[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piotr uśmiechnął się i odszedł do swej roboty.Mówił do żołnierzy pózniej wsiadłna koń, wydawał rozkazy.Widział pola, lasy.wzgórza, w dali miasto.Lecz widokite stawały się coraz bardziej zmącone, jakby obrazy snu.Unikał Jeżkowa i rozmowy znim w niejasnej obawie, ażeby nie przyszła chęć wyrwania niespodzianie rewolweru iwypalenia mu między oczy.W końcu następnego miesiąca, grudnia, lokaj generała, człowiek stary, wiernyswemu panu jak pies, dawny wysłużony żołnierz i niemal członek rodziny general-skiej, przyniósł i wręczył Piotrowi list od mademoiselle Mathilde.Francuzka pisałakrótko i niezupełnie ortograficznie z prośbą, ażeby Piotr przyszedł nazajutrz na ówplac obok ogrodu i magazynów wojskowych, gdzie po raz pierwszy Tatiana nazna-czyła mu spotkanie.Po przeczytaniu tego listu Piotr wpadł w zamyślenie.Przewidy-wał, że tam przyjdzie nie tylko Matylda, lecz i Tatiana.Cała jego męczarnia była nieczym innym, tylko wykrętnym snem o spotkaniu z Tatianą, wzdychaniem do jej wi-doku.Teraz jednak, gdy ona się nareszcie poniżyła i miała przyjść, ocknął się dawnygniew.Piotr wiedział, że owo narzeczeństwo z Roszowem może być li wybiegiem, ajeśli nawet było faktem istotnym, to w każdej chwili mogłoby być zerwane.Ale sa-ma obecność Roszowa obok niej już dawno wszystko zdecydowała.W czasie namysłu Piotra stary lokaj stał przy drzwiach w swym czarnym surducie,z mnóstwem orderów pod jego klapą.Gdy Piotr podniósł głowę, żeby dać odpowiedz,ten stary sługa, wbrew zasadzie subordynacji i oczekiwania przemówił: Piotr Iwanycz. A co to powiesz? przerwał mu Piotr wyniośle. Piotr Iwanycz nisko ja się tobie kłaniam i proszę o przebaczenie, że śmiemmówić. No, dobrze, dobrze.O co ci idzie? Piotr Iwanycz ja czołem biję przed tobą. Powiedziałem, żebyś wyłożył, czego chcesz. Przebacz ty już Tatianie Iwanownej, odpuść! A to co ma znaczyć! Tobie co do tego! Przebacz ty jej przez miłość Chrystusa Zbawiciela.Przebacz i mnie, staremuczłowiekowi! Na ten raz przebaczam.Ale nie waż się wtrącać w taką sprawę.Zrozumiałeś? Tak jest, w istocie.To do mnie nie należy.Ja dużo wiem, Piotr Iwanycz, ja i twójgniew rozumiem, choć ja i lokaj.Zlituj ty się nad Tatianą Iwanowną przez miłośćChrystusa Zbawiciela.Sam wiesz, dlaczego. A dlaczegóż to mam się nad nią zlitować? szarpnął się Piotr. Widziałem, jakeś do niej chodził na wiosnę, kiedy to plany w kancelarii jego ge-neralskiej mości pisałeś.A teraz ona z tamtym.Zważ!117 No, więc cóż? Skoro chce być z tamtym, to ja przecie z nią być nie mogę.Czytego jeszcze zrozumieć nie możesz, choć tyle lat przeżyłeś? Piotr Iwanycz! Na ręku ja ją wyhodowałem.Mówić i chodzić przy mnie zaczęła.Znam ja ją! Niedobrze ta sprawa stoi. Powiedz mademoiselle Mathilde, że przyjdę. rzekł Rozłucki przerywając wy-nurzenia starego sługi. Słucham. mruknął lokaj i wyszedł z niskim ukłonem.O naznaczonej godzinie ubrał się starannie i poszedł na plac za ogrodem miejskim.Zbliżając się do tego miejsca, spostrzegł Matyldę samą.Doznał zawodu.Powinienbył ucieszyć się, że Tatiany nie ma a oto tak bardzo się nie ucieszył! Głucho, twardozakołatało serce.Niepostrzeżone afekty zawirowały jak odór ohydy życia bez Tatiany pomimo że logicznie rozumował i cieszył się na pozór z takiego obrotu