[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W gruncie rzeczy los okazał się dlań łaskawszy niżeli dla tych wszystkich, którzy umierali podobnie jak on, lecz nieco wcześniej i z jego winy.Poprzednicy Stucklera nie zdążyli być ani tak głodni, ani tak zezwierzęceni, by zapomnieć o wiekach kultury, które dźwigali na ramionach.Wciąż jeszcze zdolni byli wyciągać wnioski, oceniać sytuację i wymierzać światu sprawiedliwość wedle norm i zasad, jakie im zaszczepiono w lepszych czasach.Śmierć przyjmowali wprawdzie niekiedy jako wyzwolenie od cierpień, lecz na ogół umierali świadomi, że są ofiarami tyranii, zbrodni i znikczemnienia świata.Stuckler zbyt długo głodował, żeby na koniec cokolwiek rozumieć.Ostatnie miesiące jego życia już tylko na poły były jawą, na poły zaś snem chorego i niemego zwierzęcia.Zapewne nie pamiętał nawet swego nazwiska, nie mógł więc wówczas pamiętać swoich czynów.Umarł bez skruchy i świadomości, a zatem nie wiedział, że ta śmierć była karą za zło, jakiego się dopuścił wobec innych ludzi.W tym sensie edukacja nad brzegami rzeki Ob okazała się chybiona, w każdym razie w wypadku Stucklera.Gdyby go postawiono przed sądem, wysłuchano jego argumentów, skonfrontowano ze świadkami, a następnie ukarano, jak to się zresztą zdarzało wobec niektórych jego towarzyszy broni, może miałby szansę okazania skruchy za grzechy, które zrozumiał lub tylko ogarnął umysłem.Wyrzucony poza krąg cywilizacji, która go powołała do istnienia, ukształtowała mentalność oraz charakter, skazany na długą wegetację ni to człowieka, ni zwierzęcia, pozostał już tylko bezmyślnym upiorem, poza sferą moralnych ocen i wyborów.Nawet w tej mierze ludzkość nie miała z niego pożytku.Lecz on sam mógłby powiedzieć raz jeszcze, że tak było zawsze.Koń, posłuszny dłoni jeźdźca, zatrzymał się.Biały obłok zasłonił słońce.Zielona murawa nabrała barwy fioletu.Wokół Stucklera było pusto.Tylko teraźniejszość, pomyślał.Nie lubił pamięci.Może nawet nie lubił życia.Lubił przeszłość odległą.Tam odnajdywał siebie jako symbol, znak.Nawet coś więcej, bo z historii czerpał przekonanie, że uczestniczy w kontynuacji, że zaczął się dawno, co prawda nie w sensie cielesnym, jako syn i wnuk młynarzy z okolicy Saalfeld, czponek ruchu, oficer i jeździec na ładnym dereszu, na fioletowej murawie, pod koronami bezlistnych drzew, więc nie cieleśnie zaczął się tak dawno temu, ale w sensie duchowej misji, powinności pewnej cząstki rodzaju ludzkiego.Tak było zawsze.Zawsze byli zdobywcy i okrutnicy, którzy deptali ziemię, aby uczynić ją bardziej uległą, i byli także inni, ofiary łupiestwa, podboju, tyranii, których kości użyźniały ziemię.Takie zapewne było przeznaczenie ludzi, i nie oni wybierali swój los, lecz jakaś siła nadrzędnie porządkująca historię, z której wyroków jedni panowali, inni zaś byli poddanymi.Stuckler wiedział z całą pewnością, że dane mu jest panowanie.Jego powinnością było ziemię deptać, a nie użyźniać swoim ciałem.Tak było zawsze.Czyż wielki Rzym nie został zbudowany na karkach tysięcy niewolników? Kto dzisiaj zna ich imiona? Kto pamięta o ich istnieniu? A przecież dźwigali potęgę imperium, wszystkie rzymskie budowle i podboje, całą rzymską kulturę i cywilizację, która nadal jest święta.Cierpienia niewolników nie