[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spali do pózna i spokojnezjedli na balkonie śniadanie, po czym spakowali do niewielkiejtorby podróżnej kilka rzeczy i ruszyli do Galilei.Gabriel prowadził przez Bab Al-Wad w stronę RówninyNadbrzeżnej, po czym na północ od Doliny Jezreel, gdziezatrzymali się na kilka minut, by zabrać Eliego Lawona zwykopaliska na wzgórzu Megiddo, i pojechali dalej nad JezioroTyberiadzkie.Willa Szamrona w kolorze miodu znajdowała się wodległości zaledwie kilku kilometrów na północ od miasta nawznoszącej się nad Jeziorem Galilejskim półce skalnej.Nastromym podjezdzie stały dwa tuziny samochodów, a nadziedzińcu zaparkowany był duży amerykański Chevroletsuburban na tablicach dyplomatycznych.Adrian Carter i SaraBancroft stali na tarasie przy balustradzie i gawędzili z UzimNawotem i Bellą. Dżila mi nie powiedziała, że będzie Carter rzekłaChiara. Najwyrazniej o tym zapomniała. Zapomniała o tym, że wicedyrektor CIA pokona całą tędrogę z Waszyngtonu, żeby być tutaj? I co tutaj robi Sara? Dżila jest już stara, więc odpuść jej.Zanim mogła zadać kolejne pytanie, Gabriel wysiadł zsamochodu, wyjął z bagażnika torbę i wniósł ją po schodach, akiedy weszli do środka, w holu powitała ich Dżila.W wielkichpokojach nie było żadnych mebli, a na ich miejscu stało kilkaokrągłych stołów.Chiara wpatrywała się w nakrycia i kompozycjekwiatowe, po czym minęła gospodynię i poszła na taras, gdziewokół obwieszonej kwiatami chupy stało w równych rzędach stobiałych krzeseł.Szybko się odwróciła i spojrzała ze zdumieniem naGabriela. Co tu się dzieje?Podniósł torbę i powiedział: Zaniosę ją do naszego pokoju. Gabrielu Allonie, natychmiast wracaj.Ruszyła za nim i popędziła korytarzem do ich pokoju, akiedy weszła do środka, zobaczyła rozłożoną na łóżku suknię. Mój Boże, coś ty narobił, Gabrielu? Naprawiam wszystkie swoje błędy.Przynajmniej mamtaką nadzieję.Zarzuciła mu ręce na szyję, pocałowała go i przeczesała mupalcami włosy. Mam szopę na głowie.Co ja teraz zrobię? Sprowadziliśmy z Tel Awiwu bardzo dobrego fryzjera. A co z moją rodziną?Spojrzał na zegarek. Wyleciała z Wenecji czarterowym lotem, dwadzieściaminut temu wylądowała na lotnisku Ben Guriona i za chwilę dolecitu helikopterem. A obrączki?Wyjął z kieszeni płaszcza niewielkie pudełeczko i otworzyłje. Są piękne powiedziała. Pomyślałeś o wszystkim. Zluby to operacje. Wcale nie, głuptasie. Klepnęła go figlarnie w ramię.O której godzinie zaczyna się uroczystość? O której tylko chcesz. A o której jest zachód słońca? O siedemnastej osiem. Zatem zaczniemy o siedemnastej osiem. Znów gopocałowała. Tylko się nie spóznij.62Jerozolima Przeprowadziłeś ze swoją ekipą bardzo ładną operację powiedział Adrian Carter. Którą? Oczywiście mam na myśli ślub.Szkoda, że w Londynienie poszło tak gładko. Wtedy nie odzyskalibyśmy Elizabeth. To prawda.Do ich stolika podszedł kelner i dolał Carterowi świeżejkawy.Gabriel odwrócił się i spojrzał na mury Starego Miasta,które blado połyskiwały w łagodnych promieniach słonecznych.Był poniedziałkowy poranek.Carter zadzwonił do Gabriela osiódmej na wypadek, gdyby nie miał z kim zjeść śniadania.Spotkali się w ogródku restauracji hotelu Króla Dawida, aleGabriel doskonale wiedział, że Adrian Carter nigdy nie robiłniczego na wszelki wypadek. Adrianie, dlaczego jesteś jeszcze w Jerozolimie? Oficjalnie przeprowadzam tu spotkania z profesjonalnierekrutowanym personelem do placówki CIA.A tak nieoficjalnie, tochciałem