[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spośród mieszkańców mało komu udało się uratować.Wielu wzięto do niewoli, jeszcze więcej wybito.Martwe ciała starannie poukładano, przygotowano do pochówku - widać było, że zabijano bez pośpiechu, ze smakiem.- Robota Hazgów - wyrzucił z siebie Torin, gdy wypaliły się ostatnie pogrzebowe stosy.- To są ich stare ziemie i oni je „oczyszczają”.- To trzeba by udowodnić - rzucił hobbit, czując się nieco dotknięty; Hazgowie byli dobrymi towarzyszami podczas ich wyprawy z Otonem.Dymy pożarów powoli zaczęły zaciągać północny i północno-zachodni skraj horyzontu.Na wschodzie, gdzie znajdowały się ziemie uważane przez Hazgów za własne, dymów nie było.„Co to jest, gdzie są Arnorczycy?” - W obozie powszechne stały się niespokojne rozmowy.Armia szła niemal na oślep.Powiadano, że zwiadowcy wychodzą z obozu i często nie wracają; niektórzy stali się ponurzy i zasępieni, chociaż, jak i wcześniej, nie udawało się nikomu wyciągnąć z nich ani jednego słowa.Zbliżała się przeprawa Tharbadzka, ale nikt nie potrafił powiedzieć, gdzie jest przeciwnik.Król polecił lepiej chronić tyły.Siódmego dnia nocą do obozu dotarł zmęczony goniec.Wieść o jego przybyciu rozniosła się z szybkością błyskawicy - ludzie poderwali się, dowódcy pułków pospieszyli ku namiotowi króla.Za jakiś czas wrócili nachmurzeni i nierozmowni; w wojskach Południowego Królestwa obowiązywała zasada: każdy ma wiedzieć tylko tyle, ile należy mu się z racji stanowiska.Szeregowym nie wyjaśniano niczego.Wieści, jak zwykle, przyniósł nieposkromiony Atlis.Książę Etchelion wzywał wojownika do swego oddziału, ale Atłis nie chciał rozstać się z przyjaciółmi.Wróciwszy od księcia, opowiadał:- Etchelion również nie jest zbyt rozmowny, ale co nieco wyciągnąłem.Olmer wali na północ, już starł się z Arnorczykami i chyba ich gniecie.Król nakazał kawalerii, by szła naprzód.Jeśli armia Namiestnika nie wytrzyma, z nami też będzie krucho.Piechota idzie z tyłu, powinien do niej dołączyć Eodrein z Rohirrimami.Olmer przebył Gwathlo! Tharbad jest okrążony, ale posłańcy króla spieszą do Morii wzywać krasnoludy.Książę chciał, żebym poszedł z nim - rankiem wychodzi z kawalerią - ale odpowiedziałem, że zostanę z wami.Długo przed świtem, zabrawszy ze sobą niemal wszystkie luźne konie, jazda Południowego Królestwa wyruszyła, wyprzedzając piechotę.Jeźdźcy mieli ponure oblicza; oddziały żegnały się w milczeniu.Błyszczące rynsztunkiem konne fale Gondorczyków, uformowawszy bojowe szyki, zniknęły w porannej mgiełce równiny; piesi wojownicy w milczeniu szli ich śladem, wyciągając krok.Zmęczeni przysiadali na wozy.Minął ósmy dzień.Przybyło dwóch wysłanników króla -wydawali się spokojni, nie przywieźli jakichś nadzwyczajnych rozkazów, więc ludzie nieco się uspokoili.Ale wieczorem tego dnia wróg sam odwiedził ich wojsko.Z gęstniejącego mroku nadleciały śmiertelne strzały.Nie obawiając się ognia, na wartowników rzucały się ogromne wilki; rozpaczliwe krzyki zaalarmowały cały obóz; wieloletnie nawyki wojowników pomogły im zareagować - zwarty szyk stanął niemal natychmiast, jak na skinienie magicznej różdżki, ogniska wygasły, a w ciemnościach większość strzał się marnowała.Aż do rana nikt w obozie nie spał, a o świcie królewską armię zaatakowały kolejne pułki Olmera.Wydawało się, że wyrastają spod ziemi; w ciągu niewielu minut cała piechota Północnego Królestwa znalazła się w pierścieniu wroga.Po obu stronach Gościńca powiewały czarno-białe sztandary Wodza.Wpatrując się uważnie w nieruchomo oczekujące sygnału szeregi wrogów, hobbit poznawał znanych z dwóch poprzednich bitew Heggów i Horwarów, jeźdźców wilków i tych, którzy trzymali na długich smyczach straszliwe wilkotygrysy.Jednakże nie było widać ani Easterlingów, ani Angmarczy-ków, ani - tym bardziej - Hazgów.Pojawili się - który to już raz? - nieznani hobbitowi osobnicy, podobni do krasnoludów; mieli przysadziste i krzepkie sylwetki, używali dużych toporów i sześciokątnych wydłużonych tarcz, walczyli pieszo.- Co za historia! - wymamrotał wstrząśnięty Torin.- Jak zręcznie nas wciągnął! To pewnie jedna trzecia jego armii! Czyżby miał zamiar resztą załatwić całą potęgę Zjednoczonego Królestwa?- Nie wiem, ale nas na pewno może próbować wykończyć - mruknął Folko, pospiesznie opuszczając przyłbicę; nieprzyjacielscy łucznicy już naciągali cięciwy.- Torinie, nie stój z odsłoniętą twarzą!Jednakże wróg nie uderzył.Jego hufce stały tak przez cały dzień, tylko z rzadka dowódcy rzucali przed siebie niewielkie oddziały konnych łuczników.Gondorscy strzelcy odpowiadali, i to dość skutecznie - ich łuki były lepsze od wrażych.Folko również nieraz wychodził przed szyk, niemal nie celując obliczał poprawkę.Brzęczała cięciwa, strzała ulatywała, a otaczający hobbita wojownicy krzyczeli radośnie, widząc walącego się z siodła kawalerzystę.Następnego dnia dowódca gondorskiej piechoty zdecydował się na atak.W bukłakach kończyła się woda i za wszelką cenę należało przedostać się do źródeł, do studni przy drodze.Pancerni sformowali czworobok dokoła ustawionych w środku wozów.Wszystkie ruchy Gondorczyków wróg widział jak na dłoni, maskowanie nie miało sensu.I wolno, nie tracąc niepotrzebnie sił, piechota Zjednoczonego Królestwa ruszyła, by wykonać wyłom.Wojownicy Olmera odpowiedzieli strzałami, ale ci łucznicy nie dorastali do pięt Hazgom, Angmarczykom czy nawet Easterlingom.Strzały bezsilnie odskakiwały od kolczug, rzadko przebijały mocne pikowane kapy, jakimi nakryto konie.Przez cały dzień gondorska piechota straciła nie więcej niż piętnastu ludzi i w dodatku byli to sami ranni.Przeciwnik nie przyjął walki.Zwarty szyk Gondorczyków przypominał hird, a o hirdzie, Folko był tego pewien, słyszeli wszyscy w wojskach Olmera.Regularna bitwa oznaczała śmierć odważnego, ale niezorganizowanego i niewyszkolonego wojska Wodza; większość hufców nie przeszła szkoły walki z ciężkozbrojną okolczugowaną piechotą.Przed wieczorem gondorska piechota dotarła do resztek na wpół spalonej, na wpół zburzonej wsi [ Pobierz całość w formacie PDF ]