[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego babka była wiedźmą.Ojciec drugiej babki był czarownikiem, nie, on był mistrzem czarownic!Baron to bzdura! Baronowie są leniwymi, zdegenerowanymi snobami! W końcu nigdy o ten tytuł nie prosił.Nigdy już do Grastensholm nie wróci.Nie potrzebuje.Ten żółtodziób Mattias znowu jest w domu, a zatem wszystko przepadło.Zresztą wcale by nie chciał tam mieszkać nigdy w życiu! Był już dorosły i mógł wyruszyć na podbój świata.Obdarzony magiczną siłą będzie w stanie zapanować nad wszystkimi swoimi wrogami.A wtedy wróci do Grastensholm i zemści się na.Gwałtownie osadził konia w miejscu.Nieświadomie jechał dawną drogą poprzez równinę, tą, której nikt nie wtajemniczony by nie odnalazł.Mógł się jedynie domyślać, co za siła kierowała jego krokami.Wiedział co prawda, dokąd droga prowadzi, lecz przecież myślami był daleko od tych pustkowi.U stóp potężnego lodowca zionęła wielka jama.To musiało być tajemne przejście do Lodowej Doliny!Pięćdziesiąt lat minęło od czasu, gdy po raz ostatni przeszli tędy ludzie.Wówczas lodowy tunel był otwarty i łatwo dostępny, obecnie wzięła go we władanie natura.Poza tym trwały wiosenne roztopy i pod lodowym dachem płynęła rwąca, wzburzona rzeka.Nigdy tędy nie przejdę, pomyślał Kolgrim niechętnie.Woda zmiecie mnie jak zeschły liść!Nikt z dawnych Ludzi Lodu też by się nie odważył pokonać tunelu o tej porze roku.Ciągle jednak wzdłuż rzeki widoczne były ślady starej ścieżki.Kolgrim zdecydował się spróbować.Nie miał zresztą wyboru, najwyżej mógł zawrócić.Ale on chciał przejść.Usiłował wprowadzić konia do tunelu, lecz zwierze stawało dęba.Kolgrim wściekał się i krzyczał.W końcu jednak, gdy kopniaki i przekleństwa nie pomogły, musiał zostawić wierzchowca na równinie.Błękitno zielony tunel przerażał go.Im dalej w głąb, tym gęstsza panowała w nim ciemność.Nie widział już ścieżki, a rzeka grzmiała, gotowa pochłonąć go, gdyby podszedł zbyt blisko.Doznawał wrażenia, że kłębiące się wiry tylko czekają, żeby wessać śmiałka.Miejscami woda była tak wysoka, że musiał się czołgać na brzuchu tuż przed lodowym nawisem.Niekiedy rzeka z hukiem przetaczała w tunelu wielkie bloki lodu, a wtedy mógł tylko stać, przywarłszy plecami do zimnej ściany w nadziei, że wściekły nurt go nie porwie.Choć trudno w to uwierzyć, posuwał się do przodu.Gdy dostrzegł, że ciemność przed nim rzednie, a sklepienie nad nim przybiera zielonkawoniebieską, mieniącą się barwę, wiedział, że zbliża się do końca drogi.A kiedy znowu stanął w świetle dnia i zobaczył ten sam widok, na który kiedyś patrzyła Silje, poczuł się niezwyciężony.Jestem wielki, myślał.Nikt prócz mnie by tędy nie przeszedł!Fanatyczna wiara we własne możliwości może czasami pchać człowieka do niepojętych czynów.Drżał, przemoczony do suchej nitki przez niezliczone fontanny wody, które spadały na niego w tunelu.To szybko wyschnie, myślał, nie tracąc optymizmu.Z wolna ruszył w głąb starej Doliny Ludzi Lodu.Zarosłe trawą fundamenty domostw świadczyły o katastrofie, jaka wydarzyła się tu pół wieku temu.Wiatr szumiał ponuro w suchych gałązkach górskich brzóz.Południowe stoki były już suche, choć po drugiej stronie jeziora samotności, na pokrytych lodem skałach, śnieg zalegał jeszcze grubymi warstwami.Kolgrim wiedział, dokąd powinien się udać.Tam jest dom stróża czy raczej ruiny jego domostwa.Tam musiała być zagroda Brattengów.A tam.To tam pewnie mieszkała Hanna z Grimarem.Nad porośniętą trawą zagrodą wciąż trwała atmosfera niesamowitości.Zastanawiał się, czy tam nie pójść ale szeleszczący w zaroślach wiatr zdawał się go ostrzegać.Największy czarownik świata zadrżał i pospiesznie poszedł dalej.Nigdy nie myślał, że będzie tu taka przytłaczająca, straszna pustka!Nie żeby się spodziewał zastać tu ludzi, co to, to nie.To te krzyczące zniszczenia, świadectwa losu żyjących tu kiedyś ludzi, robiły wrażenie nawet na pozbawionym cielesnych uczuć Kolgrimie.W końcu dotarł do resztek domostwa Tengela i Silje.Tutaj urodziła się babka, myślał wsłuchany w bezmierną ciszę.Trudno uwierzyć, ona, która teraz chce być elegancką damą.Taka opinia była dla Liv niesprawiedliwa, ale Kolgrim mierzył ludzi swoją miarą.Czas jednak uciekał, dzień mijał szybko, nie należało go tracić na zbędne rozmyślania.Od czego powinien zacząć? Najpierw przyrządzić czarodziejski straszny napój, czy odszukać miejsce?Serce biło mu mocno z podniecenia.Tylko on jeden na całym świecie wiedział, gdzie.!Nie, najlepiej najpierw przejrzeć zawartość worka.Kolgrim uważał, że to, co robi, jest słuszne.Zamierzał wrzucić całą zawartość worka, jak popadnie, do kociołka i tym sposobem uzyskać pożądane działanie.Nie dysponował żadnymi wskazówkami, jak przywołuje się Szatana, wiedział to tylko Tengel Zły.Ale nie mogę popełnić błędu, myślał Kolgrim [ Pobierz całość w formacie PDF ]