zostawiły żadnego śladu w historii, podczas gdy Rzymianie stworzyli historię wielkich połaci świata.Tam, gdzie sandał rzymskiego legionisty podeptał ziemię, rozkwitały dzieje człowieka.Iluż niewolników użyźniło tę ziemię swymi prochami? Już Rzym stosował zasadę zbiorowej odpowiedzialności i wyniósł wspólnotę obywateli rzymskich ponad wszystkich innych mieszkańców ziemi.Tylko oni cieszyli się wolnością, przysługiwały im prawa oraz przywileje.Tak było zawsze.I dzięki temu świat po prostu istniał.Jeśli przegramy wojnę, myślał Stuckler, przecięta zostanie nić historii.Narodzi się jakieś monstrum bez pępowiny, ludzkość bez wojowników, a więc słaba, gnuśna i skazana na powolną zagładę.Nasi wrogowie gadają o demokracji.W imię demokracji chcą pokonać Rzeszę.Błazeństwo! Ostatecznie nawet republika rzymska miała swych niewolników.A słynna demokracja ateńska opierała się na niewolnictwie od pierwszej do ostatniej chwili istnienia.Tak było zawsze.Nigdy nie było inaczej.Tak było zawsze.Stuckler spojrzał na zegarek.Minęło południe.Musiał wracać do pracy.Znów zajaśniało słońce.Koń poszedł wyciągniętym kłusem.Stuckler poczuł rześkość.Życie wojownika, pomyślał.Proste, żołnierskie życie.Nawet jeśli przegramy, kiedyś będą nam zazdrościć.Bo jest w nas surowe piękno, coś z aniołów.A także krój naszych mundurów jest jedyny w swoim rodzaju, niedościgniony.Kiedyś będą nam zazdrościć.Tak było zawsze.XXKiedy obudziła się nad ranem, ogarnęło ją uczucie radosnego zdumienia.Przez okno widziała skrawek jaśniejącego nieba, ciemne gałęzie drzew, ich delikatne, zielone pędy.W lustrze toaletki odbijało się łóżko, szafka nocna, fałda świeżo obleczonej kołdry, kształt nagiej stopy.To była jej własna stopa, wychylona poza kołdrę.Zgrabna, szczupła stopa kobieca.Jakie to wspaniałe, pomyślała Irma Seidenman, że budzę się właśnie tutaj! Dopiero teraz udczuła radość życia i przywiązanie do własnego ciała.Oglądała stopę w lustrze, poruszając palcami.Więc jednak ocalałam, myślała radośnie, jestem tutaj, we własnym domu.Lecz nagle przelękła się, że może zginąć, nie doczekać końca wojny, podzielić los innych Żydów.Przez poprzednie lata liczyła się z taką ewentualnością, ale zawsze towarzyszyło jej przekonanie, że jakoś przetrwa, wydobędzie się z tej sieci.W klatce na ulicy Szucha była pogodzona ze śmiercią, myślała o minionym życiu, o tym wszystkim, co zostało spełnione.Była spokojna, może nawet pogodna.Z pokorą przyjmowała wyrok losu, straszny, lecz przecież oczywisty, jeden z tego miliona wyroków, jakie zapadały o każdej godzinie.Nastąpiło to, co było nieuniknione.Skłonna była uznać, że to, co nieuniknione jest rodzajem powinności, a zatem śmierć nie wzbudzała w niej moralnego protestu.Dopiero teraz, leżąc w łóżku, o świcie następnego dnia, zaczęła zdawać sobie sprawę, że uniknęła czegoś potwornego, że nieodwołalny koniec był bardzo bliski - i przeraziła się.Nigdy dotąd nie odczuwała tak silnego pragnienia życia.Na myśl, że dziś albo jutro znów może znaleźć się w klatce na Szucha, na Pawiaku lub pod murem straceń, ogarnął ją strach.Naciągnęła kołdrę na głowę i leżała nieruchomo, szczękając zębami, bez tchu, teraz dopiero zabijana, dręczona z najbardziej wyrafinowanym okrucieństwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]