RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lubiły też prze­trząsać najrozmaitsze korytarze i ciemne lochy pałacu oraz setki ciemnych pokoików, ale nigdy nie potrafiły zapamiętać sobie, co już zwiedziły, a czego jeszcze nie zdążyły zwiedzić; przeto wałę­sały się wszędzie na oślep, bądź pojedynczo, bądź parami, bądź nawet całą gromadą, zapewniając się wzajem, że zachowują się zupełnie jak ludzie.Pijąc wodę ze zbiorników, zawsze musiały zmącić ją i zbrudzić aż do dna, po czym — stoczywszy o nią wiele krwawych bójek — wybiegały bezładną zgrają, wrzeszcząc prze­raźliwie:i—i W całej dżungli nie ma plemienia tak mądrego, obyczajnego, grzecznego, łagodnego i potężnego jak bandar-log!Potem znów szło to samo — na odwyrtkę — póki na koniec mał­pom nie sprzykrzył się pobyt w mieście.Wówczas wracały na wierzchołki drzew i znów starały się zwrócić na siebie uwagę Plemion Dżungli.Mowgli, który wychował się podług Praw Dżungli, nie rozumiał tego małpiego trybu życia i nie znajdował w nim upodobania.Gdy małpy przywlokły go do Chłodnych Legowisk, było już dość późno i Mowgli miał szczerą ochotę zdrzemnąć się po tak długiej podróży — cóż, kiedy małpięta nie dały mu odpocząć! Wzięły się za ręce i jęły tańczyć wokół chłopca, wyśpiewując przy tym co najgłupsze piosenki.Jedna z nich palnęła mówkę, ogłaszając towarzyszkom, że pojmanie Mowgliego jest początkiem nowej ery w dziejach plemienia bandar-log.oto bowiem Mowgli po­każe im, jak należy splatać patyki i trzciny, by zrobić z nich ochronę od deszczu i zimna.Mowgli zerwał kilka pnących się łodyg i wziął się do roboty.Małpy zrazu starały się naśladowaćkażdy ruch jego — ale w parę cliwil potem, straciwszy ochotę do tego zajęcia, poczęły targać się wzajem za ogony, pokaszliwać, wskakiwać jedna na drugą i fikać koziołki.— Chciałbym co zjeść — odezwał się Mowgli.— W tej połaci dżungli znalazłem się po raz pierwszy.Przynieście mi coś do jedzenia albo pozwólcie, bym tu zapolował.Dwadzieścia albo trzydzieści małp skoczyło w te pędy, by przy­nieść mu orzechów i dzikiej papa wy.Po drodze jednak zaczęły bić się z sobą, pogubiły owoce i nie zadały sobie nawet trudu, by z ich resztką powrócić do chłopca.Mowgli był równie głodny, jak gniewny i zmęczony.Począł błąkać się po bezludnym mieście, rzucając od czasu do czasu Łowieckie Hasło Przybyszów.Nikt nie odpowiadał, toteż Mowgli wrychle zrozumiał, że dostał się w nader kiepskie środowisko.„Okazuje się, że prawdą było wszystko, co Baloo mówił o bandar-logu! — przemknęło mu przez myśl.— Te powsinogi nie mają ani praw, ani haseł łowieckich, ani kierowników.Jedyną rzeczą, jaką u nich zauważyć można, jest ta ciągła paplanina bez sensu, ustawiczne natręctwo, dokuczliwość oraz nieposzanowanie cudzej własności.Jeżeli "więc zginę z głodu albo też z ich drobnych, zło­dziejskich rączek, cała wina będzie po mojej stronie.Trzeba wszakże spróbować, czy mi się jakoś nie uda wrócić do mej rodzin­nej kniei.Baloo z pewnością wyłoi mi skórę.ale wolę już to skórobicie niż przestawanie z plemieniem bandar-log.niż bez­celową gonitwę za listkami różokrzewów!"Poszedł więc w stronę murów miejskich, chcąc wydostać się na zewnątrz.Ale małpy, spostrzegłszy to, rzuciły się ku niemu i zawróciły go z drogi, czyniąc mu wyrzuty, iż nie umie ocenić należycie swego szczęścia, oraz szczypiąc go zawzięcie, celem obu­dzenia w nim uczucia wdzięczności.Zacisnął zęby i nie mówiąc już ani słowa, podążył z rozwrzeszczaną hordą na taras, pod któ­rym znajdowały się cysterny z czerwonego piaskowca, do połowy napełnione wodą.Pośrodku tarasu wznosiła się biała marmurowa altana, zbudowana dla księżniczek zmarłych przed stuleciami, a dziś już sypiąca się w gruzy.Sklepienie tej budowli w połowie zawaliło się i zatarasowało podziemny korytarz, przez który księż­niczki przedostawały się tutaj z pałacu.Ściany były wyłożone płytami z mlecznobiałego marmuru, dzierganymi w przepięknedesenie i nabijanymi suto jaspisem, agatami, chalcedonem i lapis-lazuli; właśnie nad wzgórkiem wzniósł się księżyc i przez rzeźbione otwory zaglądał do wnętrza, rozsnuwając po ziemi cienie podobne do czarnego, aksamitnego haftu.Mowgli, choć obolały na całym ciele, senny i zgłodniały, nie mógł powstrzymać się od śmiechu, gdy małpy — po dwadzieścia naraz — jęły go przekonywać, jak potężne, mądre, wielkie i szlar chętne jest plemię bandar-log i jak niemądrze postąpił zamie­rzając je opuścić.— Jesteśmy wielkie! Jesteśmy swobodne! — wrzeszczały.— Jesteśmy zachwycające! Jesteśmy najznakomitszym plemieniem w całej dżungli! Wszystkie jesteśmy tego zdania, więc musi to być prawdą! Ponieważ zyskałyśmy w tobie nowego słuchacza:, który może zanieść Plemionom Dżungli nasze słowa — by odtąd te Plemiona zechciały zwracać na nas należytą uwagę — przeto opowiemy ci wszystko, co powinieneś wiedzieć o naszych nie-zrównanyeh osobach!Mowgli nie sprzeciwiał się temu, przeto małpy całymi setkami zgromadziły się na tarasie, przysłuchując się mówcom opiewa­jącym chwałę plemienia bandar-log.Ilekroć który z mówców! przerwał, nie czując.już tchu W piersi, cała małpia zgraja darła się chórem wniebogłosy:— To prawda! To prawda! My wszystkie mówimy to samo!Mowgli tylko kiwał głową, mrugał oczyma i przytakiwał, ile­kroć zadano mu jakieś pytanie.Cały ten hałas przyprawiał go wprost o zawrót głowy.„Chyba pokąsał je szakal Tabaqui, że tak do cna poszalały! Tak jest, niewątpliwie ogarnęło je szaleństwo — dewanee.Czyż one nigdy nie sypiają? Oho, właśnie jakaś chmura zaczyna prze­słaniać księżyc.O ile potrafi go całkiem zasłonić, spróbuję czmychnąć w ciemności.Ależ jestem piekielnie zmęczony!"Tej samej chmurze przyglądali się w tejże chwili obaj zacni sprzymierzeńcy Mowgliego, przyczajeni w zasypanej na poły fosie u stóp muru miejskiego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl