RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowiadano pózniej, że był to może śpiew anioła, w czasiepogrzebu bowiem organista, który lubił zaglądać do kieliszka,zabawiał się w karczmie.Anioł miałby zastąpić organistę?Tak powiadano.Ale czy ludzkie gadanie lub też domysły mogą być dowodem naanielskie śpiewanie? Nie mogą, to przecież oczywiste.Nie wolnojednak zapominać, że zmarła ugościła kiedyś świętą parę i zaskarbiłasobie boską łaskę, więc to, co nie wydaje się możliwe, mogło byćjednak możliwe.Mąż owej niewiasty dożył jeszcze sędziwszego wieku, lecz i jegogodzina wybiła.Zmarł w izdebce, w której kiedyś podejmowaliświęte osoby.Leżał opuszczony, nie było komu wynieść trumny izłożyć na starym wozie, do którego przyprzężono jakąś lichąszkapinę.Może sąsiedzi pospieszyli już do kościoła, a może krzątalisię jeszcze po swoich obejściach lub też naciągali dopieroświąteczne portki i czyścili wyjściowe buty? W takiej to chwiliprzyszedł tam święty Józef, lecz nie skromny i cichy, jak wtedy, gdyzawitał na wigilijną gościnę, lecz wielki, dostojny, w złotej szacie ibłyszczącej aureoli.Popatrzył na tę biedę, zasmucił go brak ludzi,przywołał więc czterech aniołów, a ci unieśli trumnę staruszka,złożyli ją na swych ramionach i pomaszerowali przez pola dokościoła.A koślawy wóz ciągnięty przez siwą chabetę poturlał sięwiejską dróżką.251 Inni mówili jeszcze, że kiedy święty Józef zajrzał do chatynkigościnnego gospodarza, to zobaczył jednak czterech zgrzybiałychstaruszków.Tacy nie mogli unieść nawet lichej trumienki, ale świętyJózef każdemu z nich odjął -w tamtym dniu - po pól wieku! Nierozpoznano ich jako młodzieńców, może więc dlatego mówionopózniej, iż zmarłego nieśli anieli?Anieli więc, czy staruszkowie zamienieni w aniołów?Możliwe?I w tym wypadku to, co nie wydaje się możliwe, mogło się zdarzyć.Zapewne się zdarzyło!rZnieg prószy, ale w domu ciepło.Z radia niesie się kolęda:  nie byłomiejsca dla Ciebie".Na wiejskiej dróżce, a może na schodachtwojego bloku, lub przed bramą twej posiadłości, przycupnęładwójka biedaków.Komu wystarczy odwagi, by zaprosić ich nawigilijną wieczerzę?252 Złote guziki albo traktacik o odwadzeJózef Szczepański, mieszkaniec podsandomierskiej wsi Błonie, byłodważnym i zdyscyplinowanym żołnierzem BCh.KrzyżemPartyzanckim tej chłopskiej formacji odznaczony został pięćdziesiątlat po wojnie.Miał już wtedy swoje lata i często powtarzał:  boję sięo świat".Ale nigdy nie bał się o siebie.W roku 1938 na ludowejzabawie zasłonił piersią kolegę, kiedy na tamtego uniósł dłońuzbrojoną w nóż bandzior Oleszek.Józef Szczepański, wówczasuczeń sandomierskiego gimnazjum, mniemał, że zbir gimnazjalistytknąć nie może.I tamten, faktycznie, się zawahał.Dłoń zawisłaprzez moment w górze, panienki trwożliwie zapiszczały, Oleszekschował nóż i zawstydzony opuścił remizę, a orkiestra strażackazagrała walca.W czasie wojny dostał się w kocioł przygotowany przez Niemcówwe wsi Jakubowice.Wepchnęli go do pustej chaty i pozostawili podrnadzorem wartownika.Młody i rosły Niemiec, właściwie Zlązak,bacznie mu się przyglądał i nie odkładał karabinu.Ale jego twarzynie ścinał grymas nienawiści.W pewnym momencie nawet znaczącowskazał głową okno.Bez wątpienia sugerował ucieczkę.Uwięzionyuwierzył we wspaniałomyślność rówieśnika w mundurze wrogiejrarmii.Wyskoczył bez wahania.Zlązak oddal dwa strzały wpowietrze.Przed partyzancką akcją w obrębie wsi Obrazów, Dębiany, Polany,Zwiąt-niki nieopodal Sandomierza, przyszło mu samemu stanąć nawarcie.Noc zdarzyła się w tamtym kwietniu