[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyposażony w nakaz zakwaterowania, papiery z Sownarkomu, legitymację partyjnąi dowód osobisty stawiłem się w biurze gospodarza domu.Gospodarz domu (ważnyfunkcjonariusz w życiu każdego radzieckiego obywatela) okazał się miłym człowiekiem,przyzwyczajonym do obcowania z ważnymi ludzmi.W statystykach były to domy robotnicze ,ale w rzeczywistości tylko biurokraci o odpowiednich wpływach politycznych mogli z nichkorzystać, i tylko tak długo, jak długo cieszyli się względami najwyższych władz. Wiktorze Andriejewiczu powiedział gospodarz domu wszystko wydaje sięw porządku.Teraz musicie się zameldować u zastępcy naczelnika dzielnicowego NKWD, potemtu wróćcie.To zwykła formalność. Ale co ma z tym wspólnego NKWD? Te papiery powinny wystarczyć. Mnie osobiście wystarczą, ale to jest rządowa szosa.Członkowie Politbiuraprzejeżdżają tędy codziennie! To nadaje mieszkaniom przy drodze szczególny charakter, że takpowiem.Zrozumiałem, co miał na myśli.Chociaż moje okna nie wychodziły na drogę, nie mogłemzamieszkać przy Szosie Możajskiej, dopóki tajna policja nie stwierdzi, że moja obecność niestanowi zagrożenia dla bezpieczeństwa Stalina! Zameldowałem się u odpowiedniegofunkcjonariusza NKWD, odpowiedziałem na szereg znanych pytań i otrzymałem wymaganepozwolenie.Ale nie dane mi było wprowadzić się do mieszkania.Był to nowy budynek i jeszcze niecałkiem gotowy.Problem umeblowania pokoi też się przeciągał.A tymczasem pojawiła sięszansa na przydział zagraniczny upragniona szansa, którą widziałem tylko w optymistycznychsnach na jawie połączonych z cierpieniem.Dopóki kwestia nie została jednoznacznierozstrzygnięta, nie było sensu się wprowadzać.Rozszerzenie operacji lend-lease u stworzyło konieczność wysłania setek ludziwyspecjalizowanych w różnych dziedzinach ekonomii do Anglii, Kanady, a przede wszystkimdo Stanów Zjednoczonych.Smak zewnętrznego świata miało poznać więcej Rosjan niżkiedykolwiek przedtem w radzieckiej historii.Jako inżynier metalurgii z wszechstronnymdoświadczeniem kwalifikowałem się na to stanowisko.Moja przeszłość polityczna, przynajmniejformalnie, była bez zarzutu, mimo ciężkiej próby podczas czystki.Ale podejmowanie inicjatywyw tej sprawie byłoby błędem, a właściwie niemożliwością.Im bardziej ktoś pragnął wyjechaćza granicę, tym staranniej musiał ukrywać swoje pragnienie, aby nie zostało to zle zrozumiane a raczej aż za dobrze zrozumiane przez stróżów radzieckiej lojalności.Pewnego wieczoru omawiałem problem lend-lease u z urzędnikiem zajmującym dośćwysokie stanowisko w strukturach naszego handlu zagranicznego, z którym byłem w bardzoprzyjacielskich stosunkach.Ostrożnie, zręcznie, sterowałem rozmową w pożądanym kierunku.Nie ośmieliłem się zasugerować, że siedzi przed nim człowiek odpowiedni do pracy za granicą,ale udało mi się naprowadzić go na tę światłą myśl.Wydała mu się spontanicznym natchnieniem. Wiktorze Andriejewiczu, chcielibyście pojechać do Ameryki? spytał nagle. Wiem,że potrzebujemy tam więcej ludzi. No cóż, nigdy się nad tym nie zastanawiałem.Poza tym wykonuję bardzoodpowiedzialną pracę tutaj, w Sownarkomie.Mimo to, gdybym mógł wesprzeć wysiłekwojenny.Mój przyjaciel nie był głupcem.Nie dał się nabrać na moją powściągliwość. Zajmę się tym powiedział. Możecie być pewni, że wspomnę o tym