[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był Romek i ten Szpakowaty.Mieli broń.Kiedy znalazł się napokładzie ich jachtu, dostał kolbą w głowę i stracił przytomność.Obudził się w piwnicy willi.Po odzyskaniu przytomności pytali go o powód, dla którego interesował się domkiem? Niepozostało mu nic innego jak udawanie głupiego turysty szukającego rozrywki.Rankiemusłyszał wołanie o pomoc i chciał zabawić się w szeryfa.Ot i wszystko! Słowem niewspomniał o sprawie Bafometa, choć nie miało to już żadnego znaczenia.Przeciwnicybowiem dobrze wiedzieli, po co przyjechałem na zamek.- Trzymali mnie i nie wiedzieli, co ze mną zrobić - opowiadał dalej.- Pewnie wypuściliby mnie pod wieczór, bo obawiali się chyba policji.Namieszałeś,kolego, że hej! Ale co mnie wystraszyli, to moje.- Biję się w pierś.Moja wina.Wciągnąłem cię w to wszystko, nie zdając sobie sprawyz konsekwencji, jakie nam obu grożą.Przede wszystkim ty ucierpiałeś.Przepraszam.- Nie ma za co - poklepał mnie po ramieniu.- Zabierz mnie swoim jachtem na tewysepki, żebym mógł dostać się na Kuriera.I błagam cię, nie mówmy nic policji.Onigotowi są mnie zamordować.Nie odpowiedziałem.Naszym oczom ukazał się brzeg z widokiem na niebieściutkiejezioro połyskujące złotymi ognikami.Omega stała w tym samym miejscu, w którym jązacumowałem.Doprawdy nie wiedziałem co robić.Moim obowiązkiem było powiadomienie owszystkim policji, lecz prośba Stefana zobowiązywała mnie do swego rodzaju braterstwa.Byłem mu winny tę przysługę.To przeze mnie wycierpiał, a jeszcze dodatkowo grożono muśmiercią. Co robić? - myślałem gorączkowo, odwiązując linę cumowniczą z korzenia.- Dobra - westchnąłem, gdyż jego błagalne spojrzenie było nie do zniesienia.-Płyniemy na wysepki.- Dzięki - rzucił z ulgą.- Wiem, że to nierozsądne, ale sam wiesz, na co stać wdzisiejszych czasach bandytów.Napadliby mnie, ograbili i na koniec zastrzelili.Podniosłem kotwicę i rzuciłem komendę:- Przygotować żagle do stawiania!- Jest: przygotować żagle do stawiania! - odpowiedział.Mniej więcej po czternastej dopływaliśmy do przystani w pobliżu zapory.Stefan naswoim Kurierze , szczęśliwy, ja na wypożyczonej omedze, w rozterce.Zwróciłem zaraz jacht, zapłaciłem i pożegnałem się ze Stefanem.Spieszył się, gdyżmiał zaległe sprawy do załatwienia, ale zapraszał mnie do siebie na wieczór.Umówiłem się znim na telefon.- Zadzwoń do mnie po osiemnastej, Pawełku - poprosił.- Powiesz mi, co tam u ciebiesłychać z tym twoim Bafometem.I pamiętaj: ani słowa policji.Do zobaczenia.- Cześć.Jakby działo się coś złego, daj znać.Bądz ostrożny.- Ty też.Przed piętnastą byłem już na zamku.Tam też na rozłożystym trawniku, po wschodniejstronie zamku, bawił znany mi malarz Stachurski w otoczeniu swojej świty - studentów orazAliny.Ta ostatnia mogła być nawet jego osobistą Muzą.Artysta otoczył się pojemnikami zfarbami oraz innym sprzętem, przed sobą ustawił obowiązkową sztalugę.Pojąłem, żemalował zamek.Pozostali z ciekawości przypatrywali się pracy artysty.Widok to był zaistekomiczny.Stachurski nałożył bowiem na głowę chustkę, która miała go chronić przedsłońcem, i przybrał pozę pełną patetycznej powagi.Jakoś mi nie pasował do roli natchnionegotwórcy.Zaparkowałem wehikuł obok cyprysów i powitałem skinięciem głową Wiktora, którytradycyjnie palił papierosa na zewnątrz.Ujrzawszy mnie ożywił się nieco, lecz z jego minywywnioskowałem, że raczej nie był w humorze.Domyśliłem się, że powodem jego marnegonastroju była wizyta na zamku Stachurskiego, a konkretnie zaangażowanie uczuciowe Alinyw ten pseudoartystyczny projekt.