RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemiał pojęcia, jak bardzowyostrzony wzrok ma ten, kto zanim idzie. Na wysokości drugiego piętrauznał, że może się wyprostować.Trzecie piętro, czwarte.Odchodzenia w kółko zaczynało musię kręcić w głowie.Na piątymprzystanął i poczekał chwilę, bysprawdzić, czy mechanicznywciąż go śledzi.W ciszy słyszał tylko własnyniespokojny oddech.Wreszcie wyszedł ponad poziommgły.W dole leżało miasto,uśpione pod warstwami zimnej bieli.Finnen przeczesał palcamimokre od potu włosy; w twarzuderzył go ostrzejszy na tejwysokości podmuch wiatru.Zapiął kurtkę aż pod szyję iwłożył ręce do kieszeni.Ponadnim płonęły gwiazdy, dwaksiężyce świeciły jasno, trzeciprzesłaniała czarna chmura opostrzępionych, różowopodświetlonych brzegach.W dole pozostał człowiekobdarzony nieludzką odpornościąmaszyny, sługa zamknięty w metalowym ciele wraz z kilkomainnymi osobowościami.Za karępozbawiono go szansy osiągnięciaPrzebudzenia.W zamian jednakwyłączony został z morderczegowyścigu do doskonałości: niemusiał się już bać Skoków, bowiedział, że przetrwa każdy, zwyjątkiem ostatniego.Biorąc pod uwagę, jak wieluobywateli Lunapolis odpadnieprzed tym etapem, nie było totakie złe. Myśl ta uderzyła Finnenaniespodziewanie mocno.Nigdywcześniej nie przyszło mu dogłowy, że w losie mechanicznychmoże być coś godnego zazdrości.Z łatwością mógł sobie wyobrazićkogoś, kto celowo daje sięprzyłapać na zbrodni po to tylko,by zamienić nikłą szansęPrzebudzenia na długie, w miaręspokojne życie metalowego sługi.Dziwne, że nigdy o kimś takimnie słyszał.A może ludzie tacy istnieli, tylko oficjalnie o nich nie wspominano?Pod wpływem dzisiejszejrozmowy z Issą Finnen zacząłdostrzegać różne rzeczy. Oto człowiek, który podważasens istnienia naszegospołeczeństwa , powiedział ojciecKairy, a chłopak nie wiedział, czymówi to z ironią, czy teżpodziwem.Wolał wierzyć w todrugie.Zawsze chciał uchodzić zaniepokorną duszę, ale jak dotądnieszczególnie mu to wychodziło. Niebezpieczna myśl.Słowa Issynie powinny sprawiać Finnenowiprzyjemności.Z zamyślenia wyrwał go dzwięktarcz obracających się na dachachniższych budynków.Długi,wibrujący niczym buczenieogromnych owadów, któreuwięziła mgła.Tarcze wariowały,gdy nie mogły skierować się wstronę księżyców.Finnen wspiął się na szczyt, astamtąd przeszedł na most, który łączył uniwersytecką wieżę zinnymi.Trakt był szeroki, dwieidące z naprzeciwka osoby złatwością mogły się na nim minąć.Po jednej i drugiej stronieciągnęły się poręcze, którepozwalały wygodnie oprzeć łokciei podziwiać widok z lotu ptaka.Chłopak nie miał zamiaru niczegopodziwiać.Minął rozgałęzienienad placem Siepaczy i skręcił wstronę Kopuły.Podniebnymitraktami często podróżowali wlektykach bogacze, którzy w ten sposób skracali sobie drogę, ale otej porze było tu pusto.Finnenprzyspieszył, zimny wiatr gwizdałmu w uszach, policzki miałzlodowaciałe.Już był spózniony.Z naprzeciwka nadchodziła jakaśpostać, smukła i wysoka.Nie szła traktem.Stąpała poporęczy.Niezbyt szybko, ale teżnie wolno, z rozłożonymi szerokoramionami.Jej włosy miały kolorzmieszanego z mlekiem srebra iwyglądały jak zabłąkany na tej wysokości kłębek mgły. Kaira  szepnął Finnen,czując, jak zamiera w nim serce.Bał się, że jeśli odetchnie głośniej,ona spadnie.Zeskoczyła. Co ty wyprawiasz?  zapytałz irytacją.Był zły na nią, że gowystraszyła, i na samego siebie,że na to pozwolił. Ta poręcz jest wystarczająco szeroka  odparła spokojnie.Gdyby wisiała dwa łokcie nadziemią, każdy bez trudu by poniej przeszedł. Ale nie wisi na wysokościdwóch łokci.Mogłaś spaść.Potrząsnęła głową.Powierzchowna genozmiana,którą przeszła, zmieniła kolor jejwłosów na biały, a skóry naniemal czarny, tak że dziewczynawyglądała jak negatyw zdjęcia.Zeszczuplała (skutek kilkunastodniowego leżenia wgorączce), a jej twarz straciłaokrągły kształt.Gdy Finnenprzyjrzał się uważniej, dostrzegłna policzkach Kairy świeże bliznypo zabiegu spiłowania kościpoliczkowych.Nawet ubrała sięinaczej  w długą, wścieklekolorową suknię i krótki płaszcz,który zmieniał barwę w zależnościod oświetlenia.To był strójubogich dziewcząt,zdeterminowanych, by zwrócić nasiebie uwagę.One potrafiły gonosić, Kaira nie.Ze swoją poważną miną, bez śladukokieterii czy ekstrawagancji wzachowaniu, sprawiała wrażeniewyrośniętego dziecka, które ktośubrał w suknię matki.Poważny wyraz twarzy niepasował też do kogoś, kto właśnieprzed chwilą spacerował poporęczy na wysokości kilkunastupięter.Po co? Dla zabawy?Przez głowę Finnena przemknąłobraz Issy, który najpierw dręczyłsyna, a potem, już przy stole, pokazał język służącemu.Niespodobało mu się to skojarzenie. Mam dobry zmysł równowagi powiedziała Kaira. Imusiałam to zrobić. Dlaczego? Po pożarze zaczęłam się baćwysokości i pomyślałam sobie, żejeśli teraz się nie przełamię, to niezrobię tego nigdy.Chceszspróbować? To łatwe, wystarczytylko zapomnieć, jak wysoko znajduje się poręcz. Nie, dziękuję. Skrzywił się. Wiem, jak to powinno działać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl