[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.82Przedsenna trwoga rozjątrzonej wyobrazni na myśl o zjawieniu się Murzyna ocknęła wniej czujność wpółuśpioną.Nie mogąc teraz oto trafić do przeznaczonego dla się pokoju, błą-kała się po mieszkaniu ciemnym; zaś to drżenie już serca samego, które tłuc się poczynało wpiersiach, przyniosło jej nieobjętą trwogę przed złem w myślach, z którego rodzą się upiorywyobrazni.Leny popłoch przed chwilą i jej słowa ostatnie brzmiały jej teraz w uszach jakzgrzytliwe pęknięcie tej struny, na której wygrywała swym przyjaciółkom jakieś niedobrerozmarzenia.Struna pękła w fałsz, stokroć gorszy nizli ten w opowiadaniu rozumiany.Błąkająca się wciąż wśród ciemnych pokojów i tym coraz bardziej podniecona w wy-obrazni, odczuwała głucho niepoimnymi myślami, że wśród tych tu ludzi przybywa wciążtego niepokoju przed złem w myślach i czuciach.Rozpoczęło się to pamięta od rozkoły-sania zmysłów atmosferą dosytu, od tego niestatku ciekawości drażnionej, a skończyło takrychło bezwiednym rojeniem o rozkoszy: wówczas przy stole, gdy oczom przymrużonymzawistnie wydało się, że wszystkie te rozszeptane kobiety kosztowały wszak najsłodszychowoców życia.A ledwo tamci wszyscy od stołu wstali.Powrócił znów ten gwałtowny otrząśchłodu, który starczył za wspomnienia tamtej jednej chwili.Utajone krople marzenia o roz-koszy były w tej zabawie ludzi po salonach i przy stołach biesiadnych.Lecz tam oto, w Lenyalkowie, przed puchowym ołtarzem jej białego ciała domieszane jest już do rozkoszy zaży-cia coś więcej: bo wino ducha, tutaj zaprzepaszczonego! Dawniej słyszana opowieść o samo-bójstwie Woydy stanęła jej upiornie przed oczami.Uchyliwszy drzwi najbliższych, wydała krótki krzyk i rzuciła się w tył.Tam w głębi na tle portiery stał on z swą twarzą czarną i białopołyskliwymi ślepiami on,który wówczas podawał było Woydzie truciznę, on, który dziś tu patrzał na jej grzech. To jest ten bożek pokoju.zastoju pomyślało jej się nagle któremu Lena radziła szy-derczo składać obiaty.Szarpnąwszy drzwi najbliższe, dostała się do biblioteki, skąd ją niedawno zabrała była Le-na do siebie.Zwiatło poranka, jakie przez rozchylone okna padało tu, sprawiło, że uczuła sięznowuż jak ten nietoperz zabłąkany w słońce, w którym dyszy oto i zipie całe gnuśne zło no-cy, zatajone po czuciach, myślach, przypomnieniach i wyobrazni.A gdy wstąpiła w tę smugę światła pod oknem, otrząsła się w jego cieple od stóp do gło-wy, sama w tej chwili, jak ta zmora ocknięta.Z dłońmi na oczach osunęła się na kolana dopacierza zdawało się jej czyniła to już po raz drugi w swej bezradności dzisiejszej.Słońca muskanie ukojne niosło spokój w młodą głowę i potrzebę uładzenia myśli, objęciazeznań swoich.Jęła tedy mimo woli wspominać wszystkie swe przeżycia dzisiejsze.Tamtych mężczyzn krzątania się przymilne za jej spódnicy szelestem, śmiech z niej wy-łechtywany pustoty gamą lub niecierpliwym chichotem po kątach. Błahaś! mówiło jejzwierciadło samo powtarzanym spojrzeniem wszystkich tych ludzi, którzy bawili się jej mło-dości niestatkiem aż do spazmu nieomal jej nerwów drażnionych, I tylko jeden człowiek har-dość życia młodego w niej budził człowiek obcy, szabli pobrzękiem od innych w przypo-mnieniu wyróżniony.Bo gdy za innymi oglądała się pamięć, widziała z kolei tamtych panówpowagę karcianą, ich narady obywatelskie, polonezy posuwiste, toasty biesiadne a wszystkojak polonez jeden: szumne, uroczyste, wielce szanowne.I oto ruda głowa aktorki błogosła-wiona przez najczcigodniejsze ręce za to, że wszystkich tych ludzi istnienie przypominaświatu swoją sławą rozgłośną.Za czym oklaski wielkiego roztkliwienia, kieliszków brzęki,wina upojenie, kobiet poszepty i pogwarki, ich obnażonych biustów przydechy głębokie inajsenniejszego walca rozkołysanie lubieżne.I nagle obcego słowa w te wszystkie głowy83uderzenie: Wajna! I jej, najmłodszej tu między nimi, pierwszy krzyk.Tuż obok siedział onz bladym przerażeniem na twarzy, za rękę przez nią kurczowo ściskany.Wszyscy niebawempowstawali w zamęcie; oni oboje z miejsc się nie ruszali, jak te dzieci alarmem w osłupienieocknięte i zapatrzone tępo w ludzi starszych.Zaś tam, naprzeciw: starczej ręki miotanie siędziwne i tej głowy sędziwej kołysanie urągliwe.A potem, ledwo tamci wszyscy po pokojach się rozeszli, w jej rozkołysane zmysły i tar-gniętą wyobraznię rzucona żagiew; potem tamta chwila, która przypominała się tylko mrozemprzerażenia.To jedno pozostało w pamięci: jego dusza słaba, roztargana tu już wniwecz, i ciało bez-duszne, wywlekane na wojnę daleką.I ona sama powalona pod spojrzeniem tej kukły Murzy-na.Podczas gdy za oknem grzmiała równocześnie jakaś surma mosiężna i śpiew jak wicher:tak się młode obce życie hardo obwoływało tam.Zaś potem, sama nie wie, jak trafiła za progi: w te labirynty półek z książkami niby ścianykatakumb, w pyłu i pleśni woń i ponure jak w grabami ociążenie piersi [ Pobierz całość w formacie PDF ]