźnich, ale przeżył niedawno wielkątragedię rodzinną i należało okazać mu nieco miłosierdzia.Doktor ruszył w ślad za agentem, zatem kierując się w stronętarasu.Odkłaniał się przy tym znajomym twarzom, wśródktórych zauważyłuczynnego kamerdynera państwaRadziejowskich.Przystanął też na dłuższą chwilę przyrodzinach doktora Rymarkiewicza i aptekarza Prusinowskiego,które tworzyły jedną grupę wraz z kilkoma mniej znanymiw Kaliszu, nieżonatymi jeszcze lekarzami.W końcu dotarł dorodziny Garszyńskich, gdzie postanowił chwilkę zabawić, byosłodzić im nieco gorycz chłodnego ukłonu agenta dospecjalnych poruczeń.Doktor uprzejmie zapytał panie o zdrowie i chwalił ichtoalety, z panami zamienił parę słów o interesach i polityce.Nawet milkliwego jak zwykle Forstera zagadnął o pogodę i jegopobyt w Dobrzycy [ Pobierz całość w formacie PDF ]