w odpowiednimmiejscu.Podziękowałem mu, nie spodziewając się, że dotrzyma słowa; nie śmiałem nawetprzypuszczać, że jego propozycja przyniesie owoce.Było to pod koniec grudnia.Mniej więcejdwa tygodnie pózniej Pamfiłow wezwał mnie na prywatną rozmowę.W pierwszej chwilipomyślałem, w przypływie uniesienia, że wspomni o moim amerykańskim marzeniu.Ale byłemw błędzie.Pamfiłow powiedział, że chciałby omówić ze mną problem, który zwalił mu się na głowę.Chodziło o kilka fabryk metalurgicznych różnego typu, pracujących dla zjednoczenia pod nazwąGławmietał.Te fabryki były rozproszone w Czelabińsku, Nowosybirsku, Mołotowie,na Północnym Kaukazie ale zarządzano nimi jak jedną całością z centrali w Moskwie.Mająstraszliwe trudności z produkcją, wyjaśnił Pamfiłow, i potrzebna jest silna ręka, żebydoprowadzić je do porządku. Potrzebuję kogoś, kogo znam i darzę zaufaniem powiedział. Myślę, że jesteściewłaściwym człowiekiem.Chcę, żebyście zrozumieli, że w żadnym razie nie idziecie w odstawkę.Jak tylko zaprowadzicie tam względny porządek, ściągnę was z powrotem do Sownarkomu.Co wy na to?Wyrażając zgodę, starałem się, żeby w moim głosie brzmiała obojętność, a nawet lekkierozczarowanie.W rzeczywistości bardzo się ucieszyłem.Było mało prawdopodobne, abyodpowiedzialny szef wydziału w Sownarkomie, w jakimś sensie niezastąpiony, zostałoddelegowany do służby za granicą.Moje szanse jako urzędnika Gławmietału niepomiernierosły.Gławmietał miał swoje biura w długim niskim budynku, tworzącym jedną ścianę placuCzerwonego, dokładnie naprzeciwko Kremla: zna go każdy, kto kiedykolwiek widział placw kronikach filmowych.Dano mi tam gabinet i przydzielono personel.Pozostając w stałymosobistym i telefonicznym kontakcie z dyrektorami fabryk w wielu częściach Rosji, prowadziłemsprawy Gławmietału.Mój długi dzień pracy nie był już tak morderczy jak do tej pory.Zacząłem nadrabiaćniedobory snu.Mogłem częściej korzystać z przyjemności życia w Moskwie i częściej widywaćsię z przyjaciółmi, których zaniedbywałem pod nawałem pracy w Sownarkomie.Zapewne byłoto przeczucie, że nie pozostało mi wiele czasu, aby cieszyć się rosyjskim otoczeniem i ludzmi,którzy byli mi bliscy, ale z jakiegoś powodu pragnąłem wtłoczyć jak najwięcej doznań w każdymijający tydzień. Kierowałem się też przemożnym impulsem, aby poznać umysły ludzi wokół siebie.Co zrobiła z nimi wojna? To, co odkryłem, umocniło moje przywiązanie do rodaków.Zdumiewałmnie ich zdumiewający hart pod ciosami losu.Zdumiewało mnie ich instynktowne wyczucierzeczywistości politycznej.Prości Rosjanie oddawali Stalinowi, co stalinowskie, i Rosji,co odwiecznie rosyjskie.Wojna przybierała bardziej korzystny obrót, co do tego nie było wątpliwości.W rejonieStalingradu toczyły się krwawe walki, okupione straszliwymi ofiarami.Ale pewność zwycięstwanapełniała stopniowo nasze serca.Fakt, że walki są tak przewlekłe, sam w sobie stanowił oznakęzwycięstwa.Zaczynaliśmy uzyskiwać przewagę w wojnie na wyniszczenie.Niemcy znajdowali się daleko od swoich baz zaopatrzeniowych, a w warunkachzimowych ściągnięcie posiłków stawało się praktycznie niemożliwe.Musieli walczyć tym,co mieli na miejscu były to ogromne, ale ograniczone ilości siły żywej i zaopatrzenia.Rosjanie,przeciwnie, mogli ściągać w ten rejon ludzi i sprzęt niemal bez końca [ Pobierz całość w formacie PDF ]