RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rzeczywiście, to cylindryczne pomieszczenie miało ścian-kę z ażurowego aluminium, dla wygody konserwatorów.Rzecz jasna, nikt nie przeby-wał w środku, kiedy silnik pracował.Promieniowanie gamma usmażyłoby nieszczęśni-ka w kilka sekund.Znaczna część załogi maszynowni będzie musiała opanować obsłu-gę zdalnie sterowanych robotów, na wypadek gdyby trzeba było dokonać niezbędnychnapraw, nie wyłączając silnika.Był tam olbrzymi zbiornik z wodą  mieszczący jej tyle, co spore jezioro  orazznacznie mniejszy, idealnie kulisty i skrzący się oślepiająco błękitnymi iskrami pojem-nik z antymaterią.Spoglądałem na niego przez jakiś czas, gdy statek recytował techniczne szczegóły,którymi będę mógł zająć się pózniej.Ta błyszcząca kula była naszym biletem do nowe-go życia, które nagle stało się czymś bardzo rzeczywistym.Wolnością zamkniętą w tymciasnym pojemniku.Zrozumiałem, że nie chciałem uwolnić się tylko od irytującej tyranii Człowiekai Taurańczyków.Również od codziennego życia, społeczności i rodziny, których roz-wój obserwowałem przez prawie dwadzieścia lat.Byłem niebezpiecznie bliski tego, bystać się członkiem plemiennej starszyzny  i chociaż teoretycznie byłem najstarszymmieszkańcem naszej planety, wcale nie miałem na to ochoty.Miałem jeszcze dość cza-su i sił, żeby przeżyć kilka przygód.Choćby w charakterze biernego uczestnika, tak jakteraz.Nazwijcie to strachem przed zostaniem dziadkiem.Przyjęciem roli obserwatorai doradcy.Zgoliłem brodę przed wieloma laty, kiedy zaczęły się w niej pojawiać siwepasma.Już widziałem, jak sięga mi do pasa, a ja siedzę w bujanym fotelu na ganku.Marygay trąciła mnie łokciem. Hej! Jest tam kto?  Zaśmiała się. Statek chce zaprowadzić nas na dół.Wężowymi ruchami wróciliśmy do windy.Oczami duszy niemal widziałem już łanyzboża i grządki warzyw, zbiorniki pełne ryb i krewetek.40 Kiedy dotarliśmy na śródokręcie, wysiedliśmy z windy i ruszyliśmy za Człowiekiem,płynąc korytarzem obwieszonym dziełami sztuki, po których znać było upływ lat.Tro-chę wyszliśmy z wprawy w poruszaniu się w próżni, więc wciąż wpadaliśmy na siebiei potrącaliśmy się, zanim przytrzymując się uchwytów zdołaliśmy sformować w miaręporządny szyk.Cylinder na  rufie był identyczny jak ten, który przed chwilą opuściliśmy, ale wyda-wał się większy, ponieważ nie było w nim niczego, co miałoby znajome rozmiary.Pra-wie całą ładownię zajmowały kadłuby pięciu statków ratunkowych  myśliwców zmo-dyfikowanych tak, aby mieściły po trzydziestu ludzi.Mogły poruszać się z prędkościąrówną zaledwie jednej dziesiątej prędkości światła (i z taką też potrafiły wyhamować),lecz do ich układów podtrzymywania życia należały pojemniki hibernacyjne, w któ-rych ludzie mogli przetrwać wieki.Mizar i Alcor znajdują się w odległości trzech latświetlnych od siebie, tak więc kiedy statek latał między nimi tam i z powrotem, podczaskażdego kolejnego kursu zamkniętym w pojemnikach ludziom przybywało trzydzieścilat.A oni nawet tego nie zauważali.Poprosiłem statek o uwagę. Jaka jest górna granica czasowa takiego lotu, jakiego plan ci podałem? Kiedy prze-kroczymy limit? Tego nie da się zdefiniować  odparł. Każda kabina hibernacyjna będzie dzia-łała tak długo, dopóki nie zawiedzie jakaś jej istotna część.Ich działanie jest oparte nasuperprzewodnictwie, więc nie wymagają żadnego zasilania, przynajmniej przez kilka-dziesiąt tysięcy lat.Wątpię jednak, aby te systemy wytrzymały dłużej niż tysiąc lat, czy-li podróż na odległość stu lat świetlnych.A nasza wyprawa ma potrwać zaledwie niecodłużej niż trzy lata świetlne.To zabawne, że maszyna użyła takiego romantycznego określenia jak  wyprawa.Została dobrze zaprojektowana by dotrzymywać