sprawy.Francuzka była podniecona, blada, niespokojna.Na zapytanie, czy przychodzi od Ta-tiany, odpowiedziała niejasno.Bredziła coś o dawniejszym stosunku. Słyszałem, że Tatiana Iwanowną zdążyła już zaręczyć się z monsieur Roszo-wem. przerwał. Tak. mruknęła wymijająco Tania się zaręczyła.A cóż pan na to? Składam życzenia na razie za pośrednictwem pani.Pózniej, pózniej sam je złożęosobiście.Jeżeli dotąd tego nie uczyniłem, to tylko z tego powodu, że nie byłem z do-brego zródła powiadomiony, a nie chciałem korzystać z pogłosek.Teraz, skoro panito potwierdza.Francuzka przypatrzyła mu się bystro i po tej obserwacji jeszcze bardziej sposęp-niała.Milczeli obydwoje, idąc w stronę ogrodu.Piotr zauważył z wewnętrznym, gru-biańskim śmiechem, że towarzyszka Tatiany nie traci po kobiecemu sposobności wy-próbowania na nim mocy swych wdzięków.Wiedział jednak, że nie to było jedynympowodem tego rendez-vous.Spytał: Kiedyż można spodziewać się ślubu? Czy ja wiem.Logicznie rzeczy biorąc, powinien by być wkrótce. Ach, tak? No, oczywiście. Tak im pilno? Pilno, gdyż. Gdyż co? Gdyż Tania jest. Cóż takiego? Tania jest. domyśla się pan. Nie domyślam się niczego. Ach, Boże! Ona jest no. Cóż? Ona jest ach, jakiż z pana człowiek!. Co takiego? Ona jest no przecie w ciąży.Piotr uczuł w głowie huk, jak wówczas, od cięcia w nią wielu szabel.Czarnachmura zasłoniła mu oczy. Córeczka, nasza córeczka. zabrzmiał kędyś chichot szatana.Krótki, sztucz-ny śmiech na wargach białych jak wapno. Winszuję panu Roszowowi powodzenia. rzekł korzystając z obecności tegośmiechu na ustach.118Francuzka odrzuciła na bok wszelkie osobiste zamysły i sposoby i zwróciła się zszeptanym wynurzeniem: Tania jest w rozpaczy! Tania? W rozpaczy? Zawsze przecie pragnęła mieć dziecko. wypluł w śmie-chu wyrazy wszeteczne, bezwstydne i wściekłe, jak sobie samemu plwociny w oczy. Ale z panem. Inaczej się złożyło.Niestety! Niedawno to, lecz siedem miesięcy.Siedem mie-sięcy upłynęło od paryskich czasów, kiedy mogłem widywać Tatianę Iwanownę.PanRoszow mię ubiegł.Pani to zresztą wie najlepiej ciskał jej w ucho chichoczące, głu-pie wytryski ślepej rozpaczy. Wiem, wiem. cedziła przez zęby. Więc co? Panie! Szanuj ją! Ona cię do szaleństwa, do obłąkania kocha. Nawet mając mieć dziecko z Roszowem?. Chciała w ten sposób zemścić się na panu za to, coś z nią zrobił. Krwawa zemsta z przestarzałej operetki. Co teraz począć? Przede wszystkim nie wtajemniczać obcych, jak ja, w sekrety szczęśliwych na-rzeczonych.Mogę przecie być plotkarzem, który wieść rozniesie po cukierniach mia-sta.Po drugie, szyć co tchu wyprawę, zamówić popa, karety, drużbów i druhny no ikołyskę. Ona po całych nocach nie śpi, chodzi po pokoju, wałęsa się po domu, schodzi doogrodu, wraca, znów gdzieś ucieka, coś pisze, pisze na dużych arkuszach listy do pa-na czy do kogoś innego nie wiem coś pali w kominku, przychodzi do mnie i mówidziwne, niestworzone rzeczy.Na głos rozmawia z panem, modli się leżąc godzinamina podłodze w tym wąskim korytarzyku, który do jej pokoju prowadzi.Najczęściejzaś stoi przy oknie i płacze w przestrzeń jednym głosem tak dziwnie, tak strasznie,jakby wyła.Biedna Tania! Zaplątała się w sieciach, które na pana chciała zastawić,gdy ją pan zdradził tak bezlitośnie, tak na zimno [ Pobierz całość w formacie PDF ]