zimna i jasna.Ale cóż,służba -jak powiadają - nie drużba.Po północy ogarnął go niepokój.Nie żaden lęk, ale niepokój.W pewnym momencie dostrzegłwolniutko sunący w jego stronę obłok, a może kłąb pary.I już pochwili miał przed sobą, na wyciągnięcie ręki, zagadkową postać.Niepytał o hasło, nie sięgał po zawieszonego na ramieniu schmeissera,przeczuwał wszak, że w tym spotkaniu broń zbyteczna.Przybysz, odktórego powiało grobowym chłodem, był niezwykle okazałejpostury.Wartownik nie mógł dostrzec jego głowy.Tkwiła wysoko,bardzo wysoko, może nie nad drzewami, ale pozostawała253 niewidoczna.Józef Szczepański, mężczyzna niewielkiego wzrostu,lecz niespotykanego hartu, nie zawahał się trącić nieznajomego.Dotykał lśniących i ostrych guzików, wyczuwał pod palcami takżegrube sukno munduru.Po latach wielokrotnie wspominał, iż wczasie spotkania nie zaznał strachu.Takie uczucie było mu zawszeobce.Jednakże po zniknięciu tajemniczego jegomościaskonstatował, że poczęły dygotać mu nogi.Ich drżenia nie opanowałjuż do świtu.Rankiem zameldował się na partyzanckiej placówce gospodarz zpobliskiej wsi Głazów.Chciał przestrzec przed pojawiającym się wokolicy widmem, które niejednemu napędziło strachu.Nie czyniłonikomu krzywdy, niech nikt tak nie myśli, płoszyło jedynie konie,bydło i ptactwo.Cóż to więc za zjawa? To duch żołnierza ze złotymi guzikami.Wtamtej okolicy powiesił się austriacki huzar.Dlaczegóż targnął się sam, w czasie wojny, na swe życie? Zestrzępów relacji można złożyć intrygującą fabułę.Wojak obwiniałsię o śmierć kamrata.Jego druh popełnił jakieś wykroczenie przeciwregulaminowi, czekał go sąd wojenny.Huzarowi w nocpoprzedzającą proces przypadła rola strażnika.Taki już żołnierskilos.Pewnie strażnik wierzył święcie w uniewinnienie przyjaciela,ufał w łaskawość i wspaniałomyślność przełożonych.Srodze sięzawiódł.Rankiem rozstrzelano nieboraka.Austriak popadł wmelancholię, nie mógł znalezć ukojenia nawet w alkoholu, waliłłbem to w jedno, to w drugie drzewo, cierpiał, gdyż uniemożliwiłuwięzionemu ucieczkę, nie przystał na jego rejteradę.Kiedy to wszystko mogło się zdarzyć?Gdzieś między rokiem 1795 a 1815.Po roku 1795 okolicesandomierskie znalazły się w zaborze austriackim, ale dwadzieścialat pózniej Kongres Wiedeński oddał ziemie KsięstwaWarszawskiego, wraz z Sandomierzem, w ręce rosyjskiego zaborcy.Tymczasem w maju i czerwcu 1809 roku Austriacy toczyli z armiąKsięstwa Warszawskiego ciężkie boje o Sandomierz.Opisybitewnych zmagań na sandomierskich ulicach można znalezć wPopiołach %7łeromskiego, napomyka też o nich w swym pamiętnikuTrzy po trzy, żołnierz tamtej doby Aleksander Fredro.Proszę niemyśleć, że ci wielcy twórcy wzmiankuj ą choćby w swych dziełach onieszczęsnym huzarze.Jego dramat pozostał jedynie tematem254 ludowych opowieści.Wojska austriackie obozowały nie gdzie indziej, tylko wewspomnianym Obrazowie.Tam też generał Sokolnicki podpisał wczerwcu tamtego roku kapitulację.Oddziały polskie opuściły miastonad Wisłą.To historia.Ale ona rządzi nawet losami ludzi, którzy jużdawno odeszli.W okolice Obrazowa -jak wspominają starzy ludowi gawędziarze -przyjechała z Węgier rodzina samobójcy.Podobno planowanoprzenieść zwłoki huzara na cmentarz, czy też może wystawićkamienny nagrobek.Nie potrafiono jednak trafić na ślad żołnierskiejmogiły.Zrozpaczona rodzina odjechała, a okolicę począł nawiedzaćduch.Nie jest złośliwy, uparcie milczy, niekiedy tylko w nocnejciszy zabrzęczą złote guziki przy austriackim mundurze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl