RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zarzuciła mu ręce na szyję, przez długą chwilę przytulając go mocno, potem cofnęła się.Już od pewnego czasu pozwalała sobie na takie spontaniczne reakcje.Rubenstein traktował ją w ten sam sposób.Ściągnęła z głowy jasnoniebieską chustę.Zro­biła krok w jego stronę i powiedziała:- Więc zawiąż sobie to na twarzy i zatrzymuj się na pięć minut co pół godziny.Jedno i drugie albo nie pojadę ani mili dalej.- Ale.- Żadnego ale.Postanowiła, że jeżeli on będzie uparcie traktował ją jak da­mę, ona w odwecie będzie traktowała go jak małego chłopca, narzucając mu swoją wolę.Zawiązała mu chustkę na szyi, na­ciągając ją tak, aby przykryła całą twarz poniżej oczu.- Wyglądasz zupełnie jak bandyta.Przystojny bandyta - za­śmiała się.Rubenstein pokręcił głową, wzruszył ramionami i zapytał lekko stłumionym głosem:- Możemy jechać?- Tak.Jeśli chcesz, możemy.Ale tylko przez pół godziny, potem odpoczynek.- Zgoda - powiedział, ponownie dosiadając Harleya.Usiadła za nim.Gdy maszyna ruszyła, wtuliła głowę w koł­nierz utworzony z fałd śpiwora.To wszystko, co mogła zrobić.W uszach dzwoniło jej z zimna, choć przykrywały je włosy.Obmyła twarz Paula i zaczęła ją masować.Schronili się pod mostem przed z wolna słabnącą zawieją.Z przymocowanych do motoru i mostu gałęzi utworzyli zasłonę od wiatru.Było ciemno.Noc zapadała szybko.- Nie musisz.- Masuję ci twarz, ponieważ cię kocham i chcę, żebyś był zdrowy.- Nie musisz.- Chcę.Kocham was obydwu.Wiesz o tym.- Ale jego kochasz inaczej, to także wiem.Dziecko nie za­wsze śpi, kiedy myślisz, że śpi.- Rubenstein uśmiechnął się, a potem skrzywił.Widocznie zabolała go twarz ściągnięta w uśmiechu.- Odpocznij - poradziła Natalia.- To jest dowcipny facet, prawda? Myślę o Johnie - zagadnął jak gdyby od niechcenia.- Tak, owszem - odpowiedziała.Miała ochotę na papierosa, jednak wciąż musiała nacierać jego twarz, aby pobudzić krąże­nie krwi.- Jak twoje ręce i stopy?- Lewa stopa jest trochę sztywna, ale nie sądzę, żeby.- Rourke nie jest jedynym człowiekiem na tym padole łez, który wie coś o szkodach, jakie może wyrządzić ciału mróz - powiedziała karcąco.- Połóż się.- Hej! Nie mogę przecież.- Rób, co mówię - nakazała Natalia.Zaczęła odwiązywać sznurowadła i zsuwać lewy but Paula.Stopa wydawała się jej wilgotna.Ściągnęła z niej dwie skarpe­ty.Skorupa podeszwy miała bladożółty kolor.- To może szybko zmienić się w odmrożenie - rzuciła.Odpięła płaszcz, jednocześnie odrzucając śpiwór do tyłu.Zdjęła koszulę, którą dostała do Rourke’a i odpięła błyskawicz­ny zamek czarnej bluzy, po czym wzięła jego stopę i przyłożyła do nagiego brzucha.- Hej! Ty!- Spokojnie! Powiedz, gdy odzyskasz czucie.Jak druga sto­pa?- W porządku.- Trzymaj ją tak i nie ruszaj - poleciła mu, a sama sięgnęła do drugiej stopy i zaczęła rozsznurowywać but.Jej palce były zdrętwiałe, zaś uszy przemarznięte, wysmagane strumieniami zimnego powietrza.- Ta barwna chusta, którą założyłaś mi na twarz, pachnie tobą.To znaczy, tak samo jak twoje włosy - stwierdził nieśmia­ło Rubenstein.- Dzięki, Paul - szepnęła Natalia zdejmując obydwie skarpe­ty z jego prawej nogi.Podeszwa stopy była również bladożółta, choć nie tak bardzo jak lewej.Znów poczuła dotyk lodowatej skorupy na brzuchu i wzdrygnęła się.- Kochasz Johna? Chodzi mi o prawdziwą miłość - spytał Paul.Zamknęła na chwilę oczy.Poczuła pulsowanie w powiekach i znów je otworzyła.- Tak, wiesz przecież, że go kocham.- Tak mi, cholera, przykro, gdy myślę o was obojgu.Oczy­wiście to nie moja sprawa.Ale John i Sarah.- Śmiało.Mów, jeśli chcesz.- Widzisz, on.To dlatego, że on nie wie, czy Sarah jest bezpieczna.Czy nie żyje, przypadkiem, z minuty na minutę.Dlatego.- Kiedyś słyszałam takie zdanie w amerykańskim filmie: “Czy można walczyć z duchem?” Nie, nie można, choćby z żyjącym duchem.I ja nie chcę walczyć.Szanuję Johna za to, co robi.Za to, że tak uparcie poszukuje żony.Za.Nigdy nie poruszała tego tematu.Nie chciała o tym mówić, nie chciała nawet o tym myśleć.- Myślę, że on jest ostatnim z rodu, prawda? Spokojny, silny człowiek honoru - wtrącił Paul.- Tak - powtórzyła - jest człowiekiem honoru.Dreszcze - wstrząsające jej ciałem wskutek kontaktu z zi­mnymi stopami Rubensteina - z wolna ustępowały.Rozpalili ognisko.Nie mieli zresztą wyboru.Natalia przy­siadłszy w sąsiedztwie wesoło igrających płomieni, z nogami zawiniętymi w śpiwór, opatulona kocami zakrywającymi nawet głowę, czuła, jak rozgrzewają się jej uszy.Paul przycupnął przy niej, a pomiędzy nimi stała butelka whisky.Godzinę wcześniej pociągnął duży łyk, po czym usiadł i obserwował ogień.Nogi miał zawinięte w koce.Milczał.- Ona też zwykła tak robić - powiedział Paul.- Zawsze mia­łem problemy z szybko ziębnącymi stopami.- Twoja.- Moja dziewczyna.Obawiałem się, że powiesz “twoja mat­ka”.Ale to była moja dziewczyna.- Czy była.ładna? - spytała Natalia nie patrząc na niego, lecz wtapiając wzrok w płomienie.- Tak, była ładna.Bardzo ładna - westchnął.Nagle Natalia poczuła się niezręcznie.Wydostała rękę spod owijających ją koców.Niemalże natychmiast poczuła chłód na skórze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl