RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chcesz sobie dwurzędówkęrobić?- Mogłaby być dwurzędówka.Tylko nie mam dobregokrawca.- Ja ci dam krawca.Szyje pierwsza klasa.Drogo bierze, alejak cię zaproteguję, to ci coś opuści.- Gdzie on mieszka? - spytał Pakuła.- Na Woronicza.- Gdzież to jest ta Woronicza?- Nie wiesz? Na Mokotowie.Tam zaraz koło Komendy Milicji.- O rany, ale to kawał drogi.- Nie tak znowu daleko.Wsiądziesz na Marszałkowskiej wosiemnastkę i zajedziesz na samo miejsce.- A jak się ten krawiec nazywa?- Krzywulski Genek.No to słuchaj - zaproponował Pakuła.- Jutro, zdaje się, masz kurs na Mokotów.Podrzucisz mnierazem z tym materiałem i przedstawisz mnie swojemukumplowi.Gawron skinął głową.- Dobra.Może być i tak.Zaprowadzę cię do niego, a pózniejjuż sam sobie obgadasz fason.Ja nie będę miał dużo czasu.Na drugi dzień z samego rana Pakuła czekał w umówionymmiejscu.Gawron przyjechał punktualnie.- No, ładuj się, Waciu - krzyknął z szoferki.- Szkoda czasu.- A zastaniemy go w domu? - spytał Pakuła.- Oczywiście.Tego dziecioroba zawsze w domu możnazastać.%7łona go pilnuje, na krok go od siebie nie puszcza.Krzywulski rzeczywiście był w domu.Bez marynarki, wrozpiętej kamizelce stał przy stole i kroił czarny garnitur.Naszyi, obyczajem krawców, przewieszony miał centymetr.Powstępnych powitaniach Gawron powiedział:- Przyprowadziłem ci, Genek, klienta.Podszykuj muubranko na medal i skóry z niego za bardzo nie zedrzyj.Tomój kumpel.Tak jakbyś dla mnie robił.Rumianą twarz krawca rozjaśnił zawodowy uśmiech.- Przyjaciele naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi.Proszę, może panowie spoczną.Pan szanowny, widzę,przyniósł jakiś materialik.Pakuła rozwinął papier.- Jak się panu podoba?- Aadna wełenka, bardzo ładna, pierwsza klasa.Zlicznygarniturek.Może dwurzędową marynareczkę zrobimy?- Niech będzie dwurzędówka.- No, chłopaki - powiedział Gawron.- Trzymajcie się.Jaspływam.Wpadnij, Wacuś, do mnie wieczorkiem.Pogadamy.Kiedy zostali we dwóch, Krzywulski razno zabrał się do roboty.Wziął miarę, zapisał w grubej książce, podałklientowi żurnale i z uprzejmym uśmiechem czekał nadecyzję.Kiedy wybrali model, ustalili cenę i datę pierwszejprzymiarki, Pakuła poczęstował krawca papierosem.Spytał:- Pan warszawiak?- Nie.Ja przyjechałem z Białegostoku.- Niedawno?- Niedługo będzie dwa lata.- No i ładnie się pan już urządził.Mieszkanko w nowychblokach, telewizor widzę, piękne radio.Nie ma to jak byćkrawcem.- Oj - westchnął Krzywulski.- Tak się tylko zdaje.Ciężkizawód, bardzo ciężki.Teraz mało kto robi sobie ubrania naobstalunek, przeważnie gotowe kupują, a te podatki.Zadzwięczał dzwonek.Krawiec powiedział:- Przepraszam - i wybiegł do przedpokoju.Pakuła zajrzał przez uchylone drzwi.Zobaczył czapkęlistonosza.Posłyszał zakatarzony głos:- Znowu liścik z Ameryki dla pana.Proszę pokwitować, otu.Będą dolarki, będą, he, he, he.Dziękuję uprzejmie.Dowidzenia.Kiedy Krzywulski wrócił do pokoju, Pakuła siedział w fotelu iz obojętnym wyrazem twarzy palił papierosa.Wstał.- Miło sobie pogadać, ale na mnie już czas.Trzeba trochępopracować.Więc w przyszły piątek do miary?- Tak.W przyszły piątek.Moje uszanowanie.Pakuła wolno schodził po schodach.Nie był zadowolony zwizyty u Krzywulskiego.Właściwie nic się konkretnego niedowiedział.List z Ameryki? Każdy może mieć krewniaka wAmeryce i dostawać od niego listy.Listonosz mówił o dolarach.Widocznie już nieraz Krzywulski otrzymywał przekazy nadolary.To też niczego nie dowodzi.Wszystko właściwie było wnajzupełniejszym porządku, a jednak Pakuła czuł w tymprzymilnie uśmiechniętym krawcu potencjalnego przestępcę.Nie potrafił tego oczywiście uzasadnić logicznie.Po prostuintuicja, jakiś szósty zmysł.Zresztą już sam fakt, iż Krzywulski przyjaznił się z takim typem jak Gawron nie najlepiej o nimświadczył.Jak dowiedzieć się czegoś o tym facecie? Kto mógłmu o nim dostarczyć trochę informacji? Pakuła myślał,zastanawiał się i nic mu nie przychodziło do głowy.Pomógł muprzypadek.Kiedy wyszedł na ulicę, zauważył stojącą taksówkę.Szoferanie było przy kierownicy.Dopiero po dłuższej chwili wyszedł zbloków, w których mieszkał Krzywulski.Wykałaczką dłubał wzębach.Nietrudno było odgadnąć, że przyjechał do domu nadrugie śniadanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl