[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z początku myślał, że się pomylił i zabłądził w świetle księżyca.Nie.To był ten sam dąb.Ten, pod którym zostawił gwiazdę. Halo! zawołał.Zwietliki i robaczki świętojańskie połyskiwały żółcią i zielenią w krza-kach i wśród gałęzi drzew.Nikt nie odpowiedział i Tristranowi ścisnął się nagle żołądek.Halo? powtórzył.A potem przestał wołać, bo nie miał mu kto odpowiedzieć.Puścił snopek i kopnął go gniewnie.Była na południowy zachód od niego.Poruszała sięszybciej, niż on zdołałby iść.Ruszył za nią w jasnych promieniach księżyca.Czuł się niemądryi otępiały, dręczył go wstyd, żal i poczucie winy.Nie powinien zdejmować łańcuszka.Trzebabyło przywiązać go do drzewa albo zmusić gwiazdę, by poszła z nim do wioski.Myśli te prze-latywały mu przez głowę, lecz w duchu słyszał też inny głos, mówiący, że gdyby tym razem niezdjął łańcucha, zrobiłby to wkrótce, a wtedy i tak by mu uciekła.156Zastanawiał się, czy kiedykolwiek zobaczy gwiazdę.Coraz bardziej zagłębiał się międzydrzewa, potykając się o korzenie.Gęsta kopuła liści przysłoniła księżyc i po tym jak Tristrankilkakrotnie o mało się nie przewrócił, zrezygnował z walki.Położył się pod drzewem, oparłgłowę na torbie i zamknął oczy, użalając się nad sobą, póki nie zasnął.* * *Na skalnej przełęczy na najdalej wysuniętym na południe zboczu Góry Brzucha królowaczarownic ściągnęła wodze zaprzężonego w kozły rydwanu.Zatrzymała go, węsząc w mroznympowietrzu.Na niebie nad jej głową lśniły tysiące gwiazd.Jej czerwone, jakże czerwone, wargi wygięły się w uśmiechu tak pięknym i radosnym, peł-nym czystego, absolutnego szczęścia, że jego widok zmroziłby wam krew w żyłach. No proszę rzekła. Zmierza wprost ku mnie.A wiatr na przełęczy zawył tryumfalnie, jakby w odpowiedzi na jej słowa.* * *Primus siedział przy dogasającym ognisku.Jego ciało, okryte grubą, czarną szatą, zadrżało.Jeden z karych koni zarżał cicho nie wiadomo, czy się przebudziwszy, czy przez sen poczym znów zamilkł.Primus czuł na twarzy dziwne zimno.Tęsknił za swą gęstą brodą.Patykiem157wyciągnął z żaru glinianą kulę, splunął na dłonie, po czym rozbił gorącą glinę; w powietrzurozeszła się słodka woń mięsa jeża, który piekł się wolno w żarze, kiedy Primus spał.Powoli zjadł śniadanie, wypluwając do ogniska drobne kostki, gdy tylko ogryzł je do gołegoz mięsa.Przekąsił jeża kawałkiem twardego sera i przepłukał gardło kwaśnym jak ocet białymwinem.Gdy skończył się pożywiać, otarł dłonie w szatę i rzucił runy, by odnalezć topaz przeka-zujący władzę nad górskimi miastami i rozległymi ziemiami Cytadeli Burz.Przez chwilę zezdumieniem wpatrywał się w małe kwadratowe, czerwone granitowe płytki.Pozbierał je, po-trząsnął w dłoni, ponownie rzucił na ziemię i spojrzał.Potem splunął w żar.Odpowiedział muleniwy syk.Zebrał płytki i schował w wiszącej u pasa sakiewce. Porusza się szybciej, dalej rzekł do siebie.Wysikał się na resztki ogniska, był bowiem w dzikim kraju, a w owych krainach roiło się odbandytów, hobgoblinów i jeszcze gorszych istot.Nie miał najmniejszego zamiaru zdradzać imswej obecności.Zaprzągł konie do powozu, wdrapał się na kozioł i ruszył na zachód, w stronęlasów i rozciągających się za nimi gór.158* * *Dziewczyna trzymała się mocno szyi jednorożca, pędzącego przez mroczny las.Promienie księżyca nie docierały między drzewa, lecz jednorożec lśnił i migotał słabymświatłem, niczym księżyc.Dziewczyna także połyskiwała i świeciła, jakby zostawiała za sobąchmurę świetlistego pyłu.I gdy tak pędziła wśród drzew, obserwator, który oglądałby ją z daleka,ujrzałby, jak rozbłyska i przygasa, rozbłyska i przygasa, niczym maleńka gwiazda.Rozdział szóstyCo powiedziało drzewoTristran Thorn śnił, że siedzi na jabłoni, podglądając przez okno Victorię Forester, którawłaśnie się rozbierała.Gdy zdjęła suknię, odsłaniając obfitą halkę, Tristran poczuł jak gałązugina mu się pod stopami, a potem runął dół, w mrok rozświetlony promieniami księżyca.Spadał na księżyc.A księżyc mówił do niego: Proszę szeptał głosem przypominającym nieco głos jego matki. Chroń ją.Chrońmoją córkę.Chcą ją skrzywdzić.Zrobiłem już wszystko, co mogłem.160Być może księżyc powiedziałby mu więcej i może nawet to zrobił, lecz nagle stał się mi-gotliwym odbiciem w wodzie, daleko w dole, a potem Tristran poczuł, że po twarzy chodzi mumały pająk.Oprócz tego zdrętwiał mu kark.Uniósł dłoń i ostrożnie zrzucił pająka z policzka.Poranne słońce świeciło mu prosto w oczy.Zwiat wokół był złocisty i zielony. Zniłeś dobiegł gdzieś z góry młody kobiecy głos.Głos ów był łagodny i Tristranusłyszał w nim dziwny akcent, a nad głową szelest bukowych liści. Tak odparł, zwracając się do siedzącej na drzewie nieznajomej śniłem. Ja także miałam sen zeszłej nocy.W moim śnie uniosłam wzrok i ujrzałam cały las.Mię-dzy drzewami wędrowało coś wielkiego.Zbliżało się coraz bardziej i bardziej, i zrozumiałam,co to jest. Umilkła gwałtownie. I co to było? spytał Tristran. Wszystko odparła. To był Pan.Gdy byłam bardzo młoda, ktoś może wiewiórka,bo one są strasznie gadatliwe, albo sroka, czy może zimorodek, jakaś istota powiedziała mi, żedo Pana należy cały las.To znaczy, nie należy w sensie należy.Nigdy nie sprzedałby lasukomuś innemu, nie otoczył go murem ani. Ani nie ściął drzew podpowiedział usłużnie Tristran.Odpowiedziała mu cisza.Zasta-nawiał się, gdzie zniknęła dziewczyna. Halo? zawołał. Halo!161Liście nad jego głową zaszeleściły cicho. Nie powinieneś mówić takich rzeczy. Przepraszam. Tristran nie do końca wiedział, za co właściwie przeprasza. Alemówiłaś, że las należy do Pana. Oczywiście, że tak odparł głos. Nietrudno jest być właścicielem czegoś albo na-wet wszystkiego.Wystarczy wiedzieć, że to twoje, i być gotowym z tego zrezygnować.W tenwłaśnie sposób Pan stał się właścicielem lasu.W moim śnie przyszedł do mnie.Ty także byłeśw moim śnie.Prowadziłeś na łańcuchu smutną dziewczynę.Była bardzo, bardzo smutna.Panrozkazał, bym ci pomogła. Mnie? I sprawił, że poczułam nagłe ciepło i miękki, przyjemny dreszcz w środku, od czubkówliści po koniuszki korzeni.A kiedy się obudziłam, leżałeś tu.Spałeś twardo, z głową opartąo mój pień, chrapiąc jak świniak.Tristran podrapał się po nosie.Przestał szukać kobiety ukrytej w gałęziach buku.Zamiasttego spojrzał uważniej na samo drzewo. Jesteś drzewem rzekł, przekładając swe myśli na słowa [ Pobierz całość w formacie PDF ]