[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Twarz promieniejąca ukontentowaniem fizycznym, które teraz domaga się tego samego samopoczucia psychicznego.Pochyla się i całuje mnie w kącik ust.Ta wiedźma nawet się po tym nie wykąpała.Czuję zapach jego wody kolońskiej.– Powinieneś był przyjść, Jorge.Wspaniała finca.Meble pochodzą z Hiszpanii.antyki.Nawet klamki są stare, też hiszpańskie.Nim cokolwiek pomyślę, mówię: – I łóżko też było hiszpańskie, z baldachimem?Inez się uśmiecha, szczerzy białe zęby, równiutkie, jak naszyjnik ze wspaniałych pereł.Wyraz drwiny na twarzy.– Jesteś bardzo mądry, Jorge.Osiemnastowieczne.Podobno spała w nim królowa Izabela.Zazdrość ponownie mnie obezwładnia.Nie wolno mi tego okazać.Ona bardzo pragnie wydobyć to na powierzchnię, by mnie upokorzyć i ośmieszyć.Kiedy wczoraj wróciłem z ambasady, udawała, że śpi, ale powieki jej drgały jak skrzydła motyla.Przyjąłem pozę obojętną i lekceważącą.Wewnątrz płonąłem, ale nie powiedziałem ani słowa na temat przymusowego pozostania w ambasadzie.Bardzo ją to speszyło.Była taka pewna, że wreszcie stracę nad sobą panowanie.Z wielką trudnością, ale je utrzymałem.I muszę dalej tak grać, w przeciwnym wypadku przegram i będę zgubiony.– I wiesz, Jorge, pięć tysięcy hektarów! Plantacje kawy! Wzgórza i doliny zagajników kawowych.Odpowiadam neutralnym głosem: – I z pewnością Bermudez założy tam teraz komunę biednych robotników, którzy niewolniczo pracowali przez minione lata.Czarne loki fruwają, gdy potrząsa głową.– Roberto zdecydował, że cała finca będzie gościnną rezydencją państwa.Śmieję się złośliwie.– Prawdopodobnie do wyłącznego użytku dla bohaterskich przywódców rewolucji.Ostentacyjnie odchodzi w stronę okna i mówi do mnie przez ramię: – A czy oni na to nie zasługują? Roberto walczy od wielu lat.Wiele, bardzo wiele wycierpiał.Czy sądzisz, że naród mu poskąpi jednej finca z tysięcy? Dał narodowi wolność.Jakże chciałbym jej wytłumaczyć.Może odwróciłaby się od niego, gdyby zrozumiała.Chyba to jest jeszcze możliwe.Przecież wróciła dziś do mnie.Używa go przeciwko mnie, tak jak używa mnie przeciwko niemu.Usiłuję więc wyjaśnić: – Inez, wolność oznacza równość.Kiedy istnieje równość, nie ma nigdy wyzysku.Podobnie jak nasz kraj, San Carlo ma za sobą długie lata wyzysku.Bermudez obalił stary system, podobnie jak my, ale niestety zamierza przywrócić ów wyzysk pod inną nazwą, zrozum to, Inez.Bohaterowie przemieniają się w nowych dyktatorów.Byłem w Rosji.Tam naród dzieli się na dwie części.Na tych, którzy funkcjonują wewnątrz systemu, i tych, którzy pozostają poza nim.Poza strukturą władzy i przywilejów.Tam nie ma równości.Ci wewnątrz systemu mają samochody, kolorowe telewizory, kupony do specjalnych sklepów.I są z tego dumni.Z tej korupcji.Ci na zewnątrz spędzają połowę życia w kolejkach za kawałkiem mięsa.Bermudez chce iść tą drogą.Już to czuję.Zadaj sobie jedno pytanie: Fidel dokonał rewolucji przed ćwierćwieczem.Czy mieszka w pałacu? Nie.W małym mieszkaniu.Nie posiada hektarów ziemi, nie ma żadnej finca z antykami.Po tych wszystkich latach nadal codziennie pracuje, często po szesnaście godzin dziennie.dla rewolucji.dla Kuby.Weź teraz Bermudeza: w niespełna dwadzieścia dni po dokonaniu przewrotu już patrzy na kraj niczym sęp.Żąda miliarda dolarów od Amerykanów.Ile z tego otrzyma naród?Inez odwraca się od okna, powraca, rozsiada się na łóżku krzyżując nogi.Z jej oczu wyziera niechęć.– Jesteś po prostu o niego zazdrosny.Myślisz, że jesteś bardzo chytry, ale on jest chytrzejszy.Jesteście w tym samym wieku, ale on już zdobył kraj, podbił go.Jest już przywódcą narodu.On jest bardzo chytry i mądry.Wiedziałeś o tym, że wysłał generała Lacaya w pogoni za brygadą Cruza? Ale wysłał go jako dowódcę korpusu chamarystów.I obiecał, że po powrocie Lacay otrzyma nominację na kandydata na stanowisko prezydenta.Podczas najbliższych wyborów.I ten głupiec mu uwierzył.Tu w mieście mianował swoich najbliższych współpracowników na zastępców dowódców w dawnej Gwardii Narodowej.Wkrótce dawni oficerowie utracą wszelką kontrolę.Lacay zginie w nieszczęśliwym wypadku i nikt i nic już nie będzie zagrażało Robertowi.– Powiedział ci to wszystko?– Oczywiście.– Jest skończonym głupcem.Jej oczy ciskają błyskawice.– On jest głupcem! Ha! A kimże ty jesteś? Gadasz o tym, co on zrobił przez dwadzieścia dni.A ty coś zrobił? Czy ten twój Amerykanin zaczął śpiewać? Nie! Masz choć jedno nazwisko? Nie! Roberto mówi, że kiedy upłynie dwadzieścia dni i tobie się nie uda, to on to zrobi.Winien jest to Fidelowi.– O czymże ty opowiadasz?Inez widzi moją wściekłość, pochyla się, jakby z rozkoszą ją wdychała.– Mówię o tym, że Roberto uważa, iż jesteś mięczak.Tracisz czas.Po co ci aż dwadzieścia dni? Pytał mnie, po co.– Tyś mu powiedziała o dwudziestu dniach?– Oczywiście.Dlaczego miałam nie powiedzieć? Dlaczego utrzymywać to przed nim w tajemnicy? On chce tego samego, co ty.On doskonale wie, co robisz.Otrzymuje meldunki.– I on to powiedział? Powiedział, że po dwudziestu dniach przejmie sprawę? I co zrobi?Inez przegląda swe cynobrowe paznokcie i cieszy się, że może mi pokazać, ile wie.Rozkoszuje się wiedzą.– No więc, co chce zrobić?– Jest bardzo mądry.Spodziewa się, że Amerykanie wkrótce wystąpią z ofertą pakietu pomocy.Dużo się już mówi o tym, że koniec kryzysu jest bliski.Roberto wie, że jeśliby torturował Peabody’ego, to kryzys stanie się jeszcze głębszy i może dojść do inwazji.Z drugiej strony wie, że bez tortur nie otrzyma informacji.Więc musi torturować.Zleci to Fombonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]