[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale opróżniła wy-dłużony magazynek uzi nie spowodowawszy wybuchu, choć na pewno przedziurawi-ła zbiornik.Odrzuciła na ziemię broń, otworzyła tylne drzwi buicka i chwyciła z przedniego sie-dzenia drugi uzi z pełnym magazynkiem.Wzięła też trzydziestkę ósemkę, nie odrywa-jąc oczu od toyoty na dłużej niż jedna czy dwie sekundy.Teraz żałowała, że Stefan niezostawił jej trzeciego automatu.Z drugiego samochodu, sześćdziesiąt jardów dalej, jeden z bandytów otworzył ogieńz broni automatycznej i teraz nie było już wątpliwości, kim są.Kiedy Laura kucnęła,269opierając się o bok buicka, kule grzmotnęły w otwartą klapę bagażnika, wybiły tylnąszybę, rozerwały błotniki, odbiły się od zderzaka, od otaczających skał z ostrym krrak ,wznosząc pióropusze białego, sypkiego jak puder piasku.Usłyszała, jak parę pocisków przecięło powietrze blisko jej głowy śmiertelny, wy-soki, cichy jęk i zaczęła cofać się w kierunku maski buicka, nie odklejając się odwozu, starając jak najmniej wystawiać się na kule.Po chwili dotarła do Chrisa, któryprzytulił się do metalowej kraty na chłodnicy samochodu.Bandyta przy toyocie przerwał ogień. Mamo? powiedział ze strachem w głosie Chris. Nic się nie martw powiedziała, starając się, aby zabrzmiało to przekonywająco. Stefan wróci najpózniej za pięć minut, kochanie, a ma jeszcze jeden uzi, to wyrów-na nasze szansę i to bardzo.Nic nam nie będzie.Musimy ich tylko powstrzymać przezparę minut.Tylko parę minut.15.Pas Kokoschki przeniósł Stefana do instytutu w mgnieniu oka.W bramie Kriegerpojawił się z otwartym maksymalnie zaworem cylindra vexxonu, ściskając uchwyti spust tak mocno, że ręka zaczęła go boleć.Ból zrobił już pierwsze kroki w wędrówcew górę ramienia i wewnątrz zranionego barku.Z półmroku beczki mógł zobaczyć tylko mały fragment laboratorium.Dojrzał prze-lotnie dwóch mężczyzn w czarnych garniturach, zaglądających w odległy koniec bra-my.Przypominali agentów gestapo wszyscy, skurwysyny, wyglądali, jakby rozmno-żyli się przez klonowanie z tego samego egzemplarza fanatyka i degenerata.Poczuł ulgępomyślawszy, że mają gorszą niż on widoczność przez chwilę przynajmniej wzięli goza Kokoschkę.Ruszył do przodu, z hałaśliwie syczącym kanistrem vexxonu, trzymanym przed sobąw lewej ręce i pistoletem w prawej, zanim w laboratorium ktokolwiek zrozumiał, żew bramie pojawiła się śmierć.Upadli na podłogę, poniżej bramy i gdy Stefan zszedł dolaboratorium, wili się w agonii.Wyrzucali gwałtownie wymiociny.Krew biła im z noz-drzy.Jeden leżał na boku, kopiąc nogami i trzymając się za gardło, drugi embrionalnieskulony z palcami zgiętymi jak szpony, potwornie rozrywając sobie oczy.W pobliżu ta-blicy programującej bramę trzech mężczyzn w kitlach laboratoryjnych Stefan ichznał: Hoepner, Eicke i Schmauser upadło na podłogę.Okaleczali się jak w szaleń-stwie czy w ataku wścieklizny.Cała umierająca piątka usiłowała krzyczeć, ale ich gardław jednej chwili tak wyschły, że byli zdolni tylko do szarpiących serce, przeciągłych ję-ków, brzmiących jak kwilenie małych, torturowanych stworzeń.Stefan stał pośród nichnie draśnięty, ale przerażony i wstrząśnięty.W trzydzieści sekund już nie żyli.270Użycie vexxonu przeciw tym ludziom było aktem okrutnej sprawiedliwości, gdyżbyli to ci sami naukowcy, którzy popierani przez nazistów w 1936 roku stworzyli pierw-szy syntetyczny gaz paralityczno-drgawkowy, organiczno-fosforatowy ester zwany ta-bun.Wszystkie następnie produkowane gazy te, które zabijały poprzez zakłóceniedziałania elektrycznych impulsów nerwowych miały swój początek w tej pierw-szej, chemicznej substancji.Również vexxon.Ci ludzie z 1944 roku zostali zabici broniąz przyszłości, ale był to gaz, który swoje istnienie zawdzięczał nienormalnemu, hołdu-jącemu śmierci społeczeństwu.Jednakże Stefan nie czuł satysfakcji na widok tych pięciu zgonów.Widział w swoimżyciu tyle zabijania, że nawet eksterminacja winnych dla ratowania niewinnych, nawetmorderstwo w służbie sprawiedliwości, brzydziło go.Ale nie miał wyboru.Położył pistolet na stole laboratoryjnym.Zrzucił uzi z ramienia i położył obok.Z kieszeni dżinsów wyjął parę zwojów drutu i użył ich do zablokowania spustu cy-lindra w pozycji, w jakiej otwierał zawór.Wyszedł na korytarz parteru i postawił cylin-der na środku.Za parę minut gaz rozprzestrzeni się po całym budynku, poprzez klatkischodowe, szyby wind i drogi wentylacyjne.Zdumiało go, że działa tylko oświetlenie korytarza.Wszystkie pracownie na parte-rze wyglądały na opuszczone.Pozostawił otwarty kanister z gazem i wrócił do główne-go laboratorium, by na tablicy programującej odczytać datę i dokładny czas, w jakimprzyniósł go tu pas Kokoschki.Było jedenaście minut po godzinie dziewiątej, wieczór16 marca.To był wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności.Stefan spodziewał się powrócić doinstytutu w czasie, w którym większość pracowników z których jedni zaczynali pra-cę już o szóstej rano, a inni zostawali aż do ósmej wieczór przebywała na miejscu.Tooznaczałoby co najmniej sto ciał porozrzucanych po trzypiętrowym budynku, a kiedyby je znaleziono, stałoby się oczywiste, że tylko Stefan Krieger mógł być za to odpowie-dzialny.Zdano by sobie sprawę, że powrócił nie po to, by zabić część personelu, lecz kie-rowany innym zamysłem, a to spowodowałoby szeroko zakrojone dochodzenie w celuwykrycia istoty jego zamierzeń i naprawienie wyrządzonego przez niego zła.Ale teraz,kiedy budynek jest prawie pusty, będzie mógł pozbyć się tych paru ciał w sposób, któryzamaskuje jego obecność, a podejrzenia zwróci na tych nieżywych ludzi.Po pięciu minutach cylinder vexxonu był pusty, gaz rozszedł się po gmachu, nie do-tarłszy tylko do dwóch przedpokoi dla straży, przy frontowym i tylnym wejściu, któ-rych wentylacja nie łączyła się z centralnym systemem [ Pobierz całość w formacie PDF ]