[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poskładał starannie kawałki ciała królewicza tak, jak leżały za życia i rozesłał węże na poszukiwanie ziół, poi,em wygotował te zioła i wywarem obmył zabitego.Żelazny Laczy przebudził się.Był siedem razy piękniejszy niż przedtem.Tylko okazało się, że kiedy Tatos z nim galopował, jeden kawałek wypadł z zawiniątka — a było to prawe ramię zabitego.Cóż by był wart rycerz bez prawego ramienia? Ale król wężów zaraz wprawił mu nowe ramię ze złota i kości słoniowej.Laczy wyruszył po raz drugi na ratunek siostry i braci.Kiedy był już blisko zamku smoka o dwunastu głowach, Tatos zamienił go w konia i koń-Laczy wbiegł na podwórzec zamkowy.Żona smoka domyśliła się zaraz jakichś czarów, ale nie poznała w tym koniu królewicza.Zawołała męża i zaczęła się naprzykrzać:—' Ach, och, z pewnością umrę, jeżeli nie zjem wątroby tego konia.Smok skinął ogonem i słudzy jego natychmiast pochwycili konia, żeby go zabić.Przechodziła właśnie obok królewna w gwiaździstej sukience i zawołała:— Jakże mi cię żal, biedaku! Jaka szkoda, że cię mają zabić.— Jeżeli naprawdę litujesz się nade mną — zarżał koń — to zbierz ziemię, na którą padną pierwsze dwie krople mojej krwi i rzuć tę ziemię do ogrodu smoka.Królewna zrobiła to, o co prosił.Przez noc wyrosła w ogrodzie smoka jabłoń ze złotymi jabłkami.Kiedy żona smoka ją zobaczyła, znowu zaczęła się napierać:— Ach, och, z pewnością umrę, jeżeli mi nie ugotują śniadania na ogniu z drzewa tej jabłonki.Smok skinął ogonem i natychmiast słudzy jego pobiegli po siekiery, żeby zrąbać jabłoń.Królewna w gwiaździstej sukience przechodziła tamtędy i zawołała :— Biedna jabłonko, jakże mi cię żal! Jaka szkoda, że mają cię zrąbać.— Jeżeli naprawdę litujesz się nade mną — zaszumiała jabłoń — to podnieś dwie pierwsze drzazgi, które upadną spod siekiery, i wrzuć je do stawu smoka.Królewna zrobiła to, o co prosiła jabłoń.Następnego rana pływała w stawie śliczna złota rybka.Żona smoka zaraz ją wypatrzyła.Pobiegła do męża i dalejże nudzić:— Ach, och, z pewnością umrę, jeżeli nie będę miała tej rybki w moim pokoju.Smok chętnie byłby jej dogodził, ale nikt nie mógł złowić rybki, tak zwinnie uciekała.Smok pływał ze wszystkich najlepiej, więc postanowił sam ją złowić.Odpasał zardzewiały miecz, żeby mu nie zawadzał.Zdjął brudną koszulę, żeby nie dotknęła wody.Złożył je na brzegu i wszedł do stawu.Złota rybka natychmiast wyskoczyła na ląd.Otrząsnęła się z wody — i zamiast niej stanął Żelazny Laczy.W jednej chwili zarzucił na siebie koszulę, wyciągnął miecz z pochwy.Żona smoka poznała go i ze strachu uciekła na miotle.Smok także go poznał.Przypomniało mu się, że kiedy Laczy miał być zabity, wtedy poprosił, żeby go przywiązano do jego konia.,,Widać to pomaga, przecież królewicz żyje", pomyślał smok.Bał się, że przyszła teraz jego ostatnia godzina, więc poprosił :— Ja ciebie przywiązałem do twojego konia, to teraz ty mnie przywiąż do mojego, jeżeli mnie zabijesz — poprosił.Laczy jednym ciosem miecza odrąbał dwanaście łbów potwora, a cielsko uwiązał na grzbiecie olbrzymiego konia, który stał w stajni smoka.Koń wybiegł z zamku i nie wrócił już nigdy.Żelazny Laczy co prędzej uwolnił braci z wędzarni.Uschli tam i sczernieli od dymu, ale żyli jeszcze.Zawiózł ich do króla wężów; pojechała także z nimi ich siostra, królewna w gwiaździstej sukience.Laczy bardzo się zdziwił, kiedy zobaczył, że obok króla wężów siedzi prześliczna panienka z gwiazdką na czole.Król wężów uśmiechnął się i powiedział:— To jest moja córka, którą uratowałeś z płomieni.Król wężów uzdrowił obu braci, a Żelazny Laczy ożenił się z jego córką i żyli z sobą szczęśliwie.Może nawet żyją jeszcze — jeżeli nie pomarli.MALUTKI BEBEŁEŻyła sobie kiedyś para Żydów staruszków, którzy się martwili, że nie mają dzieci.Raz poszedł staruszek do pracy, a staruszka została w domu, żeby ugotować obiad.Przebierała fasolę na zupę i tak wzdychała:— Aj, żebyśmy to mieli synka, chociażby najmniejszego ze wszystkich synków na świecie! Aj! żebyśmy mieli takie słodkie dziecko, chociażby malutkie jak ziarenko fasoli!Tak powiedziała staruszka — i patrzcie! — fasolce od razu wyrosły nóżki i rączki i głowa.Fasolkowe dziecko powiedziało cieniutkim głosikiem:— Jestem Bebełe, będę twoim synkiem'.Staruszka tak się ucieszyła, jakby jej się urodziło duże dziecko.Uszyła dla Bebełe koszulkę i majteczki takie maciupeńkie, jak tylko możecie pomyśleć.Ugotowała szczyptę kaszy w naparstku i nakarmiła swojego synka.Potem namoczyła fasolę i zaczęła zbierać się do drogi.— Dokąd chcesz iść, mamo? — zapytał Bebełe.Staruszka odpowiedziała:.“.— Twój tata szyje u krawca, zaniosę mu śniadanie do pracowni.— Ja sam zaniosę mu śniadanie — zawołał Bebełe.— Synku, jak ty zaniesiesz śniadanie, kiedy jesteś taki malutki?— To nic, że jestem malutki.Zaniosę tacie śniadanie, tylko mi powiedz, mamo, którędy się tam idzie.Staruszka mu wytłumaczyła.Wzięła malutki spodeczek, położyła na nim kawałeczek faszerowanej ryby, zawiązała to wszystko w chusteczkę i dała Bebełe.Bebełe wziął węzełek na ramię i pobiegł ścieżką.Po drodze spotkał starego Żyda, żebraka.Żebrak był smutny.Siedział na wielkim kamieniu, miał dziurawą jarmułkę na głowie i chałat w dole cały obstrzępiony [ Pobierz całość w formacie PDF ]