[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ten zatrzymał się, odwrócił i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.- Serce Duszy Sokoła cieszy się z twojego sukcesu, lecz jednocześnie zalewa je falagoryczy - rzekł spokojnie.- Pomogłem ci, bo masz czyste serce i dobrą duszę.Sam znalazłeśdrogę do tego twojego skarbu.Prawdziwie cennych rzeczy nie wykopuje się z ziemi, tylko zwnętrza samego siebie.Sam to kiedyś zrozumiesz.- Skąd wiedziałeś, czego szukam? - nie dawałem za wygraną.Indianin szedł nie odzywając się do mnie.Usiadł nad brzegiem Caryńskiego izapatrzył w stronę połonin.- Pomożesz mi? - nagle przerwał milczenie.- Wtedy odpowiem na wszystkie twojepytania.- Jasne, ja i moi przyjaciele.Mów, o co chodzi.- Pamiętasz, że nasz obóz napadły łyse blade twarze? To byli zli ludzie nasłani przezbladą twarz zwaną Inwestorem.Wykupił on całą dolinę znajdującą się na obrzeżachBieszczadzkiego Parku Narodowego i chce tu zrobić wielkie centrum turystyczne.Wiesz, coto oznacza?Wyobraziłem sobie parkingi zastawione samochodami, dyskoteki, hotele w stylupseudogóralskim, turystów ganiających po szlakach i śmiecących gdzie popadnie.Zielonadolina Caryńskiego, dawna Mekka tych, którzy kochali ciszę i spokój, mogła zniknąć.- Rozumiem, że czerwoni bracia przeciwstawiają się tym planom, więc nasłanowynajętych bandziorów, żeby was stąd przegnać.- Inwestor ma podobno zjawić się tu dziś swoim ryczącym pojazdem latającym jakważka.- Nie sądzę - powiedziałem patrząc na pochmurne niebo.- Ta blada twarz w związku z naszymi protestami chce zorganizować konferencjęprasową, na której chce przedstawić swe wspaniałe plany.- Jak mogę wam pomóc? - zapytałem.- Nie wiem - Dusza Sokoła wzruszył ramionami.- Nasze protesty nie robią wrażeniana białych wodzach w Warszawie.Kiedyś ktoś nas czasami słuchał.Teraz szanuje się święteprawo własności.Może słusznie, ale co na takie porządki powiedzieliby prawdziwiwłaściciele tych ziem, ludzie, którym ją odebrano? Szczerze ci powiem, że nie mam już sił,żeby walczyć o ideały rodem z powieści Karola Maya.Naszej garstce wystarczy jakiś skrawekziemi, gdzieś w dolinie Mucznego, może sobie coś kupimy tu, na Mazurach albo gdzieindziej.Będziemy uciekać przed zgiełkiem, aż wszędzie będzie cywilizacja białegoczłowieka.Tylko ptaki będą mogły czuć się wolne.- Dlatego nazwano cię Duszą Sokoła? - domyślałem się.- Chcesz być wolny jak ptak?- Czy to tak wiele? - Indianin wydawał się być szczerze zdziwiony.- Nie martw się, może coś wymyślimy.Dusza Sokoła wstał i przygarbiony ruszył do swojego tipi.Wróciłem do naszegoobozu.Po drodze widziałem trzy busy, które przywiozły grupę około trzydziestu krótkoostrzyżonych młodzieńców.Rozstawiali oni koślawe namioty, ale głównie zajmowali sięnoszeniem skrzynek z piwem.- Co pan na to? - Gustlik pełen niepokoju siedział na poboczu drogi, skąd widać byłoobóz łysych.- Będzie niezła draka; wśród nich jest nasz dobry znajomy.- Batura?- Nie, niedoszły narzeczony Czarnej, niejaki Brzytwa.Niespokojnie spojrzałem na niebo.Bardzo szybko nad naszymi głowami przesuwałysię ciemnoszare chmury deszczowe.- Wracamy - powiedziałem do Kobyłki.- Panie Tomaszu, po co tu przyszliśmy? %7łeby zobaczyć, jak Batura przechodzi przezgranicę?- Widzisz, Alfredzie, on nielegalnie ją przekroczył, a to zupełnie co innego.To nicznaczącego, bo nie dopełnił tylko jednego wymogu formalnego.Jestem przekonany, że nieotrzymał odpowiedniego zaświadczenia umożliwiającego swobodny ruch w strefieprzygranicznej.- Co się z nimi stanie?- Nic złego, co najwyżej spędzą dwa dni w ukraińskim areszcie.My w tym czasiedokonamy ważnego odkrycia.- Skąd pan wiedział, że tu przyjdą?- Otóż to, mój drogi Watsonie - parodiowałem Sherlocka Holmesa.- Przeczuwałem,że nawiążesz współpracę z Baturą i korzystając z krótkiej chwili, jaką mi dałeś, niecozmieniłem treść szkiców ze skrytek w Szymbarku i w klasztorze.Kobyłka zrobił się czerwony na twarzy aż po czubki włosów.- Myślałem, że ona rzeczywiście chce coś powiedzieć o Baturze.Mówiła, że ma jużdość.- To czemu dałeś jej szkice?- Nie dałem, ona je tylko sobie przerysowała.- Nieważne, zdradziłeś tajemnice służbowe, a wiesz, co to oznacza.Na szczęściebyłem czujny.Kobyłka załamany szedł patrząc pod nogi [ Pobierz całość w formacie PDF ]