[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziwne, ale druga noc wędrówki wydawała się Folkowi znacznie łatwiejsza,jakby czyjaś niewidzialna ręka podtrzymywała jego bagaż, wziąwszy na siebieczęść ciężaru.Dwukrotnie musieli kryć się w przydrożnych zaroślach przed rohańską kon-nicą; jezdzcy przemierzali Trakt w tę i z powrotem dużymi, dobrze uzbrojonymioddziałami.O zagrożeniu uprzedzał ich Folko; po spotkaniu z błękitnym kwia-tem jego wyczucie niebezpieczeństwa wyraznie się wyostrzyło.Hobbit nie razi nie dwa zastanawiał się nad tym i nie znajdował innego wytłumaczenia dla swejnowej zdolności.325Mijały godziny, słońce stanęło w zenicie, zrobiło się upalnie i duszno.Powie-trze w Dolinie Czarodzieja było nieruchome.Malec ponuro zauważył, że przedwieczorem na pewno rozpęta się burza.Po drodze Folko usiłował wypatrzyć resztki czarnego słupa z Białą Ręką, pa-miętał, że samą Rękę rozbili entowie, ale słup powinien się zachować, jednakżelas wokół nich stał się tak gęsty, że zobaczyć cokolwiek było nie sposób.Gościniec urwał się znienacka, o wiele wcześniej, niż to wynikało z obli-czeń hobbita.Wędrowcy nagle poczuli w pobliżu lekki zapach dymu i pospiesznieukryli się w gęstym podszyciu.Zrzuciwszy toboły, ostrożnie podpełzli do skrajupodszytu, ale po chwili hobbit szeptem oświadczył krasnoludom, że w ten sposóbzaalarmują cały podjazd, więc dalej będzie się posuwał sam.Torin coś wymru-czał, ale musiał ustąpić.Doczołgawszy się do skraju zarośli, hobbit wyjrzał.Pierwsze, co rzuciło musię w oczy, to zwarta ściana leśnych olbrzymów, o bajecznych koronach, którepyszniły się na wysokości pół mili.Z zielonego tunelu wypływała Isena, a olbrzy-mie konary nurzały w wodzie listowie, tworząc coś na podobieństwo kraty, któraprzegradzała nurt rzeki, płynącej zwartym tunelem liści i pni.Las wypełniał całądolinę, przed nim na niewielkim odcinku pustego brzegu stała strażnica jezdzców,kilka niewielkich budynków, ogrodzonych palisadą; w niebo wzbijała się równastrużka błękitnawego dymu.Kilka koni, bez pęt, spacerowało obok ogrodzenia.Na wieży widać było postać strażnika.Hobbit chciał odczołgać się z powrotem, ale nie mógł tak szybko oderwaćwzroku od Lasu.Olbrzymie pnie stały nieruchomo jak szereg potężnych wojów,ich odziomki tonęły w siwym mchu, z kory zwisały bure porosty, ale nigdzie niebyło widać zwyczajnego gdzie indziej podszytu.Wydawało się, że jakiś gigan-tyczny nóż odciął skraj starego lasu, obnażając jego ostoję.Hobbit długo przepa-trywał brązowo-szare pnie, i stopniowo zaczynał rozumieć obawy Malca.WielkiZielony Las nie wydawał się przyjazny.Wręcz przeciwnie, gdzieniegdzie w tra-wie widniały czarne plamy, ślady po ogniu, jak gdyby płomień dobierał się do pni,ale za każdym razem zatrzymywał się, natrafiając po drodze na wilgotne, nasyco-ne wodą mchy.Strażnica trwała w spokoju, ale czy uda się przemknąć obok niej,omijając bystre oko rohańskich wartowników? Folko długo łamał sobie nad tymgłowę, ale nic nie wymyśliwszy, wrócił do niespokojnie czekających nań przyja-ciół. W dzień nie dostaniemy się do Lasu zameldował krasnoludom.Jezdzcy są w pogotowiu, a z wieży widać daleko.Wszystkie krzaki zostały wyrą-bane, więc dopełznąć też się nie da.Musimy czekać do nocy. Mam pchać się tam w nocy?! oburzył się Malec. Znam dobrze telasy, albo wpadnę w jakąś norę, albo drzewa skręcą mi kark! Przecież przeszedłeś z nami przez tyle lasów? zdziwił się Torin.326 Ale co to były za lasy? szeptem odpowiedział Malec. Nie widzisz,że ten jest inny? Nie lubi intruzów! A my, na dodatek, mamy topory.Uduszą nastam, klnę się na Moriańskie Młoty! A ja przysięgam na brodę Durina, że sam cię uduszę, jeśli nie przestanieszjęczeć! syknął Torin. Po to ocieraliśmy sobie nogi? Po to cięliśmy się z wil-czymi jezdzcami? Czy wiadomości o Panu są nieważne?! Lepiej milcz albo dajpiwa, bo w gardle wyschło.Musimy przejść i przejdziemy do Isengardu! Powiedz mi w takim razie, co będzie, jeśli nie przejdziemy [ Pobierz całość w formacie PDF ]