z tobą porozmawiać. Czy Sara wciąż tu jest? Wczoraj wyleciała.Biedactwo, musiała wracaćsamolotem rejsowym. Carter podniósł do ust filiżankę kawy, alezanim upił łyk, wpatrywał się przez chwilę w Gabriela. Czykiedykolwiek doszło między wami do czegoś, o czym powinienemwiedzieć? Nie, Adrianie, między nami do niczego nie doszło anipodczas tej operacji, ani przedostatniej. Gabriel finezyjniewymieszał jogurt. Zostałeś tu, by zapytać mnie, czy spałem zjednym z twoich oficerów? Oczywiście, że nie. Zatem dlaczego, Adrianie?Sięgnął do górnej kieszeni marynarki firmy BrooksBrothers, wyjął kopertę i wręczył ją Gabrielowi.Nie podpisanowierzchniej strony, ale kiedy ją odwrócił, zobaczył na skrzydełkunadrukowany zwykłą czcionką napis: BIAAY DOM. Co to? Zaproszenie na grilla do Białego Domu? To krótki list rzekł Carter i dodał nieco drobiazgowo: od prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tak, Adrianie, widzę, ale czego dotyczy? Nie mam zwyczaju czytać cudzej korespondencji. A powinieneś. Przypuszczam, że prezydent chce ci podziękować za to,co zrobiłeś w Londynie. Szkoda, że nie powiedział nic publicznie miesiąc temu,kiedy wieszano na mnie psy. Wierz mi, Gabrielu, gdyby wtedy wypowiedział sięotwarcie na twój temat, byłbyś teraz w większych tarapatach.Zazwyczaj tego typu sprawy same przysychają i czasaminajlepszym działaniem jest po prostu brak działania.Chmura przesłoniła na chwilę słońce i wydawało się, że jesto kilka stopni zimniej.Gabriel otworzył list, szybko go przeczytał iwsunął do kieszeni płaszcza. No i czego dotyczy? Jest poufny, Adrianie, i taki też pozostanie. I bardzo dobrze rzekł Carter. Też dostałeś? Co? List od prezydenta? Zaprzeczył. Obawiam się, żemoja pozycja jest w tym momencie nieco zagrożona.Czyż to niezdumiewające? Odzyskaliśmy Elizabeth, a teraz jesteśmy obiektemataków. Adrianie, to też się kiedyś skończy. Wiem powiedział ale sytuacja wcale nie staje siędzięki temu przyjemniejsza.W Langley jest grupa młodychradykałów, którzy uważają, że za długo kierowałem ZarządemOperacji.Mówią, że się nie popisałem i że nigdy nie powinienembył się zgodzić na przekazanie ci tej sprawy. Zamierzasz ustąpić ze stanowiska? Wykluczone rzekł stanowczo Carter. Zwiat to zbytniebezpieczne miejsce, by zostawić go w rękach młodychradykałów.Zamierzam zostać, dopóki nie wygramy wojnyprzeciwko terroryzmowi. Mam nadzieję, że posiadasz gen długowieczności. Mój dziadek dożył stu czterech lat. A co z Sarą? Czy w jakikolwiek sposób na tymucierpiała? Absolutnie nie odpowiedział. Tylko garstka ludziwiedziała, że bierze w tym udział.Zza chmur znów wyszło słońce, więc Gabriel założyłwielkie okulary, a Carter wyjął z kieszeni marynarki drugą kopertę. To od Roberta Haltona rzekł. Niestety tym razemwiem, co jest w środku.Gabriel wyjął krótki, odręcznie napisany list i czek na jegonazwisko na kwotę dziesięciu milionów dolarów.Zatrzymał list,ale czek oddał. Jesteś pewien, że nie chcesz tego przez minutęprzemyśleć? zapytał. Adrianie, nie chcę jego pieniędzy. Należą ci się, ponieważ narażałeś życie, by uratować jegocórkę i to nie raz, ale d w a razy. Ale tym się właśnie zajmujemy rzekł. Powiedz mu, żedziękuję, ale nie skorzystam.Carter zostawił czek na stoliku. Adrianie, masz coś jeszcze w zanadrzu?Carter odwrócił wzrok w stronę murów Starego Miasta. Mam nazwisko rzekł. Sfinksa?Skinął głową.Sfinksa.* * *Jego głos, i tak niezbyt silny, był ledwie słyszalny [ Pobierz całość w formacie PDF ]