towarzystwa bandzie uciekinieróww średnim wieku.Na dziobie, na końcu cylindra, znajdowała się równa sterta modułów mieszkalnychpozostałych po wojnie  rodzaj awaryjnego zestawu ratunkowego do wykorzystaniana jakiejś planecie.Wiedzieliśmy, że światy podobne do Ziemi wcale nie są rzadkością.Jeśli statek nie mógł wykonać przejścia kolapsarowego i wrócić do domu, te moduły da-wały ludziom szansę stworzenia nowej ojczyzny.Nie wiedzieliśmy, czy kiedykolwiek taksię stało.Pod koniec wojny doliczono się czterdziestu trzech zaginionych krążowników.Niektóre z nich wykonywały misje w tak odległej przyszłości, że już nigdy nie otrzyma-liśmy od nich żadnych wieści.Ja moje ostatnie zadanie wykonywałem w Wielkim Obło-ku Magellana, w odległości stu pięćdziesięciu tysięcy lat świetlnych od Ziemi.Większość pozostałej powierzchni ładowni zajmowały zapasy części, materiałówi narzędzi potrzebnych do odtworzenia niemal wszystkiego w części mieszkalnej stat-41 ku.W pobliżu miejsca, gdzie wisieliśmy w powietrzu, znajdowały się same narzędzia,niektóre tak prymitywne jak kilofy, łopaty czy widły, a inne skomplikowane, o niewia-domym przeznaczeniu.Gdyby coś nawaliło w napędzie lub systemach podtrzymywa-nia życia, nikt nie zajmowałby się niczym innym, dopóki awaria nie zostałaby usunięta albo dopóki nie usmażylibyśmy się lub zamarzli.(Ci z nas, którzy mieli odpowiednie przygotowanie zawodowe lub naukowe, mie-li zacząć przyspieszony trening na ASSB  akceleratorowym symulatorze sytuacji bo-jowych  co nie jest równie dobre jak szkolenie w czasie rzeczywistym, ale pozwalaszybko przyswoić mnóstwo wiadomości.Niezbyt cieszyła mnie myśl, że gdyby napraw-dę coś zepsuło się w napędzie  zużywającym więcej energii niż wyzwolono podczasjakiejkolwiek wojny na Ziemi  wtedy odpowiedzialna za jego naprawę osoba będziewłaściwie żywym, chodzącym podręcznikiem, doskonale pamiętając procedury wyko-nywane przez jakiegoś martwego od stuleci aktora).Kiedy wracaliśmy korytarzem, Człowiek popisywała się swoim doświadczeniemw stanie nieważkości, zwinnie obracając się i koziołkując w powietrzu.Miło popatrzeć,kiedy czasem zachowują się jak ludzie.Przed powrotem do Centrusa mieliśmy kilka godzin czasu, żeby pokręcić się i wszyst-ko obejrzeć.Marygay i ja próbowaliśmy odnalezć ślady jej życia na statku, ale bardziejprzypominało to zwiedzanie miasta duchów, niż wskrzeszanie wspomnień.Weszliśmy do ostatniej kabiny, którą zajmowała, czekając na mnie.Powiedziała, żenigdy by jej nie poznała.Następny lokator pomalował ściany w jaskrawe geometrycz-ne wzory.Kiedy mieszkała tu Marygay, ściany były kobaltowe niebieskie, obwieszone jejobrazami i szkicami.Teraz już rzadko malowała, ale przez te lata, które spędziła tu, cze-kając na mnie, stała się dojrzałą artystką.Czekała z utęsknieniem, kiedy dzieci opuszcządom i będzie mogła wrócić do malowania.A niebawem Bill i Sara mogą znalezć się całelata świetlne od rodzinnego domu. To cię zasmuca  powiedziałem. Tak i nie.To nie były złe lata.Ten statek był czymś trwałym w moim życiu.Za-wierałam przyjaznie, a potem ci ludzie opuszczali statek i za każdym razem, kiedy od-wiedzałam Middle Finger, byli sześć, dwanaście lub osiemnaście lat starsi, a potem mar-twi. Wskazała na wyschnięte pola i nieruchome wody. To było moją ostoją.Dlate-go ten widok trochę mnie teraz niepokoi. Wkrótce wszystko będzie jak dawniej. Jasne. Oparła dłonie na biodrach i rozejrzała się wokół. A nawet lepiej. 8Oczywiście, nie wystarczyło zakasać rękawy i pociągnąć wszystko farbą.Człowiekprzydzielił nam jeden kurs promu na pięć dni, więc musieliśmy starannie zaplanować,co i kogo przewiezć.Teraz powinniśmy zdecydować  kogo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl