[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z pewnoÅ›ciÄ… majÄ… tu sporo rosyjskiego sprzÄ™tu.MożeszwiÄ™c kupić KaÅ‚asznikowy zamiast pistoletów maszynowych.Chyba że trafisz naUzi.ChiÅ„czycy wyprodukowali Typ 51, zupeÅ‚nie dobrÄ… wersjÄ™ pistoletu TT.Napewno jest ich pod dostatkiem na tutejszym rynku broni.Kup też po kilka zapa-sowych magazynków dla każdego z nas.NastÄ™pnie zwróciÅ‚ siÄ™ do Susan. Ciebie proszÄ™ o odebranie Maxie ego i Re-né z lotniska i wrÄ™czenie każdemu z nich pistoletu z tych zakupionych przez Gu-ida.Zaprowadzisz ich do domu Trana, zabierajÄ…c dostatecznÄ… liczbÄ™ puszek z je-dzeniem i butelek z wodÄ…, żeby im wystarczyÅ‚o na tydzieÅ„.Opisz im przebiegwypadków.Wypożycz też trzy telefony komórkowe.Jeden daj Maxie emu, dru-gi wezmÄ™ ja, trzeci zatrzymasz ty.W ten sposób bÄ™dziemy mieli staÅ‚Ä… Å‚Ä…czność.Telefony można wynająć w hotelowej recepcji. A ty co bÄ™dziesz robiÅ‚? spytaÅ‚a Susan. Ja trochÄ™ pozwiedzam odparÅ‚ Creasy. Tran bÄ™dzie faksowaÅ‚, że za-chowujÄ™ siÄ™ jak typowy turysta.Kiedy Jens rozejrzy siÄ™ w Phnom Penh, prze-niesiemy siÄ™ wszyscy do Kambodży. SpojrzaÅ‚ na zegarek i wstaÅ‚. Możeszczeniak przeżyÅ‚, ale z pewnoÅ›ciÄ… nie jest już szczeniakiem.Nie po dwudziestuszeÅ›ciu latach niewoli u Wietnamczyków i Czerwonych Khmerów.ROZDZIAA DWUDZIESTYSZÓSTYRozpoznaÅ‚aby ich nawet bez rysopisu.DostrzegÅ‚a ich od razu po odprawie cel-nej: dwaj mężczyzni z brezentowymi podróżnymi torbami odpowiednio maÅ‚ymi,by można je byÅ‚o zabrać do samolotu jako bagaż podrÄ™czny.Jeden byÅ‚ Å›redniegowzrostu, barczysty, silnie zbudowany, miaÅ‚ smagÅ‚Ä…, opalonÄ… twarz i krucze wÅ‚o-sy.Szli czujni, nieustannie zerkajÄ…c na boki przedziwna ostrożność, zupeÅ‚niejakby znajdowali siÄ™ na polu walki.Susan podeszÅ‚a, przedstawiÅ‚a siÄ™ i powiedziaÅ‚a: Creasy prosiÅ‚, abym waszabraÅ‚a z lotniska tam, gdzie macie przebywać.Przez chwilÄ™ oceniaÅ‚y jÄ… dwie paru oczu.Potem Belg wyciÄ…gnÄ…Å‚ na powitanierÄ™kÄ™. Jestem René Callard, a to mój kolega, Maxie.René usiadÅ‚ na przednim siedzeniu obok Susan, Maxie z tyÅ‚u.W drodze doSzolon pytania zadawaÅ‚ Rodezyjczyk. Ma pani.sprzÄ™t dla nas? Mam.W torbie na siedzeniu obok pana. Jaki?Susan wciÄ…gnęła gÅ‚Ä™boko powietrze, sama sobie nie wierzÄ…c, że przyszÅ‚o jejrozmawiać na podobne tematy. Tokariewy chiÅ„skiej produkcji.Sześć zapaso-wych magazynków.Sześćset nabojów.Telefon komórkowy Nokia i dwadzieÅ›ciametrów sieci rybackiej, zgodnie z waszym zamówieniem. Zaopatrzenie? %7Å‚ywność i woda na tydzieÅ„. Rodzina? Zaopatrzona na miesiÄ…c.OtrzymaÅ‚a instrukcje.Za plecami usÅ‚yszaÅ‚a aprobujÄ…cy pomruk. Gdzie sÄ… nasi? spytaÅ‚ René. Jens i Sowa odlecieli wczoraj do Phnom Penh.Creasy zwiedza miasto jakoturysta.Guido zniknÄ…Å‚. ZniknÄ…Å‚?96 Tak.Nie wiem, gdzie jest.Creasy mi nie powiedziaÅ‚.W lusterku zauważyÅ‚a, że Maxie raz po raz wyglÄ…da przez tylnÄ… szybÄ™, Belgnatomiast ani razu nie odwróciÅ‚ gÅ‚owy, obserwujÄ…c drogÄ™ przed sobÄ….Nie bylispiÄ™ci, ale czujni.OdezwaÅ‚ siÄ™ Maxie: ProszÄ™ zjechać na pobocze i zatrzymaćsiÄ™ pół kilometra przed domem tego Trana.I nie gasić silnika.René po raz pierwszy spojrzaÅ‚ na Susan. Co, pani zdaniem, robi Guido?Maxie chrzÄ…knÄ…Å‚ i odpowiedziaÅ‚ zamiast Susan: Włóczy siÄ™ po najbliższejokolicy.Umie to Å›wietnie robić.My bÄ™dziemy w Å›rodku, on na zewnÄ…trz.Czy onma telefon komórkowy, panno Moore? Tak.Skomunikuje siÄ™ z wami.Jestem Susan.W sytuacji, w jakiej wszy-scy siÄ™ znalezliÅ›my, tak siÄ™ do mnie zwracajcie.PoczuÅ‚a na ramieniu lekki dotyk dÅ‚oni. DziÄ™kujemy.Jak dotÄ…d wszystkogra.ZakÅ‚adam, że rodzina zostaÅ‚a dokÅ‚adnie poinstruowana i nie zrobi nic gÅ‚upie-go. Zna dobrze sytuacjÄ™ i drży o swoje życie. Okay.Oto procedura: najpierw na kilka minut zatrzymamy siÄ™ o pół kilo-metra od domu, abyÅ›my mogli z René sprawdzić, czy nikt siÄ™ za nami nie wlecze.NastÄ™pnie podjedzie pani do budynku i rozpoznamy bezpoÅ›rednie otoczenie.Po-tem wejdziemy do domu.Ty wejdziesz dopiero po dziesiÄ™ciu minutach.Rozu-miem, że nikt w rodzinie nie mówi po angielsku? Najwyżej parÄ™ słów. WiÄ™c musisz pouczyć ich w naszym imieniu, że powinni Å›ciÅ›le przestrzegaćprocedur.%7Å‚e jeÅ›li zrobiÄ… coÅ› gÅ‚upiego albo przestanÄ… sÅ‚uchać poleceÅ„, to René i japrzestaniemy ich chronić i bÄ™dziemy dbać tylko o nasze wÅ‚asne bezpieczeÅ„stwo.Nawet nie uronimy Å‚zy na ich pogrzebie.OdpowiedziaÅ‚a tym samym tonem: ZrozumiaÅ‚am.PrzedstawiÄ™ im sytuacjÄ™.* * *Minęła most i po piÄ™ciu minutach zatrzymaÅ‚a wóz na poboczu drogi.MaxieustawiÅ‚ tak wsteczne lusterko, by mógÅ‚ obserwować drogÄ™ za sobÄ….PanowaÅ‚ naniej spory ruch: samochody, autobusy, riksze i rowery oraz wielu pieszych.RenépatrzyÅ‚ przed siebie i na boki.Siedzieli w absolutnym bezruchu.Susan zdusiÅ‚achęć kichniÄ™cia. Okay, możemy podjechać bliżej powiedziaÅ‚ wreszcie Maxie.Susan wÅ‚Ä…czyÅ‚a pierwszy bieg i ruszyÅ‚a, przysÅ‚uchujÄ…c siÄ™ ich rozmowie. Olbrzymi ruch.Jak w mrowisku zauważyÅ‚ Maxie. Aha.Pracujemy od Å›rodka.Trzeba tkwić wewnÄ…trz.Reagować z miejsca.97Nie ma czasu na przygotowania.Susan po raz wtóry zatrzymaÅ‚a wóz przy resztkach chodnika.WskazaÅ‚a pal-cem dom. W tej bocznej uliczce.Po lewej stronie [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]