- Co pan taki markotny? - zagaiłem po wyjściu z auta.- Stało się coś?- Nie, nic - wyrzucił niedopałek i zerknął na mnie z ciekawością.- A co tam słychać wWarszawie? Dziewczyny mówiły, że pojechał pan służbowo do stolicy?- Aaziło się po urzędach.- I jak będzie z tymi odciskami palców?- Z jakimi odciskami?- Jak to? Policja miała przecież zdjąć odciski palców wszystkich pracowników -przypomniał mi.- Mieli nas przesłuchać.- Spokojnie.Jeśli obiecali, pewnie to zrobią.Najważniejsze, że zdjęli odciski palców zwehikułu i będą je mogli kiedyś wykorzystać.- Zrobili to? - ożywił się.- Po waszym wyjściu do domu.Niech pan będzie spokojny.- Ach, tak - zasępił się.Zdziwiło mnie, dlaczego Wiktor poruszył sprawę z odciskami palców.Jegozainteresowanie sprawą uszkodzenia wehikułu było zbyt obcesowe.To on zachowywał siędziwnie podczas wizyty policjantów i unikał mojego wzroku.Dlaczego tak żywo interesowałsię odciskami palców? Czyżby obawiał się, że znajdą jego własne?Zamierzałem go pożegnać, lecz zatrzymał mnie.- Będzie pan na ognisku?- Nic nie wiem o żadnym ognisku? Gdzie? Kiedy?- Wieczorem - odpowiedział.- Tutaj.- Poważnie? - zdziwiłem się.- A z jakiej to okazji?- Alina je zorganizowała i zaprasza wszystkich pracowników oraz studentów.Panapewnie też zaprosi.- A Stachurski będzie na tym ognisku?- Obawiam się, że ognisko jest na cześć genialnego Stachurskiego!Ledwo co się oddaliłem w kierunku wieży, gdy za rogu wyszła mi naprzeciw Alina zestudentami.- O jak to dobrze, że pana spotykam - pomachała mi ręką.- Cześć! - rzucili w moją stronę studenci.- Słyszałem, słyszałem - uniosłem wyżej ręce.- Ognisko.słyszałem.już wiem.Chce mnie pani zaprosić, tak?- Ja w innej sprawie - speszyła się.- Usłyszałam ten pański wehikuł, ma takicharakterystyczny silnik, i dlatego przyszliśmy po pana.Pomyślałem, że zechce pan zerknąćna akwarele Maurycego, to znaczy pana Stachurskiego.Jest pan w końcu znawcą malarstwa.Co do ogniska, to, oczywiście, niech pan przyjdzie.Wstęp wolny! Ach, więc nie przyszła z zaproszeniem na ognisko - myślałem poirytowany - leczwyłącznie po to, aby pochwalić się Stachurskim.- Lubię ogniska - próbowałem się uśmiechać.- Czy będą kiełbaski?- I piwo - dodał Irek.- O ósmej zaczynamy.- Przygotuj dobry dowcip - dodała Dorota i poprawiła dłonią opadające na policzkiwłosy.- Dobra - kiwnąłem głową, lecz przecież byłem umówiony już ze Stefanem i niewiedziałem, jaką dać im odpowiedz.- Postaram się przyjść.Niestety, nie znam żadnychdowcipów.A co do malarza Stachurskiego, to bardzo dziękuję za możliwość zapoznania się zjego najnowszym dziełem.Niemniej jednak nie jestem jego fanem i pozwoli pani, że w trosceo moje wysublimowane poczucie estetyki, udam się przezornie do siebie.Moja odpowiedz zdenerwowała Alinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]